W Egipcie pewne są stan wyjątkowy, wszechwładza armii oraz zwycięstwo wyborcze ugrupowania Braci Muzułmanów. Cała reszta to wielka niewiadoma Po obaleniu Hosniego Mubaraka wydawało się, że wszystko jest możliwe. Dziś wielu Egipcjan uważa, że runęła tylko fasada reżimu, podczas gdy władza pozostała tam, gdzie była – w rękach oficerów. Kolejne miesiące utwierdzają ich w tym przekonaniu. Najwyższa Rada Sił Zbrojnych ma problem z realizacją lutowych obietnic. Nie zniesiono stanu wyjątkowego, sądy wojskowe w najlepsze sądzą cywilów, prawa człowieka są łamane, a wybory parlamentarne rozpoczęto dopiero pod koniec listopada (a nie we wrześniu, jak zapowiadano). Tydzień wcześniej doszło do poważnych starć z siłami bezpieczeństwa, co przypomniało obrazy z początku roku. Egipcjanie wciąż doświadczają brutalności znanej z poprzednich lat. Stare praktyki Organizacje zajmujące się prawami człowieka podają, że od odejścia Mubaraka przed trybunałami wojskowymi stanęło kilkanaście tysięcy cywilów, głównie młodych rewolucjonistów. Wielu nadal siedzi w więzieniach. Ta stara praktyka pozostała bez zmian, a nawet przybrała na sile. Podobnie jak kilkumiesięczne przetrzymywanie ludzi w aresztach, na co pozwala ustawodawstwo stanu wyjątkowego (trwającego nieprzerwanie od 30 lat). Trudno się przy tym spodziewać, aby policjanci nagle przestali torturować zatrzymanych. Egipskie więzienia i areszty cieszą się wyjątkowo złą sławą. Szczególnie kneblowana jest wolność słowa, co obrazują kryminalne kłopoty egipskich dziennikarzy i twórców popularnych blogów. Najsłynniejszym represjonowanym blogerem jest chyba Kopt Maikel Nabil, który siedzi w więzieniu od kwietnia. Sąd wojskowy skazał go na trzy lata za krytykę armii, a konkretnie jej roli w egipskiej rewolucji. Nabil odważył się powiedzieć, że „wojsko i naród nigdy nie szli ręka w rękę”. Niedługo minie 100 dni, odkąd rozpoczął strajk głodowy. W trakcie niedawnych starć zatrzymano publicystkę i aktywistkę Monę Eltahawy, Egipcjankę mieszkającą na stałe w Stanach Zjednoczonych. W areszcie spędziła tylko na 12 godzin, co jednak wystarczyło, aby uszkodzić jej prawą dłoń i lewe ramię. Publicystka twierdzi również, że była napastowana seksualnie. Ukarano ją za relacjonowanie wydarzeń, o których za chwilę. Strach pomyśleć, co by z nią było, gdyby nie upomniała się o nią ambasada amerykańska. Magdy Abdel Hamid, który zajmuje się prawami człowieka, demokracją i budową społeczeństwa obywatelskiego w Egipcie, powiedział telewizji Al-Dżazira, że „Najwyższa Rada Sił Zbrojnych karze ludzi mediów za ich aktywny udział w drugiej fazie rewolucji. W ten sposób generałowie wysyłają Egipcjanom taki oto komunikat: Powracamy silniejsi i twardsi niż w przeszłości. Z drugiej strony naród im odpowiada: Mamy więcej odwagi, aby się wam przeciwstawić. Już się nie cofniemy”. Przeciąganie liny nie mogło trwać wiecznie. Druga rewolucja Do protestów dochodziło co tydzień, szczególnie w piątki, kiedy odbywają się zbiorowe modły. Jednak to, co zaczęło się tlić 17 listopada i eskalowało w następnych dniach, pozbawiło złudzeń nawet niepoprawnych optymistów. „Ludzie żądają ustąpienia marszałka!”, skandowały tysiące osób zgromadzonych na placu Tahrir (Wyzwolenia), mając na myśli Mohameda Husseina Tantawiego, który dziś rządzi największym arabskim krajem. „Ludzie przyszli tu, aby wziąć udział w boju. Walczymy z pozostałościami reżimu Mubaraka, który wciąż istnieje”, mówił reporterom „Guardiana” jeden z protestujących, 24-letni Ahmed Mohamed, po czym dodał: „Generałowie chcą rządzić Egiptem, ale to jest nasza rewolucja”. O ile piątek upłynął w miarę spokojnie, o tyle sobota i niedziela obnażyły intencje rządzącej junty. „Kiedy sytuacja wyglądała coraz gorzej, a policja wypchnęła nas z placu Tahrir, powróciliśmy tam w o wiele większej grupie, gniewnej i zdeterminowanej”, powiedział ranny w głowę Hady Kamar. Przeciwko protestującym wystawiono zastępy policji i wojska – uzbrojone po zęby i niewahające się strzelać ostrą amunicją. Zaczęła się regularna walka. Plac Tahrir ponownie zamienił się w pole bitwy, a linię frontu wyznaczały barykady, wznoszone naprędce z czego popadło. W ruch poszły kamienie, cegły i wszystko, czym dało się rzucać. Zupełnie zapomniano o jedności armii i narodu, będącej motywem przewodnim wystąpień, które doprowadziły do dymisji prezydenta dyktatora. Buntownicy szybko się zorientowali, że tym razem areszt może być najmniej dotkliwą konsekwencją protestu i trzeba dobrze się zabezpieczyć:
Tagi:
Michał Lipa