Głodowały i przegrały

Głodowały i przegrały

Pielęgniarki czują się oszukane, więc szykują kolejny strajk. Ostrzejszy od poprzedniego

To był prawdziwy najazd na stolicę. W zeszłym roku zaczęły w czerwcu. Urządziły paraliżujący miasto “czarny marsz”, stały pod URM-em i Sejmem. Potem pielęgniarki rozbiły namioty, głodowały pod Ministerstwem  Pracy. Przez chwilę okupowały Ministerstwo Zdrowia, wytrwały wielotygodniowe negocjacje z rządem. Porozumienie podpisały w lipcu ’99, wróciły do swo­ich szpitali i tam walka zaczęła się od nowa. Tym razem przeciwnikiem był dyrektor. Znowu pikiety, okupacja, gło­dówka. Tak minęła jesień. Rozmowy z rządem ślimaczyły się, w tym roku dyrektorzy już nie chcą dać ani grosza. W Warszawie, już w 2000 roku, bunto­wały się pielęgniarki z onkologii, teraz głodówkę zapowiadają ich koleżanki ze szpitala kolejowego. Od maja dostają 62 proc. wynagrodzenia, więc wywiesi­ły napis: “Nasze dzieci są głodne”.

To przypomina, że minął rok od ich wielkiego protestu. Co się stało z naj­bardziej zbuntowanymi? Niektóre,  jak  Bożena Banachowicz czy Elżbieta Chylińska, były bohaterkami reportaży z “Przeglądu Tygodniowego”, inne sta­ły się znane dzięki desperacji w lokal­nych strajkach. Jaki był dla nich ten rok? Co zyskały, co straciły?

Odnalazłam dziewięć z nich. Łączy je jedno – pewność, że jest im jeszcze trudniej żyć niż w zeszłym roku. Oto ta zbuntowana dziewiątka:

Krystyna

Krystyna Ptok, ówczesna wice­przewodnicząca Związku Zawodo­wego Pielęgniarek w woj. śląskim. Dziś jest przewodniczącą związku, czule określaną jako “Krysieńka”.

Czarny podkoszulek ma swoje osobne miejsce w szafie. Pewnie niedługo znowu się przyda. Na Ślą­sku ogłoszono restrukturyzację, mó­wiąc prościej zamknięcie dwuna­stu szpitali. Dziesiątki pielęgniarek stracą pracę. Strach jest taki, że na­wet w szpitalu ciszej się mówi. Dziś nie dostają premii, w nocy nie dyżu­rują w zwiększonej obsadzie. Bywa, że jedna pielęgniarka ma na nocnym dyżurze 30 łóżek. Są zastraszane zwolnieniami, potem i tak zwalnia­ne, a związków zawodowych nikt nie pyta o zdanie.

W zeszłym roku katowicki szpital Krystyny Ptok zagroził okupacją bu­dynku. Uznały, że tylko koczując na ko­rytarzu, mogą zwrócić uwagę na swoją biedę. Dyrektor natychmiast ustąpił i dał im podwyżki wyższe niż innym, potem nawet trzynastki. Ale jeszcze więcej dostały pielęgniarki z Jastrzębiej Góry, bo głodowały. Dziś podwyżki cen zrównały wszystkie. Do dna.

Teresa

Teresa Kuc, też pielęgniarka z Katowic. Rok temu pracowała w szpitalu kolejowym. Lokalna prasa opisywała, jak w dniach strajku butnie chodzi w żałobie. Biel zamieniła na czerń, choć nie znosi tego koloru. Po dwu­dziestu latach pracy, jak zapewniała dziennikarzy, była gotowa na wszyst­ko. Zarabiała 600 zł, wychowywała troje dzieci, w tym dwoje licealistów. Nawet z dodatkowymi, wykańczający­mi dyżurami nie była w stanie zarobić na jedzenie. Dziś jest na rencie, nie chce rozmawiać z mediami.

Bożena

Bożena Banachowicz, przewodni­cząca Związku Zawodowego Pielę­gniarek, pracuje we Włocławku. Jej “nie zgadzamy się, żądamy stale poja­wiało się w mediach. Po marszach, gło­dowaniu i skandowaniu zdecydowała się na ugodę z rządem. Dziś uważa to za błąd.

