Ponieważ mamy tydzień przedświąteczny, MSZ nie pracuje. Podobnie zresztą jak większość polskich urzędów.
Ministerstwo nie pracuje, bo odbywają się spotkania wigilijne. To jest nowy świecki zwyczaj, obecny w MSZ od roku 1989. Wcześniej, za PRL-u, było tak, że Wigilii nie obchodzono, za to świętowano Nowy Rok. O 10.00 minister składał życzenia zastępcom i dyrektorom, o 11.00 rozpoczynały się spotkania w departamentach. Tak było przyjęte, MSZ-owscy urzędnicy demonstrowali swój ateizm, nawet jeśli co poniektórzy z nich byli wierzący. Zresztą w tym względzie niewiele się zmieniło, dziś zamiast Nowego Roku obchodzona jest Wigilia, łamanie się opłatkiem, a urzędnicy demonstrują wiarę, nawet jeżeli są niewierzący.
W tym roku MSZ-owska Wigilia wypadła w poniedziałek. To efekt kalendarza: we wtorek jest posiedzenie rządu, po którym minister Cimoszewicz udaje się na urlop, więc czas na spotkania i życzenia jest tylko w pierwszym dniu tygodnia. Zresztą na urlop jedzie nie tylko on – bo i wiceministrowie Truszczyński, Zaleski i Załucki. Na świąteczno-noworoczną przerwę zostaną w MSZ wiceminister Rotfeld i dwaj nowi podsekretarze stanu: Najar i Wolski…
Ale wracając do Wigilii – patrząc z dołu, jest ona zawsze organizowana na szczeblu departamentu (szczebel wyżej, do wiceministra lub ministra, chodzą tylko dyrektorzy). Są więc chipsy i orzeszki, parę butelek wina (zdarzają się lata, że te butelki podsyła sekretariat ministra). Dyrektor wygłasza krótkie przemówienie, a potem załoga łamie się opłatkiem i wypija po lampce wina.
A jeśli minister nie podeśle dwóch butelek lub ma wizję walki z kosztowaniem alkoholu w pracy? To nie jest wielki problem. Bo w okresie przedświątecznym MSZ jest zasypane rozmaitymi trunkami. Zwłaszcza departamenty terytorialne. Ich dyrektorzy otrzymują od ambasad kosze z upominkami i markowymi alkoholami. Poza tym przyjeżdżają do Warszawy, na urlop, nasi ambasadorowie. I chodzą po MSZ z takimi neseserami-kuferkami wypełnionymi kupionym w dyplomatycznych sklepach alkoholem. Gdzie pójdą, tam coś zostawią – do wiceministra kierunkowego, do dyrektora departamentu, do swojego desk officera, do kadr… Dobrego alkoholu (przeważa markowa whisky) w MSZ nie brakuje.
Na szczęście pracownicy MSZ potrafią się z nim obchodzić. Bo po pierwsze, lampka to nie jest wiele, a po drugie, piją ludzie zaprawieni w bojach – na placówkach trzeba niejednokrotnie zaliczyć dwie, trzy imprezy dziennie, takie z toastami, więc ma się wprawę.
A jak minister zabrania pić?
Był taki kazus w historii MSZ, pić zabronił Stefan Olszowski. Więc go szybko zapytano, co zrobić, jeżeli imprezę zaszczyci zagraniczny dyplomata. Np. ze Związku Radzieckiego. Wówczas Olszowski odpowiedział, że można w takich sytuacjach częstować alkoholem, ale w ograniczonych ilościach.
Od tego czasu było jak zwykle – co bardziej strachliwi dopraszali jakiegoś dyplomatę, co rozsądniejsi opowiadali, że przed chwilą taki wyszedł.
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy