Tag "śmierć"

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Dni Matki

Odwiedziliśmy mamę tłumnie, wszystkie jej dzieci i osoby towarzyszące, czuła się ważna, kochana i otoczona bliskimi – czyli wprost przeciwnie do tego, jak jeszcze przed miesiącem, w szpitalnej izolatce. Państwowy szpital wypisał ją jako pacjentkę sondowaną, skrajnie wychudzoną i zanemizowaną, a pani ordynator na pożegnanie dała do zrozumienia, że rokowania są kiepskie. Słowem, szukałem dla mamy ośrodka, w którym będzie mogła spokojnie dożyć swoich dni (optymistycznie liczyłem na tygodnie). Nie było już z nią kontaktu werbalnego – w pierwszych dniach hospitalizacji pielęgniarki wyjęły jej protezę i potem tłumaczyły, że „usta się zapadły”, więc szczęki nie da się włożyć z powrotem, potem od niedelikatnie założonego zgłębnika spuchł jej język. Całkowicie unieruchomiona, ręce miała przywiązane do łóżka, co miało uniemożliwić wyszarpnięcie sondy z nosa, potem łaskawie pielęgniarki oswobodziły mamę, ale poowijały jej dłonie bandażami w rodzaj rękawic bokserskich.

Kiedy widziałem ją w szpitalu po raz ostatni, zakażoną złapanym w szpitalu clostridium, otworzyła oczy, a raczej z najwyższym trudem odkleiła powieki, by na mnie spojrzeć, uniosła lekko dłoń i dotknęła mojej koszuli, żeby dać do zrozumienia, że „ładnie się ubrałem”. Od kilkudziesięciu lat każda wizyta u mamy zaczynała się od rytualnej oceny mojego przyodziewku – dzięki temu gestowi wiedziałem, że mama wciąż jest świadoma, co z uwagi na jej stan było informacją zatrważającą. Płakała nocami, wołała bliskich na pomoc, więc szpitalny psychiatra zdiagnozował, że „rozmawia z osobami nieobecnymi i jest nadmiernie pobudzona”, po czym zaordynował odpowiednie środki, po których mama już nie pamiętała, jak się nazywa, więc łacno było zdiagnozować zaawansowany zespół otępienny. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Wielkie żarcie na Zabłociu

Zachodzę na Zabłocie przy okazji każdej wizyty w Krakowie; niegdyś miałem więcej wspólnego z drugą stroną Wisły, mieszkało się nawet przez parę lat w Żaczku, to się zachodziło do Narodowego, teraz coraz więcej znajomych na Podgórzu, w Dębnikach, a i kras podziemny miasta królewskiego w prawobrzeżnej części się rozwinął (nie licząc Smoczej Jamy). Zachodzę do MOCAK-u, bo czego by nie powiedzieć o kuratorskich intuicjach Maszy Potockiej, ważne, że o czym mówić zawsze jest – podczas gdy w Warszawie sztuka nowoczesna wciąż tuła się po galeriach lub budynkach zastępczych, Kraków swoje muzeum sztuki nowoczesnej ma już od kilkunastu lat. Właśnie otwarto 11. wystawę z serii uznawanej za sztandarową dla MOCAK-u – pokazującej jakiś aspekt codzienności w sztuce, tym razem padło na jedzenie. 

Zaczyna się mocno, dla mnie, przeżywającego właśnie odchodzenie matki i gorączkowo niepogodzonego z upływem czasu, może nawet zbyt mocno – od konceptualnej „Vanitas” Oskara Dawickiego, artysty, który ma niezwykły dar trafiania w czułe miejsca mojej podświadomości. Wystawił na półkach produkty spożywcze i czasomierze, odliczające ich daty ważności – część już jest wyzerowana, pozostałe ulegną przedatowaniu wraz z przyszłorocznym końcem wystawy. Salę dalej jeszcze mocniejszy sztych w serce – praca „Zaraz wracam, mama” Krzysztofa M. Bednarskiego – stół kuchenny usłany liścikami matki, z którą mieszkał artysta, a wszystkie one są właściwie instrukcjami odgrzewania kolejnych obiadów lub informacjami, gdzie mama wyszła i kiedy wróci (skłamała tylko raz, niechcący, w ostatnim, tytułowym liściku – nie wróciła już nigdy, bo umarła). Matczyna kuchnia jako przestrzeń bezpieczeństwa, przedłużanego dzieciństwa, kulinarna troska nad synem artystą – Bednarski wystawił jej przejmujący nagrobek.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Stan przedżałobowy

Nie mogę usiedzieć; kiedy natłoki niedogodności, a nawet okoliczności zgoła tragicznych naciskają, dostaję chodzonki. Jak bieżeniec wierzę, że zło ma kiepską kondycję i nie nadąża za człowiekiem będącym w stałym ruchu; póki więc idę, jestem bezpieczny. O tym, że zasięg zła gubi się pod ziemią, też mam przekonanie graniczące z pewnością, dlatego uciekam pod powierzchnię, gdy tylko czuję, że życie staje się nieunośne.  Matka przez całe życie bała się znaleźć na językach, każdą zmianę przyjmowała lękliwie, dopytując: „Co ludzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Matka odchodzi

Och, jakim byłem mądrym i odważnym tanatologiem u progu dorosłości. Pasjonowanie się śmiercią za młodu jest cool – człowiek myśli o niej z astronomicznym dystansem, droczy się z nią, bo wie, że śmierć ma go gdzieś, zajęta mozołem żniw na oddziałach geriatrycznych. Jedni śmigali na deathmetalowe koncerty, przywdziawszy T-shirty z nadrukami komiksowego bestiarium, drudzy nosili się na czarno i randkowali na cmentarzach, jeszcze inni składali hołdy gromadzie poètes maudits i wojaczkowali ile wlezie, nadużywając alkoholu i cierpliwości rodziców.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Przeźlenie

Antek buntuje się przeciw odwiedzinom u babci w szpitalu, tłumaczę mu, że to może być ostatnia okazja do tego, by go jeszcze rozpoznała. Trudno mieć pretensje do dziecka – tego nie było na liście świątecznych atrakcji; szpital jest wypełniony starością bez makijażu, na łóżkach mnóstwo istot ludzkich w ostatniej fazie życia, zakłady pogrzebowe mają specjalistów od upiększania zwłok, tak żeby wyglądały pięknie w trumnie, ale umierającym pomaga się przetrwać kolejną dobę, a nie zadbać o make-up i koafiurę. Masowa kultura strachu posługuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Portret osobisty

Rozumiemy gniew rolników, ale chyba zaczynamy tracić cierpliwość. Powinni pójść teraz na kompromis. To w większości ludzie bardzo zamożni, wiem, że bogaty też nie lubi tracić. Zdają się nie mieć żadnej wrażliwości na dramat Ukrainy, nie pojmują, czym jest Unia, jak ważna jest ta wspólnota i my w niej. Nie wierzą w zmiany klimatyczne, ślepi są na to, czym one grożą. Mają jednak mocne usprawiedliwienie. To nie ich wina, że są potomkami pańszczyźnianych niewolników, a jak pisał Norwid, gdyby dać niewolnikom skrzydła, zamiataliby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Chude lata

Trzy tygodnie po operacji. Bywa już, że chodzę na trzech nogach. Za tydzień mam nadzieję odstawić kule. Wyjęto mi szwy. Bardzo lubię wyciąganie szwów. Uczucie, jakbym był baleronem, który jest uwalniany z więzów. Tomek Łubieński nie żyje. Utalentowany eseista. Niepozorny, w okularkach, a jeździł dobrze na nartach, wspinał się, nie umiał grać w tenisa, ale wygrywał. „On jest taki ścichapęk”, mówił mi kiedyś o nim Janusz Głowacki, znali się od wcześniej młodości. Tomek przez ostatnie lata był już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Dziad do obrazu

Równonoc – urodziny taty. Im dłużej nie żyje, tym więcej mam z niego; frazy, że „z ojcem zacząłem się dogadywać po jego śmierci”, wciąż jeszcze nie wyświechtałem tak, by straciła na tragicznej efektowności. Żyjący rodzice drażnią na wiele sposobów, po ich śmierci nagle ma się do nich bezgraniczną cierpliwość – od kiedy ojciec nas odumarł przed pięcioma laty, mówiłem do niego częściej niż przez całe życie. Zwłaszcza podczas marszrut górskich, najchętniej samotnych, bo nie trzeba z nikim kroku równać,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Badanie pośmiertne Stanisława Pyjasa

Przede wszystkim pod uwagę braliśmy upadek z wysokości. Na ciele nie było żadnych znaków, które znamy i które badaliśmy w sytuacjach zabójstw z pobicia Jan Kołodziej (1940) – jeden z dwojga patologów, którzy pod nadzorem Kazimierza Jaegermanna przeprowadzili 7 maja 1977 r. sekcję Stanisława Pyjasa. Od 15 lat na emeryturze. Pozostaje w stałym kontakcie z Zakładem Medycyny Sądowej. Od czasu do czasu nadal przeprowadza badania pośmiertne. Głównie zajmuje się opiniowaniem błędów w sztuce lekarskiej. Praca w Zakładzie Medycyny Sądowej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Obcy wśród wiwatów

Siostra od półtora roku żyje z wyrokiem śmierci (nieoperowalny nowotwór z rozsiewem); matka dotąd dzielnie oszukiwała pesel, ale zbliża się do dziewięćdziesiątki i jej tradycyjna lamentacja noworoczna („To już mój ostatni sylwester…”) zyskała na prawdopodobieństwie; sam jestem w stanie upadłości duchowej i finansowej na bezprecedensową skalę – nigdy dotąd pośród fajerwerków i życzeń nie czułem się tak wyobcowany. Gapię się w ten nowy zestaw cyfr i nie dociera do mnie, że już 20 lat minęło od chwili, w której zdało mi się, że mam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.