Działać w trójce klasowej

Istnieją rady rodziców podważające kompetencje nauczycieli i drugie – zbierające składki i przytakujące we wszystkim nauczycielom Na pierwszym zebraniu rodzice siadają zwykle w ostatniej ławce i jak na komendę spuszczają głowy, udając, że ich nie ma. – To może ktoś na ochotnika? – cierpliwie pyta wychowawczyni, szukając bezradnym wzrokiem jakiejś podniesionej ręki. Cisza. – W klasie jest aż 20 chłopców – agituje pani. – Będziemy wyjeżdżać na biwaki, przydałaby się męska opieka – bierze panów na honor. Cisza. – No to pozwolą państwo, że skorzystam ze ściągi. Koleżanki podpowiedziały, że pani Maria ma już doświadczenie. – A tak, ma – przytakuje pan Józef. – Ma syna w maturalnej. – Skoro państwo się znają… – podchwytuje nauczycielka. – Kto, ja? – pyta z przerażeniem mężczyzna. Wie już, że wpadł. Trzeciego członka wzięto humorem: – Pani ma przecież bliźniaki, więc pani się nie wywinie. Reszta rodziców oddycha z ulgą. Po zebraniu jedna z trójkowiczek przypomniała sobie o Dniu Nauczyciela. Stworzono szybko mały fundusz klasowy (po 10 zł na początek), bo zdecydowano, że panu od WF, który w tym dniu nie ma zajęć, tulipana nie będzie się wręczać. Trójka się rozeszła. – Zawsze uczę młodych wychowawców, aby grozili: „Nie wyjdziemy, dopóki się nie wybierzemy” – opowiada Elżbieta Moskwa, dyrektorka Liceum im. Kazimierza Wielkiego w Warszawie. – Wtedy zebranie idzie sprawnie, bo jakiemuś tacie zwykle się spieszy i wpisuje na listę żonę, która nic o tym nie wie. – Na pierwszym zebraniu zrobiłem łapankę – potwierdza Jacek Mrozicki, wychowawca w jednym z warszawskich techników. – Miałem szczęście, bo znaleźli się rodzice dzieci, które doszły w tym roku. Chcą okazać zainteresowanie. W 90% wybór trójek to wypełnienie rubryk na pierwszej stronie dziennika. Skoro są, trzeba kogoś do nich wpisać. Zakładnicy szkoły Coraz więcej rodziców wątpi, czy społecznikowska postawa ma jeszcze jakiś sens. – Już teraz istnieją szkoły bez trójek klasowych. Bo w większości są one fikcją. To taki organ do robienia kanapek i zbierania składek – mówią nie bez złości. A jak być powinno? Trójki klasowe, rada rodziców i rada szkoły – na tych instytucjach opiera swoją działalność szkoła. A przynajmniej powinna. Bo w praktyce rada szkoły nie wszędzie występuje. – Może dlatego, że ma za duże kompetencje i nauczyciele nie chcą się z tym pogodzić – zastanawia się Elżbieta Kaczmarek-Huber z Zabrzańskiej Międzyszkolnej Rady Rodziców. – Marzyłem, by moje dzieci chodziły do szkoły społecznej, ale nie było mnie stać – mówi pan Jerzy, który ma syna w gimnazjum na warszawskim Grochowie. – Postanowiłem więc zrobić coś, by było im lepiej. Zgłosiłem się do trójki i zacząłem działać. Chciałem zaprosić na prelekcję znajomego z Monaru, ale uznano to za dziwactwo. Raz zgłosiłem postulat, by obdarzyć dzieci większym zaufaniem i pozwolić na trzy, cztery godziny nieobecności niewymagającej usprawiedliwienia. Ciągle słyszałem sprzeciw grona. A moją jedyną rolą było dyżurowanie przy drzwiach na dyskotece. Na własne życzenie wypisałem się więc z trójki. Bo na zebraniach nigdy nie słyszałem o problemach dzieci, ale zawsze o składkach na bieżące potrzeby. A poważniejszych problemów nie brakuje. Niezapowiedziane zmiany wychowawcy, likwidowanie klas i tworzenie nowych, liczniejszych. Pojawiające się i znikające przedmioty. Bywa, że dzieje się to w ciągu roku szkolnego. A rodzice dowiadują się o tym na końcu. Elżbieta Kaczmarek-Huber ma już za sobą epizod w trójkach klasowych i wie, jak wygląda ta współpraca. – Dyrektor coś zarządza, a wychowawca przekazuje decyzję na zebraniu. Trzeba odremontować salę, trzeba obstawić dyskotekę starszych klas. Trzeba, trzeba, trzeba. I jeszcze coś tam opłacić. Bo komitet rodzicielski nagle przestał wystarczać – mówi. – Nie ukrywam, że skoro jestem w trójce, wtrącam się w program nauczania. Skoro nauczyciele wymagają od mojego dziecka, to ja wymagam od nich – mówi anonimowy tata trzecioklasisty. Dodaje jednak, że trzeba być ostrożnym, bo gdy rodzice narażą się nauczycielowi, może oberwać uczeń. I to na dwa sposoby: albo dziecko jest traktowane jak powietrze, albo na odwrót – jest odpytywane na każdej lekcji. A pod koniec roku nagle pojawiają się „problemy wychowawcze”. I zamiast wzorowego na świadectwie wpisywane jest tylko odpowiednie. W Gimnazjum nr 1

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 46/2002

Kategorie: Oświata