Bez zachwytów po debiucie Paula Sousy Reprezentacja Polski po zamianie Jerzego Brzęczka na Paula Sousę na trenerskiej ławce nie zaczęła grać jak z nut. Portugalski selekcjoner po trzech marcowych spotkaniach eliminacji mistrzostw świata, w których do zdobycia było dziewięć punktów, może się pochwalić jedynie czterema. Stracił zatem więcej, niż zdobył. Po pierwszej turze kwalifikacji daje to biało-czerwonym dopiero czwartą lokatę w grupie I. Na dodatek Wojciech Szczęsny, nominowany na golkipera nr 1 w naszej drużynie, przepuścił aż pięć goli. Czyli dokładnie tyle, ile obaj nasi bramkarze dali sobie wbić w 10 meczach kwalifikacji Euro 2020. Kosztowne błędy Trudno zatem rozłożony na trzy akty debiut Sousy uznać za udany. Na takie wyniki, jakie nasi piłkarze osiągnęli z Węgrami (remis 3:3), Andorą (wygrana 3:0) i Anglią (porażka 1:2), mogliśmy liczyć także bez zmiany selekcjonera. Rezultaty w żaden sposób nie usprawiedliwiają roszady na stanowisku trenera reprezentacji przeprowadzonej w styczniu – na wariackich papierach – przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Dodajmy, roszady kosztownej, bo do końca czerwca pensję (160 tys. zł miesięcznie) będzie pobierał Brzęczek. Współpracownicy byłego selekcjonera – jeśli byli na umowach o pracę – również pozostają jeszcze w okresach wypowiedzenia. Czyli na utrzymaniu związku. A następcom Brzęczka trzeba słono płacić. Portugalski selekcjoner pobiera ponad 320 tys., jego zagraniczny sześcioosobowy sztab niemal 370 tys. zł. Nasza federacja jest bogata, ale 1 mln zł w skali miesiąca to i dla niej znaczący wydatek. Na domiar złego są to nakłady na przyśpieszoną naukę, prezes Boniek zapomniał bowiem dodać do sztabu jednego czy nawet dwóch polskich asystentów, których obecność mogłaby spowodować, że Sousa nie musiałby wyważać otwartych drzwi. Gołym okiem widać było podczas marcowych meczów, że dopiero poznaje zawodników. W efekcie przed spotkaniem w Budapeszcie najwyraźniej „pomylił” Kamila Glika, najlepszego od lat polskiego stopera, niezastąpionego w obronie, z Michałem Helikiem. Ocknął się dopiero po godzinie, gdy było już 2:0 dla Madziarów, po ewidentnych błędach naszego bloku defensywnego. Zresztą w żadnym meczu nie udało się Portugalczykowi trafić w wyjściowy skład. Wspomniany Helik zagrał bardzo słabo z Węgrami, ale to nie zniechęciło selekcjonera do wystawienia obrońcy Barnsley przeciw Anglii. Efekt? To po jego interwencji sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, piłkarz nie dotrwał także na boisku do końcowego gwizdka. Z kolei Bartosz Bereszyński nie wie zapewne, czy u Portugalczyka jest prawym stoperem, czy raczej prawym wahadłowym. Ani w którym kierunku będzie ewoluowała jego pozycja na kolejnym zgrupowaniu. Kamil Jóźwiak prezentował najwyższą formę w polskiej ekipie w tej trzymeczowej sesji, ale w Budapeszcie i Londynie uzbierał – w sumie – raptem 70 minut. Zasadne jest zatem pytanie, czy piłkarza znajdującego się w największym gazie należy obsadzać w roli dżokera. Błędów i niedociągnięć należało oczywiście się spodziewać, biorąc pod uwagę, że szef PZPN wrzucił Sousę do pracy z polską kadrą w zwariowanym trybie, ale czy aż tylu? Trudno przecież pominąć brak Tomasza Kędziory w reprezentacji, na skutek czego Bereszyński pozostawał bez wartościowego zmiennika, czy wystawienie Sebastiana Szymańskiego na lewym wahadle, czyli w sektorze, w którym nie miał prawa sobie poradzić. Albo zastanawiający – i raczej przedwczesny – debiut Kacpra Kozłowskiego na nominalnej pozycji Szymańskiego, w środku pomocy. Nastoletni piłkarz Pogoni niewątpliwie jest utalentowany, ale dziś to zawodnik jeszcze nieprzygotowany do rywalizacji na międzynarodowym poziomie. W 2021 r. tylko dwukrotnie zmieścił się w wyjściowym składzie Pogoni Szczecin w meczach ligowych. A marcowy termin wyznaczony przez FIFA był zupełnie niewłaściwy do zbierania doświadczeń przez młodzieżowców, którzy są melodią przyszłości wykraczającej poza czerwcowe finały mistrzostw Europy. Zdaje się jednak, że PZPN asekurował się zagraniem PR, że niby jest nowy selekcjoner i od razu wyszukał tak młodego zawodnika. Tyle że nawiązywanie w porównaniach (jeśli chodzi o talent i umiejętności) do Włodzimierza Lubańskiego było kompletnie nie na miejscu. Umówmy się, że obecnie Kozłowski mógłby za legendarnym napastnikiem Górnika Zabrze nosić sprzęt. Piątka zadebiutowała Do reprezentacji po dłuższej przerwie wrócił zbierający ostatnio dobre noty w Hellas Verona Paweł Dawidowicz. Do tej pory zagrał w kadrze raz, 17 listopada 2015 r., w towarzyskim meczu z Czechami we Wrocławiu (3:1). Nowy selekcjoner










