Dzień Szakala

Dzień Szakala

Tomasz Szukalski, jeden z najlepszych polskich jazzmanów, po chorobie stracił dom, został bez środków do życia. Koledzy próbują mu pomóc Nie lubię oceniać innych. Ale Tomek był talentem wyjątkowym. Z kimkolwiek grał, grał lepiej od niego – mówi o koledze Tomasz Stańko, wybitny polski trębacz jazzowy. Występował na scenie obok największych polskich jazzmanów. Kiedyś chcieli grać z nim wszyscy. Kiedyś… Zachorował, stracił dom, został sam bez środków do życia. Jeden z najwybitniejszych polskich muzyków wpadł w życiowe tarapaty. Szakal – Nie sądzę, żeby był kiedykolwiek tak charakterystyczny saksofonista. Gdyby żył w Stanach, byłby największy – mówi Piotr Rodowicz, kontrabasista, który grał z Szukalskim. To był artysta wielkiego formatu. Z drugiej strony konfliktowy, szorstki, wychowany na warszawskiej Pradze, rękę miał szybką. Niejeden, z którym grał, przekonał się o tym. Pobił nawet swojego przyjaciela, Zbyszka Namysłowskiego, muzyka, któremu tak wiele zawdzięczał. Mimo środowiskowej niechęci do dziś uchodzi za geniusza. – Tomek urodził się w złych czasach. Nie potrafi sobie dzisiaj poradzić. Pazerność nas zjadła – ocenia Tomasz Stańko. Szukalski urodził się 8 stycznia 1947 r. w Warszawie. Ukończył państwowe szkoły muzyczne, najpierw liceum, później studia w klasie klarnetu. Został jednak wirtuozem saksofonu. Wspomina, że grał na nim pokątnie, odkąd instrument pożyczył mu Andrzej Kieruzalski, założyciel Gawędy. Brał udział w nagraniu ponad 100 płyt, koncertował na najważniejszych scenach jazzowych Europy. Dziś klepie biedę. Sernik z majonezem Polski jazz od początku był świetnym towarem eksportowym. Komeda, Urbaniak, Dudziak, Stańko, Trzaskowski, Namysłowski, Nahorny… Lata 70., 80. to był dla nich złoty okres. Zagraniczne wojaże i wymieniane u cinkciarzy dolary zapewniały ponadprzeciętny standard życia. Zakrapiane alkoholem trasy, życie w ciągłych rozjazdach. Raz tu, raz tam. W ramach umiarkowanego szaleństwa pojawiały się narkotyki. Plus oczywiście godziny prób, ćwiczeń i grania. Taka jest cena sławy. Wszyscy z niej korzystali, nieliczni skorzystali. – Wpadał we frustrację. Jak wielu innych, jak Henio Miśkiewicz – mówi Piotr Rodowicz. Szukalski święty nie był, ale się nie wyróżniał. – Żył jazzowo, ale nałogi to nie on – wspomina Tomasz Stańko. – Lubił za to dobrze zjeść, zwłaszcza tłusto. Kiedyś nawet posmarował sernik majonezem. – Zagraniczni producenci zaprosili nas na kolację. Dostaliśmy żabie udka. Duży talerz, mała porcja. Tomek, jak to zobaczył, powiedział, że on tego, k… nie zje. Jest głodny i chce Schweine Schnitzel mit Kartoffeln – wspomina Artur Dutkiewicz, pianista. Nie zagościł na pierwszych stronach kolorowych gazet. I pewnie już zagościć nie zdąży. Były jednak czasy, kiedy o Tomaszu Szukalskim mówiło się z entuzjazmem i dużym uznaniem. Nieprzeciętny, wirtuoz, wszystko przed nim. – Grałem z Szukalskim. Był szalonym muzykiem. Czystym człowiekiem – mówi Michał Urbaniak. Zaczął bardzo wcześnie. Jeszcze na studiach został zaproszony do zespołu Zbigniewa Namysłowskiego. Miał zaledwie 20 lat. Razem nagrali dwie znakomite płyty: „Winobranie” i „Kuyaviak Goes Funky”. Później już było tylko lepiej. Współpracował z Włodzimierzem Nahornym, Tomaszem Stańką, Janem Ptaszynem Wróblewskim. Koncertował niemal we wszystkich krajach Europy. Bywał na międzynarodowych festiwalach, grał w klubach Rzymu, Wiednia, Paryża. – Pamiętam, jak w Hamburgu, na jakimś jam session, przedstawiłem go znanym europejskim jazzmanom. Buty im pospadały. Wszystkim. Wystarczyło, że zaczął grać… – pamięta Stańko. Puławska masakra piłą mechaniczną O Szukalskim krążyły legendy. Pił, bił, wyłaził z niego praski cham. – Tego formatu artyści mają bardzo często osobiste problemy. Świat geniuszy jest bezkompromisowy. Nie rozumieją, że świat realny nie jest taki, jak ich. Ludzie muszą się ze sobą dogadywać. Grałem z Tomkiem. Wiele razy tolerowałem nieprzyjemne teksty. Ale wśród muzyków wulgarny język to codzienność. Są treści, których inaczej nie sposób wyrazić. To część życia muzyków – mówi Piotr Rodowicz. Próbował kiedyś napalić w kominku butlą gazową. Nie dla zabawy. – Żeby było szybciej – nawiązuje Dutkiewicz. – Tomek lubił kupować stare rzeczy. Pojechaliśmy kiedyś do takiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 22/2010

Kategorie: Kultura