Dzień feministek

Na manifie mogą publicznie wykrzyczeć to, czego nikt nie chce słuchać Piątek, 8 marca. Dla jednych po prostu Dzień Kobiet. Dla feministek – długo wyczekiwany moment, kiedy mogą przypomnieć, że istnieją. To dzień wielkiej manifestacji (one mówią: „manify”). Przed godziną 15. pod pomnikiem Kopernika na Nowym Świecie gromadzi się kilkusetosobowy tłum. Większość stanowią studenci, obojga płci. Wszyscy są ożywieni: nadeszła ich chwila, mogą nareszcie publicznie wykrzyczeć to, czego na co dzień nikt nie chce słuchać. Feministki z radykalnych stowarzyszeń i anarchistki wyróżniają się wyglądem. Kolorowe peruki, krzykliwe makijaże, stroje. – Na co dzień wyglądamy normalnie. Ucharakteryzowałyśmy się, żebyśmy rzucały się w oczy. My i nasze hasła – mówi dziewczyna o zielonych włosach, trzymająca planszę z napisem: „Równa płaca za równą pracę”. Dokoła las transparentów: „Uważaj, feminizm jest zaraźliwy”, „Jesteśmy feministycznym betonem”, „Całej płacy i połowy władzy”, „Dajcie nam wolny wybór”, „Chcesz rodzić – rodzisz, nie chcesz rodzić – nie rodzisz”, „Kto pierwszy rzuci kamieniem”, „Chcemy do Unii Europejskiej”. Mija 15.00. Na schody przy Koperniku wspina się Kazimiera Szczuka (krytyk literacki, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim): – Witam na piątej już Wielkiej Manifie Porozumienia Kobiet 8 Marca wszystkich, którzy nie chcą, aby III RP była „piekłem kobiet”. Hasło dzisiejszej manify: „3 x Tak”. „Tak” dla prawa do aborcji. „Tak” dla antykoncepcji. „Tak” dla edukacji seksualnej. Przypominam, że właśnie został wysłany list do Parlamentu Europejskiego, podpisany przez sto kobiet autorytetów, o tym, że doszło w Polsce do barteru rządu z Kościołem: w zamian za zgodę Kościoła na przystąpienie do UE rząd zrezygnował z rozmów o nowelizacji ustawy antyaborcyjnej. Przehandlowano nas! – Wokół aborcji stworzono atmosferę tabu – wspomaga koleżankę Agnieszka Graff, autorka książki „Świat bez kobiet”. – Z języka publicznego praktycznie zniknęły słowa takie jak „płód”, „ciąża”, ich miejsce zajęły „dzieci nienarodzone” i „ochrona życia poczętego”. Nie gódźmy się na pranie mózgów. Aborcja to nie morderstwo, płód to nie dziecko. 200 tys. kobiet, które co roku decydują się w Polsce na nielegalną aborcję to nie morderczynie. To ofiary złego prawa, zakłamania i zmowy milczenia. Manifestuję, bo… Z planszą „Moje życie – mój wybór” stoi Ewa Dąbrowska-Szulc, przewodnicząca Stowarzyszenia Pro Femina: – Jestem feministką od czasów, gdy miałam kilka lat i powiedziano mi, że nie mogę czegoś robić, ponieważ jestem dziewczyną. Zdziwiłam się: dlaczego moim kolegom więcej wolno niż mnie? Po latach trafiłam do grupy feministycznej. Dzisiaj manifestuję, bo jestem za prawem kobiet do decydowania o sobie, za prawem do aborcji. – Popieram feminizm, bo jest słuszny – mówi Robert Kulpa, student kulturoznawstwa. – Dąży do wyrównania statusu kobiet i mężczyzn. Mam dużo koleżanek feministek, studiuję z feministkami. To są normalne, fajne dziewczyny. Inteligentne. – Idę, bo nie jestem męską szowinistyczną świnią – dodaje Andrzej Rozenek, absolwent medycyny. I wyjaśnia: – Dla mnie kobieta to partner, a nie istota niższa, stworzona do roli kury domowej, sprzątaczki, niańki. Moja mama, ciotki i siostra to feministki. Niektórzy przechodnie dziwią się, że na manifestacji jest tyle atrakcyjnych kobiet. Pan Józef, pracownik restauracji na Nowym Świecie, sądził, że feministki to brzydkie babochłopy: wredne, agresywne, nienawidzące mężczyzn. Tymczasem wśród feministek są kobiety rozmaite: młode, stare, ładne, brzydkie, wolnego stanu albo zamężne. Niektóre przyszły z dziećmi. – Feministki tym się różnią, że są inteligentne i świadome. Mają odwagę powiedzieć, że jest dyskryminacja, i potrafią wspólnie działać – komentuje Ewa Dąbrowska-Szulc. – Przyszłam na manifę, bo jestem kobietą. Żyję w kraju, w którym kobiety są zmuszane do rodzenia dzieci, nawet kiedy nie chcą. Czuję się zagrożona w takiej sytuacji, chociaż nie jestem w ciąży i nie byłam. Dostęp do antykoncepcji jest utrudniony, antykoncepcja jest za droga – twierdzi Ewa Majewska, studentka filozofii, członkini Unii Rewolucyjno-Anarchistycznej. Trzyma planszę z napisem: „Ni Boga, ni pana, ni męża”. Zadymiary: pokrzyczą, zamieszają Manifę otwiera występ grupy Radykalne Czirliderki. Młode, ładne, seksownie ubrane dziewczyny tańczą i skandują: „Nikt mnie nie zmusi / Do wzorca mamusi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Ewa Likowska