Fukushima – bomba wciąż tyka

Fukushima – bomba wciąż tyka

Nikt nie wie, co się dzieje we wnętrzu trzech reaktorów Nie wiadomo, co się dzieje w ruinach elektrowni atomowej Fukushima. Są oznaki, że w reaktorze nr 2 doszło do niekontrolowanej reakcji łańcuchowej. Renomowany ekspert nie wyklucza możliwości eksplozji nuklearnej. Z najnowszych dokładnych badań i pomiarów wynika, że z powodu katastrofy w Fukushimie doszło do emisji substancji radioaktywnych ponad dwa razy większej, niż do tej pory zakładano. Promieniotwórczy cez 137 spada z deszczem w różnych częściach kraju i jest przenoszony na kołach skażonych samochodów. Według opinii ekspertów zawartej w raporcie, który do końca roku zostanie przedstawiony rządowi japońskiemu, wygaszanie siłowni w Fukushimie potrwa 30 lat. Operacja usunięcia prętów paliwowych z uszkodzonych reaktorów rozpocznie się przypuszczalnie dopiero w 2021 r. Dziennik „Yomiuri” pisze, że koszty prac w elektrowni oraz dekontaminacji skażonych terenów wyniosą 13,7 mld euro. Samochodowe akumulatory Japoński dramat rozpoczął się 11 marca wraz z potężnym trzęsieniem ziemi, po którym na wybrzeże runęła ogromna fala tsunami. Woda zalała chronioną zbyt niskim murem elektrownię Fukushima-Daichi. Przestały działać nawet awaryjne akumulatory i generatory prądu, bez elektryczności nie pracował system chłodzenia, szybko wzrastała temperatura w reaktorach, w których wciąż zachodziła reakcja łańcuchowa. Koncern Tepco, do którego należy Fukushima, wysłał z odległej o 250 km centrali w Tokio 11 wielkich ciężarówek z awaryjnymi agregatami prądu, ale pojazdy utknęły na zakorkowanych drogach, którymi uciekali mieszkańcy terenów dotkniętych kataklizmem. Zrozpaczeni pracownicy elektrowni pobiegli do tych swoich samochodów, które nie zostały porwane przez tsunami, i wymontowali z nich akumulatory. W nocy z 11 na 12 marca słaby prąd z akumulatorów pozwolił na oświetlenie centrali sterowania i uruchomienie niektórych przyrządów pomiarowych. Pokazały one, że ciśnienie w reaktorze nr 1 niebezpiecznie wzrosło. Zdecydowano się na otworzenie zaworu bezpieczeństwa, w następstwie do atmosfery przedostały się radioaktywne gazy. Ciśnienie spadło i wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, jednak 12 marca o godzinie 15.36 w budynku reaktora nr 1 wybuchł wodór. W kolejnych dniach eksplozje nastąpiły także w budynkach reaktorów nr 2 i 3. Siłownia została zniszczona, znalazła się poza kontrolą. W trzech reaktorach doszło do stopienia się radioaktywnego rdzenia. Prace w elektrowni przebiegają powoli. Specjaliści koncernu Tepco liczą, że do końca roku osiągną stan zwany cold shutdown, czyli taki, w którym chłodząca reaktory woda pod normalnym ciśnieniem ma temperaturę poniżej 100 stopni Celsjusza. Reakcja łańcuchowa? Pod koniec października pojawiły się jednak oznaki, że w reaktorze nr 2 znów dochodzi do niekontrolowanej reakcji łańcuchowej. Wykryto w nim bowiem radioizotopy 133 i 135 ksenonu, które są produktami ubocznymi reakcji rozszczepienia. Izotopy te mają krótki czas połowicznego rozpadu (jeden pięć dni, drugi osiem godzin), nie mogą więc pochodzić z marcowej katastrofy. Ceniony niemiecki ekspert nuklearny prof. Edmund Lengfelder, który przez lata monitorował także sytuację w Czarnobylu, jest zdania, że w Fukushimie rozpoczęła się spontaniczna reakcja łańcuchowa. Może nawet dojść do wybuchu „swego rodzaju miniaturowej bomby atomowej”. Bardzo trudno oszacować prawdopodobieństwo takiego zdarzenia, ponieważ nikt nie wie, ile wzbogaconego uranu się stopiło, w jakim jest on stanie i gdzie się znajduje. W normalnych okolicznościach reakcja łańcuchowa jest kontrolowana za pomocą prętów sterowniczych, jednak po stopieniu rdzenia reaktora taki system nie funkcjonuje. Reakcja łańcuchowa może potrwać lata, ponieważ paliwa jądrowego w reaktorach są całe tony. Lengfelder, który po katastrofie w Czarnobylu założył Instytut Ochrony przed Promieniowaniem, podkreślił w wywiadzie dla agencji DPA, że wbrew zapewnieniom koncern Tepco wcale nie panuje nad sytuacją. Naukowiec uważa, że 50-kilometrowa strefa ewakuacji wokół Fukushimy jest za mała – należy ją rozszerzyć do 100 km w kierunku północno-zachodnim. Lengfelder krytykuje też wysokość dopuszczalnej dawki promieniowania ustalonej przez władze w Tokio dla dzieci – 20 milisiwertów rocznie. W Niemczech jest to dopuszczalna norma dla pracownika elektrowni nuklearnej, jednak dzieci są wrażliwsze na radiację i należy oczekiwać, że liczba zachorowań na raka wśród najmłodszych Japończyków dramatycznie wzrośnie, mogą też się rodzić zdeformowane dzieci. Przez analogię do Czarnobyla trzeba się spodziewać zgonów pracowników elektrowni Fukushima. Profesor oskarżył władze Japonii o „pogardę dla ludzi” – w tak zamożnym kraju

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 46/2011

Kategorie: Świat