Filmowe odgrzewane kotlety

Filmowe odgrzewane kotlety

Remaki, sequele, rebooty i duchowe następstwo – to wszystko sposoby, jak z jednego pomysłu wyciągnąć jak najwięcej kasy Wchodzący na nasze ekrany film „Starcie tytanów” jest remakiem filmu z 1981 r. To dobra okazja, aby przyjrzeć się, jak przemysł rozrywkowy eksploatuje nasze portfele. Jest takie wyrażenie w języku polskim – odgrzewane kotlety. Odnosi się do rzeczy, które trafiły już do lamusa, a mimo to ktoś stara się je wskrzesić. Wyrażenie w oczywisty sposób jest nacechowane negatywnie i stwierdza brak oryginalności. W przypadku kinematografii często słyszy się je w odniesieniu do kina amerykańskiego, bo przecież ile razy widzieliśmy, jak jakiś superheros o nieskomplikowanym imieniu (Jack, Steve) ratuje naszą cywilizację, własną rodzinę czy miasto przed falą zbrodni. W tym wypadku mamy na myśli klisze, koncepty, które już widzieliśmy ze sto razy. Pomysł remake’u, czyli nakręcenia filmu już kiedyś przez kogoś nakręconego, nie przeczy tezie o braku pomysłów za oceanem. Kotlet po prostu odgrzany Remake (z ang. zrobić od nowa) powstaje w nadziei, że albo uda się podpiąć pod sukces oryginału, albo tchnąć nowe życie w dobry pomysł, który przed laty nieszczególnie dobrze przekuto na film. Niewiele remake’ów odnosi sukces, ale jeżeli już im się to uda, jest on spektakularny. Pokazuje, że gra może być warta świeczki. W 2001 r. reżyser Steven Soderbergh podjął się nakręcenia na nowo „Ocean’s Eleven”, filmu z 1960 r. Remake okazał się olbrzymim sukcesem; przy budżecie w wysokości 85 mln dol. zarobił 450 mln i doczekał się dwóch kontynuacji (sequeli, o czym poniżej) – „Ocean’s Twelve” oraz „Ocean’s Thirteen”. Piszący te słowa nie miałby zaś nic przeciwko „Ocean’s Fourteen”, a nawet „Fifteen”. Amerykanie kupują też prawa do dobrych pomysłów za granicą w nadziei, że uda im się zrobić je lepiej (i zarobić więcej). „Vanilla Sky”, remake hiszpańskiego „Zmruż oczy” („Abre los ojos”), mimo gwiazdorskiej obsady (Tom Cruise, Penélope Cruz i Cameron Diaz) nie przebił jednak pierwowzoru. Swego czasu głośno było także o tym, że producenci zza oceanu kupili w 1998 r. prawa do nakręcenia własnej wersji naszego „Kilera”. Bez wątpienia najsłynniejszym, bo obsypanym aż czterema Oscarami amerykańskim remakiem jest „Infiltracja” („The Departed”) Martina Scorsesego. Przeróbka najlepszego kina akcji rodem z Hongkongu („Infernal Affairs” – „Piekielna gra” z 2002 r.) zapewniła amerykańskiemu reżyserowi przede wszystkim upragnionego Oscara za reżyserię. Niemniej jednak remaki to niepewny interes. Ich lista jest długa i w większości tytuły zarówno oryginałów, jak i przeróbek nic nie mówią nawet kinomanom. Dlatego istnieją bezpieczniejsze wersje odgrzewanych kotletów. Porcja kotletów ekstra Najoczywistszą metodą na eksploatację danego pomysłu jest dokręcenie kontynuacji (sequela). Ta forma ma tę zaletę, że widz czuje się zadomowiony – zna i lubi twarze i miejsca. Sequeli może być nieskończenie wiele, przecież samych Bondów jest już 22, a trwają prace nad scenariuszem do 23. i nic nie zapowiada, aby apetyt na przygody najlepszego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości osłabł. Seria horrorów „Piła” na jesieni doczeka się szóstej części. Seria filmów science fiction „Star Trek” w zeszłym roku dojechała do 12. filmu kinowego, a jeszcze przed jego premierą ogłoszono, że są duże szanse na 13. Raz ustanowione uniwersum można kontynuować na wiele różnych sposobów. Kto bowiem powiedział, że zawsze trzeba opowiadać dalsze dzieje bohaterów? Jeśli fabuła nowego filmu dzieje się przed ustanowionym już kanonem, to mamy do czynienia z prequelem. Najbardziej znanym prequelem jest nowa trylogia „Gwiezdnych Wojen” (epizody I, II i III), która opowiada, jak doszło do wydarzeń ze starej trylogii (epizody IV, V, VI). Nowa trylogia, a zwłaszcza jej pierwsza część („Mroczne widmo”), została przyjęta z mieszanymi uczuciami, niemniej jednak ściągnęła do kin tłumy ludzi, którzy chcieli zobaczyć rycerzy ze świetlnymi mieczami. Za formę prequela można także uznać drugą część „Ojca chrzestnego”, a przynajmniej te sceny, które opowiadają o młodości Vita Corleonego – ucieczce z Sycylii, emigracji do Stanów i urządzeniu się w nowej ojczyźnie. „Hannibal: Po drugiej stronie maski” analizuje początki Hannibala Lectera

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2010, 2010

Kategorie: Kultura