Dwugłos o Iraku

Dwugłos o Iraku

Telewizyjne relacje nie pozostawiają wątpliwości – w Iraku rozgrywa prawdziwy, krwawy dramat. Uzbrojone bojówki zdają się panować nad wieloma irackimi ulicami, zmuszając żołnierzy koalicji do wycofania się na przedmieścia. Czyżby dowodzonym przez Amerykanów siłom okupacyjnym sytuacja wymykała się spod kontroli?


 

Gen. Mieczysław Cieniuch: Nie popełniono znaczących błędów

– O tym nie ma mowy – twierdzi zdecydowanie gen. Mieczysław Cieniuch, koordynujący plany przerzutu i działania polskich jednostek w Iraku. – Przede wszystkim dlatego, że nie mamy do czynienia z ogólnonarodowym powstaniem – np. takim, jakie miało miejsce po pierwszej \”Pustynnej Burzy\”, gdy przeciwko reżimowi Husajna powstali niemal wszyscy szyici. W tej chwili przeciw wojskom koalicji występuje zaledwie jeden z szyickich odłamów – silny, ale wcale nie najliczniejszy.
Co ważne – podkreśla generał – grupa Muktady al-Sadra nie zdobyła jednoznacznego poparcia pozostałych ugrupowań szyickich. Choć z drugiej strony, żadne z nich nie opowiedziało się zdecydowanie przeciw wznieconej przez Al-Sadra rebelii – zauważa trzeźwo Cieniuch.

Walka o władzę

Dlaczego w ogóle do niej doszło? Jeszcze niedawno mówiło się, że misja stabilizacyjna przynosi coraz lepsze efekty. Na tyle trwałe, że nie zniweczą ich powtarzające się regularnie skrytobójcze, partyzanckie ataki.
– Raczej nie możemy mówić o jakichś ewidentnych błędach koalicji, które sprowokowały te zamieszki. Ich przyczyna tkwi gdzie indziej – mówi gen. Cieniuch. – Zbliża się 30 czerwca, data oddania władzy Irakijczykom. To, co się teraz dzieje, to walka o zdobycie pozycji najsilniejszego, z którym przy przekazywaniu władzy koalicjanci musieliby się liczyć najbardziej. To zaś może oznaczać, że w ciągu najbliższych tygodni podobnych wystąpień będzie więcej…
Czy stwarzają one duże zagrożenie dla naszych żołnierzy stacjonujących w Iraku? Zdaniem gen. Cieniucha, z wojskowego punktu widzenia sprawa wygląda dwojako. Z jednej strony bowiem, szyickie bojówki składają się z młodych, niedoświadczonych chłopców, niedysponujących bronią ciężką. Lecz z drugiej strony, do starć dochodzi w trudnym, zurbanizowanym terenie, stwarzającym znakomite okazje do ataków z zaskoczenia.
– Zwłaszcza że ci chłopcy znają potencjalny plac boju jak własną kieszeń – precyzuje generał. – Inny problem polega na tym, że nasi żołnierze nie mogą traktować ich jak klasycznego wroga, czyli takiego, którego powinno się jak najszybciej zniszczyć. W tym przypadku bowiem seryjne zabijanie grozi jeszcze większą eskalacją zamieszek…

