Górnicy skupili się na obronie swoich pieniędzy, tymczasem rząd szybko przeprowadził czystki na stanowiskach, które można teraz dowolnie obsadzać PiS = Pycha i Samouwielbienie – tak górnicy napisali na tablicy w sali, w której toczyły się negocjacje z rządem. Minister Paweł Poncyljusz spóźnił się na rozmowy prawie półtorej godziny. To było we wtorek. W środę kilkanaście tysięcy górników miało przyjechać protestować do Warszawy. Nie przyjechali, bo w końcu podpisane zostało porozumienie. Wygrali górnicy, rząd czy prezydent? Klank zwolniony za brak układu Na pewno największym przegranym jest odpowiedzialny za górnictwo wiceminister gospodarki, Paweł Poncyljusz, i to bez względu na to, czy swoje kolejne, sprzeczne decyzje podejmował indywidualnie, czy może na polecenie premiera lub prezydenta. – Gdyby to zależało od Poncyljusza, w środę z pewnością bylibyśmy pod Sejmem albo Ministerstwem Gospodarki – zapewnia Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce. – Jeśli miałby dobrą wolę, porozumienie byłoby podpisane już miesiąc temu. Moim zdaniem, najbardziej pomogła interwencja prezydenta, jak również wicepremiera Leppera, który go chyba zdopingował. Andrzej Lepper przyjechał na Śląsk porozmawiać z centralami związkowymi. Obiecywał zmianę negocjatora, twierdził, że jeśli dojdzie do protestu – sam wyjdzie z górnikami na ulice Warszawy. Bez względu na to, na ile rzeczowa była interwencja szefa Samoobrony, skuteczna i potrzebna była na pewno – uważają górnicy. Gest poparcia wicepremiera dla strony społecznej w sporze z rządem znaczył dla nich wiele i dawał nadzieję na pozytywne zakończenie sporu o wypłatę części zysków wypracowanych przez kopalnie w ubiegłym roku. Dodatkowo, jakby rządowi było mało jednej awantury, Paweł Poncyljusz dokonał w tym czasie głębokich cięć personalnych w górnictwie. Plotki o nadchodzących czystkach słyszano już dawno. Ale informacje przyszły nagle. Odwołano ze stanowiska prezesa Kompanii Węglowej, Maksymiliana Klanka, i prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Leszka Jarnę, którzy sprzyjali górnikom w ich żądaniach wypłaty zysków. Zdaniem rządu, nie miało to ze sobą nic wspólnego, a powodem odwołania był bałagan w spółkach. Jaki bałagan – trudno powiedzieć. Kiedy w 2003 r. Maksymilian Klank obejmował władzę w Kompanii Węglowej, spółka stała na skraju bankructwa. Zarówno związkowcy z „Solidarności”, jak i z ZZG uważają, że to on uratował firmę. Zdaniem Dominika Kolorza, szefa górniczej „Solidarności”, Klank nie był nigdy związany z żadnymi układami politycznymi. – Wyprowadził rynek węgla na prostą – uważa Bogusław Ziętek, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”. – Dochody wzrosły m.in. dzięki ukróceniu roli pośredników w handlu węglem, nawet o 2 mld zł rocznie. Zrobiono to bez zwolnień i likwidacji kopalń. Za rządów SLD Klank naraził się wicepremierowi Jerzemu Hausnerowi, ponieważ przeciwstawiał się likwidacji kopalń, twierdząc, że wystarczy je łączyć, co będzie mniej bolesne i dla gospodarki, i dla rynku pracy. Ale zdaniem Poncyljusza, trzeba go było zwolnić za brak… jednolitego układu pracy w Kompanii Węglowej. Stary nowy program Za wypłatą dywidend górnikom opowiadał się również prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Leszek Jarno, pod wodzą którego spółka wypracowała w ubiegłym roku 800 mln zł zysku. To najbogatsza spółka w górnictwie. „Żądamy zaprzestania niekompetentnych działań, jakie rząd uparcie podejmuje w zarządzaniu górnictwem. Polityczne decyzje odwołujące doświadczonych i zasłużonych dla polskiego górnictwa menedżerów odbiją się ze szkodą dla przemysłu wydobywczego, a tym samym zagrożą bezpieczeństwu energetycznemu kraju”, czytamy w stanowisku wydanym ostatnio przez śląski Sojusz Lewicy Demokratycznej i OPZZ. Zdaniem autorów stanowiska, rząd zajmuje się obsadzaniem stołków, podczas gdy z końcem roku wygasa opracowany za rządów lewicy plan restrukturyzacji górnictwa. – Taki program jest niepotrzebny – uważa jednak Jerzy Markowski, dyrektor ds. technicznych kopalni Budryk, były wiceminister gospodarki. – Nadzwyczajne plany pisze się wtedy, kiedy sięga się po środki publiczne, a górnictwu już nie wolno tego robić. Kopalnie są jak tysiące innych firm i muszą sobie radzić w warunkach rynkowych bez żadnych długofalowych rządowych planów. Ja natomiast oczekuję od rządu opracowania racjonalnej polityki energetycznej państwa, która uczyni węgiel użytecznym. Polsce nie wolno eliminować węgla. Podobno program rządowy już jest pisany.
Tagi:
Marcin Łęczek









