Dzień bez imigranta

Dzień bez imigranta

Tłumy ruszyły na amerykańską ulicę, by przeciwstawić się zaostrzeniu prawa imigracyjnego Pisze się po niemiecku razem: Schwarzenegger, a czyta po polsku osobno: Czarny Murzyn. Po angielsku tak by raczej w Stanach Zjednoczonych nie można było się nazywać, bo to kraj poprawny politycznie. Jaki byłby odbiór komunikatu, że Czarny Murzyn trzęsie portkami przed Latynosem? Jakie wywołałby emocje? Austriacki Schwarzenegger trząść portkami przed meksykańskimi Latinos może bezkarnie. Jeśli ma jeszcze na imię Arnold, a ksywę „Terminator”, można się nawet pośmiać z kontrastu tej sytuacji. Tak było 25 marca br. w Los Angeles, kiedy półmilionowy tłum imigrantów latynoskich zablokował miasto. Gubernator Kalifornii, Arnold Schwarzenegger, zaskoczony skalą demonstracji, nieznaną od czasu wojny wietnamskiej, nerwowo dopytywał się burmistrza Antonia Villarai-gosy, co właściwie jest grane i czy wszystko jest under control. Co jest grane, Villaraigosa wiedział, bo pochodzi z meksykańskiej rodziny imigranckiej, a pod kontrolą sytuację miał najlepszy gliniarz w Ameryce, komisarz William Bratton. Zresztą nie musiała to być kontrola nadmierna. Masa ludzka płynęła przed kamerami wszelkich telewizji i wznosiła okrzyki, że chce być traktowana po… ludzku. Bo ona ten kraj buduje, wykonując roboty, których rodowici obywatele USA nie chwyciliby się za pieniądze nawet trzykrotnie większe. Źródło tego widowiska leży w statystyce. Na koniec ubiegłego roku spośród 295,7 mln mieszkańców USA 11,8 mln, czyli 4%, nie miało aktualnie ważnego statusu pobytowego. Najwięcej z nich – 2,5 mln – zamieszkuje w Kalifornii, w Teksasie – 1,4 mln, na Florydzie – 900 tys., a w stanie Nowy Jork – 700 tys., z czego w samej metropolii – 550 tys. W czasie prezydentury George’a Busha Stanom przybyło 8 mln imigrantów, z tego połowa nielegalnych. Przy całej retoryce akcentującej troskę o bezpieczeństwo i konieczność rozmaitych regulacji ograniczających prawa obywatelskie (z Patriot Act na czele) jest to wynik, którym trudno się chwalić. Stąd rozmaite próby „naprawcze”, o czym dalej. Dzień bez Meksykanina Cała koncepcja demonstracji oparta została na… fabule filmowej. W 2004 r. weszła na ekrany komedia „A Day Without a Mexican”, która pokazała, co by się stało, gdyby jednego dnia w Stanach Zjednoczonych do swoich prac nie przyszli Meksykanie. Kto zająłby się dziećmi Amerykanów śpieszących do banków i biur, kto by im wysprzątał domy, trawę przed nimi skosił, usmażył hamburgera i nalał coca-coli w McDonaldzie, a benzyny do auta na stacji? Jak wyglądałyby hotele, centra handlowe i szpitale wymiecione ze sprzątaczek, pielęgniarek i ekspedientek, a jak drużyny bejsbolowe bez ich chłopaków? Kto pracowałby na budowach, a kto sortował śmieci? Kto dawałby się na ochotnika zabijać w amerykańskim wojsku? Długa lista. W komedii oczywiście było do śmiechu, na ulicach Los Angeles już nie. W realu przyszli ci, którzy w fabule nie przyszli. To przyjście z wypiekami na rumianych gębach oglądali „prawdziwi” Amerykanie, których dziadkowie (lub nawet rodzice) wyjeżdżali z kulturalnej, lecz głodnej Europy dwie generacje temu. Zapomniał wół… Wodospad Sensebrennera Stanem słynnym z piwa, wołowiny i nabiału jest Wisconsin, organizowany w dużej mierze przez Niemców. Mają tam wiele spraw dobrze poukładanych. W Izbie Reprezentantów z okręgu Mennonee Falls (Menonickich Wodospadów) zasiada potomek niemieckich imigrantów, republikanin James Sensebrenner. To legislator, który właśnie wszedł do historii. Był on promotorem restrykcyjnej ustawy o wzmożeniu kontroli granic i ograniczeniu nielegalnej imigracji, słynnej HR 4437 (HR = House of Representatives, czyli Izba Reprezentantów, 4437 zaś to numer, pod jakim ją zarejestrowano). Innowacyjność koncepcji polegała na skryminalizowaniu nieudokumentowanego pobytu w Stanach, czyli zaprzeczeniu całej ideologii imigranckiej tego kraju, wypisanej m.in. na cokole Statuy Wolności przez poetkę i bojowniczkę o prawa obywatelskie Emmę Lazarus: „Dajcież mi waszych utrudzonych, waszych biedaków, wasze zbierające się masy, by odetchnąć wolnością…” i wyrażającej zapowiedź nowego życia na ziemi amerykańskiej. Sensebrenner z Wodospadów wymyślił, że fakt nieuregulowanego pobytu jest… przestępstwem i podlega ściganiu z wszelkimi konsekwencjami. Jeżeli teraz policjant zatrzymuje samochód do kontroli, nie pyta o status pobytowy szofera, bo to go nie powinno interesować. Pod władztwem HR 4437 – już musi. Podobnie dyrektorkę szkoły czy rejestratorkę pogotowia ratunkowego. To jednak dopiero rozgrzewka. Kryminalistami mieliby zostać także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2006, 2006

Kategorie: Świat