Powody do frustracji

Zdaniem generała, obecna sytuacja w Iraku jest dla Polaków powodem do szczególnej frustracji. I to z kilku powodów. Po pierwsze, rozpada się właśnie kruchy rozejm między grupami zamieszkującymi polską strefę.
– W relacjach telewizyjnych pokazuje się wystąpienia przeciw koalicjantom, tymczasem w Iraku obserwujemy również ogromną eskalację nienawiści wewnątrz ludności szyickiej – mówi Mieczysław Cieniuch. – A tak dbaliśmy, tak chuchaliśmy na zaprowadzony przez nas porządek… Jednak jeszcze bardziej frustrujące jest zniszczenie budowanego przez nas systemu bezpieczeństwa, opartego na lokalnych władzach, policji i Korpusie Obrony Cywilnej. W takich miastach jak Kut czy Nadżaf uległ on niemal całkowitej dezintegracji. W innych miejscowościach jest nieco lepiej, ale co będzie dalej, trudno powiedzieć.
Trudno bowiem o jednoznaczne prognozy – twierdzi generał. Według niego, wiele wskazuje na to, że sytuacja zmierza ku uspokojeniu nastrojów. Przynajmniej w polskiej strefie, czemu mają służyć pojednawcze rozmowy z duchownymi oraz niedemonstrowanie własnej siły przez stacjonujące tam oddziały.
– Niewykluczone jednak, że nastąpi jakaś gwałtowna zmiana sytuacji, i to zupełnie bez przyczyny – dodaje Cieniuch. – Pamiętajmy bowiem, z jakim regionem świata mamy do czynienia. Z jakim charakterem zamieszkującej go ludności…


 

Prof. Marek Dziekan, arabista: Amerykanie nie zabezpieczyli tyłów

Zdaniem prof. Marka Dziekana, arabisty z Uniwersytetu Łódzkiego, to, co się dzieje obecnie w Iraku, było nie do uniknięcia.
– Ujmując rzecz po wojskowemu, Amerykanie nie zabezpieczyli tyłów – mówi profesor. – Już wiele miesięcy temu wiedzieli, że Muktada al-Sadr i skupieni wokół niego bojownicy to grupa o charakterze awanturniczym. Trzeba więc było zneutralizować jej potencjał, włączając Al-Sadra do tymczasowych władz irackich albo, mówiąc brutalnie, pozbyć się go siłą. Póki nie był tak mocny jak teraz. Lecz Amerykanie pokpili sprawę – niejako sami wyhodowali sobie bardzo niebezpiecznego populistę.
Co teraz można zrobić? Zdaniem profesora, nie ma już dobrej recepty. Doszło bowiem do takiego nagromadzenia błędów popełnionych przez Amerykanów, że w tej chwili – cokolwiek by uczynili – każdy ich ruch będzie zły.

Brak iluzji samorządności

– O jakich błędach mówimy? – stawia pytanie prof. Dziekan. – Po pierwsze, wspomniane już zignorowanie Al-Sadra. Po drugie, słabe rozpoznanie Iraku. Przygotowując się do inwazji, Amerykanie czerpali wiedzę na jego temat od specjalistów działaczy emigracyjnych, którzy w rządzonym przez Husajna kraju nie byli od lat lub wcale.
– Ich też, ludzi zupełnie nieznanych i bez poparcia w kraju, wytypowali na przedstawicieli nowo powstałych władz – dodaje prof. Dziekan. – A przecież wśród szyitów jedyny realny posłuch mają ajatollahowie. Amerykanie całkowicie ten fakt zignorowali. Trudno powiedzieć, na ile ulegli mitowi zeświecczonego przez Husajna państwa, a ile było w nich oporu przed dogadywaniem się z – ich zdaniem – fundamentalistami. Zresztą w tej chwili nie ma to już znaczenia…
Trzeci z zasadniczych amerykańskich błędów to sposób, w jaki wprowadzano nowe rządy.
– Amerykańskie intencje, kryjące się za inwazją, nie jawią mi się jako zbyt altruistyczne – mówi profesor. – Dla własnego spokoju mogli jednak pokusić się przynajmniej o stworzenie Irakijczykom iluzji samorządności. Tymczasem przeważyły opcja autorytarna i iście okupacyjny sposób sprawowania władzy. To musiało zrodzić gniew Irakijczyków.
Zdaniem Marka Dziekana, w tej chwili potrzeba cudu, by udało się odkręcić spiralę przemocy. Czy ten w ogóle nastąpi?
– Cóż, jestem pesymistą… – przyznaje profesor.

Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy