Dzielnica smrodu i raka

Dzielnica smrodu i raka

Życie mieszkańców Nowego Portu paraliżuje smród. Nikt nie chce się do niego przyznać „Zgniłe jaja”, „zepsute mięso”, „smród szczypie w oczy”, „odory przypominają spalaną padlinę” – to tylko niektóre określenia smrodu paraliżującego życie w Nowym Porcie. Problem pojawił się kilkanaście lat temu. Przez jakiś czas po interwencjach mieszkańców było lepiej. Teraz znowu śmierdzi, zazwyczaj w weekend, w różnych godzinach. To taki rodzaj woni, przy którym nie da się normalnie funkcjonować. Łzawienie, ból głowy, wymioty – trudno to znieść. Ze smrodem ludzie radzą sobie, jak mogą: w szpary okien wsadzają koce, rozpylają odświeżacze, jeżdżą do znajomych z innych dzielnic, suszą pranie w domu. Wychodząc na ulicę, zasłaniają nos. Na ich życie coraz bardziej wpływa odór: wychodzić czy nie wychodzić, zaprosić znajomych czy nie, bo wstyd. Skąd śmierdzi? Oficjalnie nie wiadomo. Mieszkańcy jednak twierdzą, że za uciążliwe zapachy odpowiada spalarnia odpadów niebezpiecznych umiejscowiona obok gdańskiego Westerplatte – firma Port Service. Jedyna taka na Pomorzu, a może i w całym kraju. Spala odpady radioaktywne, szpitalne, silikony, gumy, rozpuszczalniki, kleje, oleje, baterie, opony. Także z Ukrainy. Nad spalarnią cały czas unosi się dym. Bywa, że jest czarny, smolisty. Zarząd nie poczuwa się do odpowiedzialności. Pracownicy utrzymują zgodnie, że spełniają wszystkie wymogi ochrony środowiska. – Nie można stwierdzić, że śmierdzi od nas. Należy patrzeć na to bardziej globalnie. Przecież Nowy Port to obszar przemysłowy – komentuje przedstawiciel firmy Port Service, Paweł Król. Im nie śmierdzi. Jak tylko zobaczą, że dzwoni ktoś z Nowego Portu, odrzucają połączenia, donoszą mieszkańcy. Prezydent Gdańska od kilku najbardziej śmierdzących miesięcy popiera działania mieszkańców. Im nie śmierdzi, a nam śmierdzi Ludzie są zdeterminowani: coś trzeba ze śmierdzącą sprawą zrobić. Organizują spotkania informacyjne, zapraszają prasę i telewizję. W dzielnicy był prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który osobiście mógł się przekonać, jaki to problem. Wojewódzki inspektor ochrony środowiska nałożył na Port Service parę tysięcy złotych kary, ale wstrzymał jej wykonanie. Specjaliści z WIOŚ pewnego dnia pojawili się z niezapowiedzianą wizytą w firmie. Zmierzyli podobno wszelkie wskaźniki i odczynniki i na służbowym piśmie napisali: „Brak zagrożenia”. Zresztą nie stwierdzili „uciążliwości odorowej” w dzielnicy. – Wygląda na to, że sprawa potrwa długie lata. Dziurawe prawo, zła wola Port Service, który udaje, że nic się nie dzieje – wszystko to sprawia, że nie wiadomo, ile jeszcze będziemy żyć w tym smrodzie. Pewnie wielu z nas momentu, kiedy ten truciciel zniknie, po prostu nie dożyje – martwi się pan Andrzej z Nowego Portu. „Przez to wszystko cały Gdańsk zamieni się w miasto smrodu. I jeszcze raka”, komentuje anonimowy internauta na jednym z forów dyskusyjnych. Interwencje zdarzały się już wcześ- niej. Najgłośniejsza afera to ta z 2013 r., związana z magazynowaniem tysięcy ton ziemi zawierającej heksachlorobenzen (HCB), toksyczny pestycyd zakazany w Unii Europejskiej. Firma sprowadziła tę ziemię z Ukrainy. W internecie nadal można znaleźć wiele zdjęć, na których widać pracowników w strojach ochronnych i worki pełne odpadów niewiadomego pochodzenia na tle szyldu Port Service. To wszystko 100 m od brzegu Bałtyku. Jak twierdzą obserwatorzy, worki nie były zabezpieczone, niektóre miały nieszczelności. Port Service za składowanie odpadów w miejscach do tego nieprzeznaczonych dostał 6 mln zł kary. Karierę w firmie po procesie sądowym zakończył ówczesny prezes Krzysztof P. (były szef gabinetu Lecha Wałęsy, były wicewojewoda gdański). Zarzuty usłyszały również trzy inne osoby. Kara finansowa po odwołaniu została zawieszona, ale pod koniec sierpnia Główny Inspektorat Ochrony Środowiska utrzymał ją w mocy. Co z tego, skoro spalarnia działa w najlepsze, a dym leci cały czas? W Belgii czy w Danii także funkcjonują podobne, duże spalarnie odpadów, jednak tam fetor tak nie dokucza. Mieszkańcy Nowego Portu twierdzą, że za sytuację mogą odpowiadać przestarzałe technologie. – Instalacje Port Service nie są w najlepszym stanie. To wiemy nie od dziś. Biorąc pod uwagę liczne skargi i zaniepokojenie mieszkańców, podjąłem inicjatywę o zgłoszeniu do prokuratury stanu obecnego, który powoduje pogorszenie jakości życia – zapewnia Paweł Adamowicz. Przedstawiciele spółki nie widzą jednak konieczności większych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 51/2015

Kategorie: Kraj