Wolność, śmierć i siostrzeństwo

Wolność, śmierć i siostrzeństwo

Eutanazja jest częścią rzeczywistości, nawet jeśli traktujemy ją jak tabu


Marta Nieradkiewicz – aktorka filmowa i teatralna


Patrząc na twój aktorski dorobek, można powiedzieć, że najczęściej grasz w mocnych, zaangażowanych filmach. To bardziej kwestia przypadku czy świadomych wyborów?
– Pewnie wszystkiego po trochu, ale nie jestem aktorką, która przebiera w niezliczonych propozycjach i dokładnie rozrysowała ścieżkę swojej kariery. Przychodzą do mnie głównie takie scenariusze. Nie ukrywam, że chciałabym spróbować czegoś innego, jestem otwarta na kino gatunkowe i może wreszcie przyjdzie na nie pora. Mam poczucie humoru i chętnie zagrałabym w jakiejś komedii. Muszę jednak przyznać, że cieszę się z mojej sytuacji zawodowej, szanuję miejsce, w którym się znalazłam. Niedawno ktoś mnie zapytał, czego dotyczą moje dwa ostatnie filmy – „Lęk” i „Kobieta z…”. Pierwszy opowiada o eutanazji, a drugi o doświadczeniu osoby transpłciowej. To szeroko dyskutowane dziś zagadnienia, czuję, że współtworzę ważne społecznie kino. Być może emanuje ze mnie specyficzny rodzaj energii, który sprawia, że reżyserzy chętniej angażują mnie do takich projektów.

„Lęk” Sławomira Fabickiego, w którym tworzysz duet z Magdaleną Cielecką, opowiada nie tylko o eutanazji, ale i o strachu przed przemijaniem. Często myślisz o śmierci?
– Śmierć nie jest tematem przeze mnie oswojonym i przepracowanym. Nie jestem też osobą, która często nad nią rozmyśla. Pamiętam jednak dwa, trzy momenty, kiedy naszła mnie świadoma myśl, że kiedyś umrę. Dopadł mnie wtedy paniczny lęk. Z drugiej strony zdaję sobie doskonale sprawę, że śmierć jest niezbywalną częścią mojego życia i w końcu się zdarzy.

Miałaś wątpliwości, czy zagrać w tym filmie, ze względu na drażliwy społecznie temat? A może potraktowałaś tę rolę jako wyzwanie?
– Znam przypadki aktorek, które wzięły udział w kontrowersyjnym przedstawieniu i były napiętnowane. Nie bałam się jednak przyjąć roli w „Lęku”. Gdybym ją odrzuciła, czułabym, że zakrywam część swojej osobowości i udaję kogoś, kim nie jestem. Eutanazja jest częścią rzeczywistości, w której żyjemy, nawet jeśli traktujemy ją jak tabu. Ten temat ma własne, podziemne życie, są przecież osoby dokonujące podobnych wyborów. Zaczęłabym się pewnie wahać, gdybym dostała słabszy, publicystyczny scenariusz obarczony jakąś tezą. „Lęk” tymczasem okazuje się wiwisekcją siostrzanej relacji, którą poznajemy w dość traumatycznych okolicznościach. Małgorzata jest ciężko chora i podjęła decyzję o eutanazji, a Łucja odwozi ją do kliniki w Szwajcarii. Każda z nich zupełnie inaczej podchodzi do sytuacji, pojawiają się więc dwie rozbieżne perspektywy. Film stawia wiele pytań, ale nie opowiada się po żadnej ze stron. To wydało mi się najbardziej fascynujące i wartościowe. Lubię kino zaangażowane, choć postrzegam „Lęk” raczej jako filozoficzną dywagację nad życiem i śmiercią i naszym prawem do decydowania o kwestiach ostatecznych. Uważam zresztą, że opinia na temat eutanazji przynależy do sfery prywatnej. A moje zdanie może z czasem się zmienić, bo warunkuje je wiele czynników, np. kondycja psychiczna, doświadczenia życiowe, obecność terminalnie chorej osoby w najbliższym otoczeniu.

Cielesność i seksualność osób chorych też jest wątkiem właściwie nieobecnym w naszej kulturze, a „Lęk” podchodzi do niego śmiało i bezpośrednio.
– Musiałam znaleźć w sobie odwagę do zagrania niektórych scen. Myślę zwłaszcza o fragmencie, w którym moja bohaterka pomaga siostrze zaspokoić potrzebę seksualną po raz ostatni. Podobno na onkologii ukute jest stwierdzenie, że pożądanie umiera ostatnie. Znalazłam też artykuł dotyczący asystentów seksualnych, czyli osób pomagających ludziom z niepełnosprawnościami w zaznaniu cielesnej przyjemności. To dziedzina, która dynamicznie rozwija się w Europie i na świecie, obejmując także przypadki ludzi terminalnie chorych. Pomyślałam, że kluczem do wspomnianej sceny będzie próba rozładowania napięcia, poradzenia sobie z bólem. Wcześniej Łucja widzi, że siostra próbuje uwolnić swoje pożądanie w kontakcie z nieznajomym, ale ten mężczyzna ucieka. Traktuję więc zachowanie mojej bohaterki jako gest oddania, pomocy Małgorzacie. Zależało nam na zbudowaniu sceny, która nie będzie odczytywana w kluczu erotycznym. Coś innego ma tutaj wybrzmieć: ludzie mają sferę seksualną, która zostaje z nimi do końca. Schorowanemu człowiekowi nie wyłącza się żaden wewnętrzny system, a potrzeby seksualne magicznie nie znikają. Mogą się pewnie wyciszyć, ale nie zostają usunięte. W kraju tak silnie katolickim, w którym nie umiemy rozmawiać o seksie, ta kwestia leży gdzieś w cieniu. A nasz film rzuca na nią snop światła.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 47/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym


Marta Nieradkiewicz – (ur. w 1983 r.) absolwentka PWSFTviT w Łodzi. Występuje na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie. Za rolę w „Płynących wieżowcach” otrzymała w Gdyni nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Dwukrotna laureatka Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego za role w „Kamperze” i „Zjednoczonych stanach miłości”


Fot. Apple Film

Wydanie: 2023, 47/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy