Wielka afera podatkowa kompromituje polityczne i gospodarcze elity Niemiec W Niemczech rozpętał się skandal finansowy, który, jak określają to media, doprowadził do potężnego trzęsienia ziemi w całej Republice Federalnej. Inspektorzy urzędów skarbowych przeprowadzają rewizje w bankach i luksusowych willach, tropiąc podatkowych oszustów. Niektórzy finansowi grzesznicy gorliwie wyznają swoje winy, aby uniknąć więzienia. Afera doprowadziła do konfliktu między RFN a Liechtensteinem. Władze w Berlinie oskarżają maleńkie księstwo o pomaganie zapobiegliwym niemieckim bogaczom, pragnącym ukryć swój majątek przed fiskusem. Przewodniczący SPD, Kurt Beck, zagrzmiał, że Liechtenstein działa w sprawach finansowych jak nowoczesny rycerz-rabuś. Pełniący obowiązki władca Liechtensteinu, książę Alois, replikował ostro. Zarzucił Republice Federalnej uprawianie „paserstwa w wielkim stylu”, jako że niemieckie służby specjalne kupiły dane klientów luksemburskiego banku od złodzieja. Książę ogłosił, że problem stanowi nie system bankowo-finansowy Liechtensteinu, lecz kryminalna energia Niemców. Przebieg wydarzeń na razie nie jest całkowicie jasny. Jak twierdzi dziennik „Wall Street Journal”, lawinę wywołał były pracownik banku LGT w Liechtensteinie. Powyższa instytucja finansowa należy do sprawującej władzę w tym minipaństewku rodziny książęcej. Pracownik zdrajca o inicjałach H.K. mieszka obecnie jakoby pod zmienionym nazwiskiem w Australii. W 2002 r. człowiek ten został zwolniony z pracy i oskarżony o oszustwo. Jak twierdzi prokurator z Liechtensteinu, Robert Wallner, H.K. przez krótki czas przebywał za kratami. W areszcie skruszał i w zamian za odzyskanie wolności oddał wszystkie dane klientów banku LGT, które przedtem ukradł. Tak przynajmniej sądziły władze. W rzeczywistości przebiegły H.K. sporządził przedtem kopie danych. Otrzymał paszport i w 2004 r. zniknął z pola widzenia urzędników księstwa. Przez 18 miesięcy krążył po Europie i usiłował sprzedać skradzione z banku informacje urzędom skarbowym różnych krajów. W końcu dotarł do niemieckiego wywiadu BND. Funkcjonariusze służb specjalnych Berlina byli zachwyceni. Materiał nagrany na CD-Romie okazał się „wybuchowy”. W Niemczech sprawy podatków znajdują się w gestii krajów związkowych, lecz z BND współpracował początkowo tylko federalny minister finansów, Peer Steinbrück, tak aby wszystko zostało utrzymane w całkowitej tajemnicy. Steinbrück wyraził zgodę, aby z budżetu federalnego zapłacić za CD-Rom ok. 4 mln euro (według niektórych informacji – 5 mln euro). W ten sposób rząd Niemiec wystąpił, zdaniem dygnitarzy księstwa, w roli pasera, kupującego rzeczy skradzione. Władze Liechtensteinu szukają adwokatów w RFN, zamierzając oskarżyć władze Niemiec o popełnienie przestępstwa. Nie wiadomo wszakże, czy powyższa wersja jest całkowicie zgodna z prawdą. Według księcia Aloisa, na płycie CD znajdowały się dane ok. 500 klientów banku LGT, urzędnicy niemieccy mówią o ponad tysiącu zdemaskowanych. Gdyby rzeczywiście wszystkie informacje pochodziły od wiarołomnego H.K., kończyłyby się na 2002 r., tymczasem, według komunikatów rządu federalnego, dane sięgają 2005 r. Nie można jednak wykluczyć, że Berlin powoduje „szum informacyjny”, aby obronić się przed zarzutem popełnienia przestępstwa (czyli kupowania danych od złodzieja). W każdym razie zdobyte informacje okazały się rewelacyjne. Jan Olaf Meisner, monachijski specjalista od prawa podatkowego, reprezentujący interesy kilku czołowych podatkowych winowajców, twierdzi: „Materiał, którzy zgromadzili członkowie ekip dochodzeniowych, jest niezwykle obszerny i sięga aż do lat 70. Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego. Policja skarbowa ma dosłownie wszystko”. Pewne jest, że władze Niemiec zdobyły bardzo dokładne informacje o machinacjach co najmniej kilkuset swych obywateli, którzy ukryli w Liechtensteinie przed ojczystym fiskusem do 4 mld euro. Federalne Ministerstwo Finansów przekazało informacje urzędom skarbowym poszczególnych landów, które z zapałem przystąpiły do działania. Pierwszą ofiarą skandalu stał się Klaus Zumwinkel, od 18 lat dyrektor poczty niemieckiej (Deutsche Post AG). Zumwinkel lubił, aby jego umiejętności sławiono w pocztowej gazetce, która regularnie drukowała światłe cytaty z przemówień szefa w rodzaju: „Kierownictwo jako wzór dla innych”. Otrzymywał królewską gażę. Komentatorzy dziwili się nawet, że taki krezus uznał za konieczną ucieczkę przed podatkiem. Ale fakty okazały się nieubłagane – Zumwinkel sprzedał 10 otrzymanych w spadku przedsiębiorstw, a uzyskane tym sposobem 12 mln euro ukrył w założonej w Liechtensteinie
Tagi:
Krzysztof Kęciek









