Wydłużenie wieku emerytalnego to konieczność i Tusk musi to zrobić. Ale nie w sposób siłowy – 67 lat i koniec dyskusji Prof. dr hab. Jerzy Hausner, ur. w 1949 r., kierownik Katedry Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Rady Polityki Pieniężnej. Zajmuje się związkami między gospodarką a polityką oraz zarządzaniem publicznym. Opublikował ok. 300 prac naukowych, w tym 40 książek. W latach 2001-2005 był posłem na Sejm. Członek rządów Leszka Millera (minister pracy i polityki społecznej, minister gospodarki, wicepremier) i Marka Belki (wicepremier i minister gospodarki i pracy). Przygotował plan naprawy finansów publicznych nazwany planem Hausnera. Rozmawia Leszek Konarski Jak pan profesor się czuje, śledząc wysiłki premiera mające na celu wydłużenie wieku emerytalnego? Gdyby osiem lat temu pana posłuchano, Donald Tusk nie musiałby teraz zajmować się tą sprawą. – Od połowy lat 90. ekonomiści i demografowie byli zgodni, że to musi nastąpić. Na początku 2004 r. przygotowałem pakiet ustaw, wśród nich dotyczącą zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz opóźnienia terminu przechodzenia na emeryturę. Po szerokiej debacie społecznej poszedłem nawet na kompromis i zgodziłem się, aby 10-letni okres wydłużenia czasu aktywności zawodowej rozpocząć nie od 2009 r., jak początkowo proponowałem, ale od 2014 r. i zakończyć w 2024 r. Większość tych ustaw nie została zaakceptowana przez parlament. Pana pomysł uznano za szaleńczy, wszyscy pana krytykowali. Na portalach internetowych był pan odsądzany od czci i wiary, obrażany. – Ze wszystkich moich propozycji, zawartych w tzw. planie Hausnera, sprawa wydłużenia okresu aktywności zawodowej i opóźnienia momentu przechodzenia na emeryturę spotkała się z największym niezrozumieniem. Potwierdzały to zresztą badania, które cały czas prowadziliśmy. Chyba też zabrakło determinacji ze strony rządu? Na wrzesień 2005 r. zapowiedziane zostały wybory parlamentarne i z pewnością mówiło się, że w obliczu spodziewanej klęski SLD lepiej nie forsować projektów wywołujących niezadowolenie społeczne. – To fakt, przed wyborami nikt nie chce realizować śmiałych reform i narażać się wyborcom. Tu chciałbym wyjaśnić, że nie sam jestem autorem projektu wydłużenia okresu aktywności zawodowej, ale był on jednym z elementów całej reformy emerytalnej, nad którą od 1994 r. pracowało wiele osób. Podstawą był dokument „Bezpieczeństwo dzięki różnorodności” opracowany przez zespół, który powstał z inicjatywy Grzegorza Kołodki. Pierwszym pełnomocnikiem rządu do spraw tej reformy został Andrzej Bączkowski, minister pracy i polityki społecznej w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. Po jego śmierci kontynuowałem prace nad tą reformą. Przez cały ten czas sprawa zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn była dla nas rzeczą oczywistą. Pracę nad reformą popierały rządy kierowane kolejno przez Oleksego, Cimoszewicza, Buzka, Millera, Belkę. Wszystko stanęło w miejscu jesienią 2005 r. Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość zatrzymało tę reformę? Również Platforma Obywatelska przez pierwsze cztery lata nic w tej sprawie nie zrobiła. – Od 2004 r. mamy wysoki wzrost gospodarczy i widocznie uznano, że nie są już konieczne niepopularne reformy. Platforma obudziła się dopiero po wygraniu kolejnych wyborów. Aby nie drażnić wyborców, zmarnowano wiele lat. Choć trzeba podkreślić, że jej wielką zasługą jest ograniczenie prawa do wcześniejszej emerytury i wprowadzenie emerytur pomostowych, co przecież faktycznie skutkuje wydłużeniem okresu aktywności zawodowej. MIEJSCE DLA 50+ Co pan sądzi o propozycji premiera Tuska dotyczącej wydłużenia okresu pracy zawodowej dla kobiet i mężczyzn do 67. roku życia? – To jest konieczność i Tusk musi to zrobić. Ale nie w sposób siłowy – 67 lat i koniec dyskusji. Ludzie muszą mieć wybór, może niektórzy będą woleli mieć na starość mniejsze emerytury i więcej czasu dla siebie, dla wnuków. Nie można stawiać sprawy tak jednostronnie, punktowo. Jeżeli premier podejdzie do problemu kompleksowo, zaproponuje inne rozwiązania, to osiągnie sukces. Pana projekty były lepsze? – Zdecydowanie. Podstawą ówczesnej propozycji było zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn na poziomie 65 lat, przy równoczesnym założeniu, że osoby w przedziale wieku od 62 do 67 lat mogą samodzielnie wybierać moment przejścia na emeryturę. Zakładaliśmy, że projekt elastycznego wieku emerytalnego będzie korzystny zarówno dla państwa, jak i dla obywateli. Spodziewaliśmy się, że ludzie będą przechodzili na emeryturę średnio
Tagi:
Leszek Konarski