Wrzesień ’99. Wróciła ze strajku i ne­gocjacji w Warszawie. Z koleżankami jeszcze przez dziewięć dni siedziała na korytarzu we włocławskim szpitalu. Dyrektor się o nie potykał, ale udawał, że ich nie widzi. Wreszcie zaczęły się rozmowy. Dostały po 91 zł podwyżki. Wiosną tego roku miały być kolejne pieniądze, ale dyrektor słowa nie dotrzymał. Jeśli teraz pójdą na strajk, to ni­gdy go nie przerwą, jak to się im ciągle wmawia, dla dobra zakładu. Ze swoich zobowiązań resort zdrowia zrealizował jeden punkt zabrał im trzynastki. Bo­żena Banachowicz uważa, że dobrze zrobiły te, co głodowały. Tylko tego władza się bała. Ale one wszystkie, wła­śnie dla dobra pacjenta, powinny wtedy porzucić pracę. Zrobią to teraz. We wrześniu na pewno przyjdą pod Sejm, ale tylko na rozgrzewkę. Potem już nie ustąpią. We Włocławku zwolnień jest dużo, w całym kraju tylko w pierwszym kwartale pracę straciło 13 tys. pielęgnia­rek. Rząd reklamuje kredyty dla nich, ale ma być ich tylko 500. Nie mają na co czekać.

Grażyna

Grażyna Małozięć ze Szpitala Woje­wódzkiego w Gorzowie, dziś przewod­nicząca związku, na swojej chirurgii pomaga jako wolontariuszka.

W zeszłym roku zebrała pielęgniarki i powiedziała, że te koczujące w namio­tach pod ministerstwem nie załatwią ich spraw, że muszą zablokować swoje ko­rytarze. Wicedyrektor oddał im swój gabinet, żeby mogły spać spokojniej. Jednak największą ciszę miały ich kole­żanki z Drezdenka, którym na czas strajku oddano kaplicę. Być może po to, by wiedziały, do kogo kierować żąda­nia. Za to pielęgniarki w Żarach usadowiły się tuż obok sekretariatu dyrektora. Nie sądziły, by to Pan Bóg mógł w czymś im pomóc. Po roku z 11dniowego strajku zostały takie właśnie strzę­py wspomnień. Wśród nich najdotkliw­sze, że nie powinny ustępować. A tak, rząd otrząsnął się z nich jak z natrętów. Potem je zagadał, aż rok minął. Zwol­nienie goni zwolnienie, bez żadnych osłon, na bruk. Wszystkie szpitale są na minusie. W regionie zapowiedziano likwidację 1800 łóżek, czyli sześciu szpi­tali. Wraz z nimi umrze zawód pielę­gniarki.

Barbara

Barbara Kuszyńska, przewodniczą­ca związków w Wojewódzkim Zakła­dzie Gruźlicy i Chorób Płuc w Szcze­cinie. W październiku ’99 wraz z ko­leżankami przerwała głodówkę, bo, jak mówiła wtedy, “nie chciałyśmy zaburzyć atmosfery obchodów pięć­dziesięciolecia naszej placówki. Poszłyśmy maksymalnie na rękę praco­dawcy i zgodziłyśmy się odstąpić od żądań 15,5% podwyżki, zgadzając się na 7%”. W końcu dostały, co żądały, ale urwano im te pół procenta. Do rozmowy włącza się Wiesia, koleżan­ka z oddziału, ponuro woła, że mają po 700800 zł. W tym roku zbyto je obiecankami, że wszystko zależy od wpłat z kas chorych. Ale choć pacjen­tów im nie brakuje, wiedzą, że nic nie dostaną. Za to zabrano im dwutygo­dniowy, dodatkowy urlop, który mia­ły “na gruźlicę”, czyli za wyjątkowo szkodliwe warunki pracy.

Ewa I

Ewa Obuchowska, pielęgniarka z Włocławka, dziś pracuje w Izbie Pie­lęgniarek. Rok temu była rzecznikiem prasowym strajkujących. Uważa, że w zeszłym roku pielęgniarkom zabra­kło wsparcia psychologów i negocjato­rów. Dały się zjeść przez zręcznych rządzących. A do swojej pracy wróciły jak strzępy, zmordowane psychicznie, wykończone głodówką. Przecież roz­mowy trwały dwa miesiące, nie powinny ich zawieszać. Nie powinny wyjeżdżać z Warszawy bez gwarancji podwyżek, zachowania “trzynastki” i listy chorób zawodowych. Ale zaufa­ły premierowi. Wyszły z resortu zdro­wia. A nie powinny. Dziś to wiedzą, wtedy głupio było powiedzieć premie­rowi, że oszukuje. Poza tym rodziny żądały, żeby wracały.

Dziś ich sytuacja finansowa jest gorsza niż rok temu, starzeją się, chorują, młode nie przychodzą do za­wodu. Czekały cierpliwie do sierp­nia. Dyrektorzy rozkładają ręce, rząd udaje, że ich nie ma. Tak, może dojść do opuszczenia pacjentów. Szczegól­nie, że we Włocławku zwolniono już 300 pielęgniarek Pozostałe nie mają nic do stracenia.

