Tabloidy prześcigają się w epatowaniu agresją i chamskim słownictwem Winna jest złotówka. Tyle kosztuje egzemplarz dziennika „Fakt”. A to z kolei denerwuje wydawców konkurencyjnego „Super Expressu”. – Cena „Faktu” nie pokrywa nawet kosztów produkcji – pomstuje Zbigniew Benbenek, współwłaściciel „SE”. – To bzdura – ripostuje Wiesław Podkański, prezes Axel Springer Polska, wydawcy „Faktu”. W ten sposób mimo zapowiedzi o rywalizacji prowadzonej w białych rękawiczkach, mamy regularną wojnę na noże. Jak zawsze, gdy w grę wchodzą duże pieniądze, nie ma litości. Potyczki cenowe doprowadziły do tego, że sprawa na wniosek wydawcy „SE” wylądowała w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Naszym zdaniem, Axel Springer Polska, wykorzystując swoją dominującą pozycję na polskim rynku tabloidów, stosuje antykonkurencyjne praktyki, sprzedając „Fakt” po dumpingowej cenie 1zł. Skalkulowano ją znacznie poniżej kosztów produkcji i dystrybucji gazety, nie mówiąc już o kosztach redakcyjnych czy kosztach kampanii promocyjnej – uzasadnia Grażyna Bukowska, rzeczniczka prasowa „SE”. I wojna toczy się dalej. Dopóki na naszym rynku prasowym był tylko „SE”, nie było sprawy. Jedyny polski tabloid korzystał z rzadkiego przywileju bycia monopolistą, zajmował drugą po „Gazecie Wyborczej” pozycję pod względem sprzedaży i zgarniał zyski z reklamy. Wszystko się zmieniło, gdy w październiku 2003 r. pojawił się „Fakt”. Pojawił się i wstrząsnął rynkiem prasy codziennej. – Największe polskie dzienniki: „Gazeta Wyborcza” i „SE” nie przypuszczały, że nowy konkurent tak szybko wszystkich przebije – mówi Piotr Piętka, analityk z domu mediowego Starcom. – „Fakt” znakomicie wykorzystał możliwości finansowe swojego wydawcy. Uderzył ceną i marketingiem. Dzięki temu w szybkim czasie przyciągnął dużą rzeszę czytelników – stwierdza Jerzy Mikułowski – Pomorski, socjolog i medioznawca z Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Choć Axel Springer Polska, wydawca „Faktu” nie ujawnił, ile kosztowała go cała inwestycja, wiadomo, że pieniędzy nie żałował. Analitycy wymieniają nieoficjalnie kwotę ok. 100 mln zł. Tajemnicą są także koszty wydawania tytułu. Podkański powiedział, że ujawni je dopiero na żądanie UOKiK, przy zachowaniu klauzuli poufności. Po dwóch miesiącach od ukazania się pierwszego numeru, „Fakt” został liderem wśród polskich dzienników. Co sprawiło, że tak szybko podbił rynek? – Stwarza atmosferę serdeczności, mówi: „robimy to dla was, w waszym imieniu im przywalamy”. Dziennikarze piszą teksty, które dotyczą całych rzesz czytelników. W każdym numerze chwalą się też, że coś komuś załatwili, w czymś pomogli. I ludzie to akceptują, myślą: „to jest moja gazeta”, identyfikują się z nią – wyjaśnia dr Zbigniew Bajka, prasoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „Faktowi” zarzuca się, że jest gazetą dla tych którzy nie lubią czytać. Tak jak o niemieckim pierwowzorze „Bildzie”, również o nim pogardliwie mówi się, że jest pismem dla czytających analfabetów. – Owszem, piszą teksty prostym językiem. Tymczasem już kanclerz Adenauer mawiał, że może czytać inne gazety, ale dopiero, gdy sięga po „Bild”, ma wyłożone wszystko jak kawę na ławę – dodaje Zbigniew Bajka. Na podstawie analizy treści i szaty graficznej można stwierdzić, że „SE” i „Fakt” są skierowane do tego samego segmentu odbiorców. Nic więc dziwnego, że stanowią dla siebie bezpośrednią konkurencję. – „Fakt” jest barwny, kolorowy, krzykliwy, a „SE” – bardziej stonowany, choć też epatuje tytułami – mówi dr Bajka. Szykując się do rywalizacji „SE” wołał wielkimi literami na pierwszej stronie: „Odejdź, bucu” – wzywając do ustąpienia ówczesnego ministra Mariusza Łapińskiego. Widocznym sygnałem mocnego uderzenia były też słynne „kurwiki” w oczach posłanki Renaty Beger z Samoobrony. Dziennik nie oszczędził też Aleksandry Jakubowskiej, której zrobiono zdjęcia przez okno jej domu. Pokazano ją w szlafroku, z suszarką w dłoni i wałkach we włosach, a fotografie ukazały się w dniu przesłuchania szefowej gabinetu premiera przez sejmową komisję śledczą, pod wymownym tytułem: „Tylko u nas! Ostatnie przymiarki Jakubowskiej”. Rada Etyki Mediów uznała to za „sygnał drastycznego zepsucia dziennikarskich obyczajów”. Później było już tylko „lepiej”: „Świnie z Agencji Rynku Rolnego miały nakarmić biednych, a tuczą potentatów” – informacja o przetargu na produkcje konserw, „Polscy policjanci mają prawo wiedzieć,