Ewa II

Ewa Chylińska, pielęgniarka z Białe­gostoku. Wychowuje dwie córki. W ze­szłym roku, po 25 latach pracy miała 650 zł, więc głodowała jak najbliżej re­sortu pracy. Siedziała przed namiotem, spokojnie opowiadała o pożyczce wzię­tej na płaszcz dla córki, o lęku przed każdą awarią, która rujnuje budżet. By­ła zacięta i pewna siebie. Dziś ma krót­sze włosy, bo zniszczyło je głodowanie. Kiepsko się czuje. Uważa, że pielę­gniarkom brakuje bezczelności i aro­gancji, by wygrywać takie bitwy. Tym­czasem rządzący dali im lekcję poniże­nia, wyśmiali ich głodówkę i odesłali do domu. Córka powiedziała wtedy tylko: Jesteś głupia. A ona już na żaden strajk nie pójdzie. Ożywia się, gdy roz­mawiamy o pracy. Została pielęgniarką oddziałową na nowym oddziale kardio­chirurgii. Awansowała. Zarabia 900 zł, młody personel około 700 zł i za te pieniądze jedna pielęgniarka czuwa nad życiem sześciu osób po operacji. Słab­sze odchodzą, te, które zostają mają satysfakcję, bo pacjenci wracają do nich, żeby pokazać, jacy są krzepcy. U nas się nie umiera wyjaśnia Ewa Chyliń­ska z taką mocą, że jej wierzę.

Maria

Maria OlszakWiniarska, przewod­nicząca związku zawodowego pielę­gniarek w Lublinie. We wrześniu ’99 zapewniała, że od łóżek pacjentów nie odejdzie, choć muszą oni znieść jej czarną bluzkę. Znana była z tropienia dyrektorów, którzy przyrzekli podwyż­ki, a ich nie dali. Dziś też uważa, że to ich złe gospodarowanie wykańcza szpi­tale i pielęgniarki.

W zeszłym roku spędziła dwa mie­siące w Warszawie. Najdotkliwiej od­czuła skłonność rządu do nocnych ne­gocjacji, które kończyły się o trzeciej nad ranem. I marzenie o kąpieli. Najmi­lej wspomina ministra Komołowskiego, który pamiętał o ich głodzie.

W rozmowie o dniu dzisiejszym naj­chętniej powtarza słowo “wycięcie”. Na Lubelszczyźnie “wycinane” będą szpi­tale, bo tylko niektóre, dobrze wyposa­żone, będą miały porządne kontrakty. W Hrubieszowie, Parczewie, Włodawie “wycinane” są już pielęgniarki. W jej przychodni, choć głodowały, okupowa­ły, tylko część pielęgniarek dostała pod­wyżki. Ona nie, bo jako przełożona i tak miała więcej, to znaczy powyżej 800 zł.

Bilans minionego roku ustawa o za­wodzie pielęgniarki jest nie realizowana, lekarz nadal uważa pielęgniarkę za tępe popychle, a przecież ona ma swoją wie­dzę. Nie wiadomo też, jaki jest koszyk usług medycznych, a więc co się pacjen­towi należy za darmo. Sukces to normy zatrudnienia wynegocjowane w nocy przy bułkach od Komołowskiego. Ale zaraz porażka, bo wielu dyrektorów udaje, że nie wiedzą ile i na jakich warunkach powinni zatrudniać. Marzenie wynegocjowanie Karty Pielęgniarki, ta­kiej samej, jaką mają nauczyciele. Błąd powinny się wedrzeć do siedziby pre­miera. No, ale nie wiedziały, jak się uży­wa siły, poza tym niektóre przestraszyły się kordonu policji. Ale Maria OlszakWiniarska jest pewna, że gdyby znalazły się na miękkich dywanach, wywalczyły­by wiele. Więc teraz już będą wiedziały, że trzeba się bić.

Elżbieta

Elżbieta z toruńskiego szpitala, pielę­gniarka na chirurgii. W tym roku to już nic nie ma ani grosza podwyżki, w ze­szłym za głodowanie dostała do pensji 40 zł. Teraz ma 826 zł brutto, żyje od pożyczki do pożyczki. Rozmawiać za długo nie może, bo jest sama z koleżan­ką na oddziale. Każda ma 20 łóżek.


ZESZŁOROCZNE, NADAL AKTUALNE HASŁA:

„Wiadro wody, jedna mrówka, oto pielęgniarska zupka”

„Rząd do roboty za 500 zł”

„Nie ma pielęgnacji bez negocjacji”

„Zamknąć kliniki dla rządowej kliki”

„Pielęgniarki zawód znany, beznadziejnie opłacany”

„Jak okropnie pielęgniarką być, gdy nie ma za co normalnie żyć”

„Idzie biała siła”

 

Wydanie: 2000, 33/2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy