Gorzkie gody Emmanuelle – rozmowa z Emmanuelle Seigner

Gorzkie gody Emmanuelle – rozmowa z Emmanuelle Seigner

Emmanuelle Seigner mierzy się z rzeczywistością po zatrzymaniu Romana Polańskiego. Zagrała w filmie u Skolimowskiego, a teraz promuje swój pierwszy solowy album – Swoją drugą płytę „Dingue” firmuje pani tylko własnym nazwiskiem. Dlaczego rozstaliście się z Ultra Orange? – To nie tak, że się rozstaliśmy. Zawodowo spotkaliśmy się tylko po to, aby nagrać album „Ultra Orange & Emmanuelle Seigner”. Nigdy nie byliśmy grupą i to jest plus niebycia zespołem. Dzięki temu można sobie pozwolić na zmiany. – I dość swobodnie odejść od rockowych brzmień… – Język francuski nie najlepiej współgra z rockiem, a chciałam nagrać płytę po francusku. Stąd taki kierunek. Piosenka antymacho – Na płycie towarzyszą pani znany frontman, „ojciec chrzestny punku”, Iggy Pop, a także Roman Polański. Panowie słyną z niełatwych charakterów. – Na szczęście żaden z nich nie okazał się zbyt skomplikowany we współpracy. Cudownie było mieć przy sobie Iggy’ego Popa i Romana. Obaj dobrze się zachowywali i byli bardzo grzeczni. Tego chciałam, współpracy z prawdziwymi osobowościami, a obaj panowie są legendami w swoich branżach. Podobało mi się takie zestawienie silnych mężczyzn. Zresztą na scenie nie będę wykonywała piosenek z ich udziałem, ponieważ Iggy’ego i Romana nie można nikim zastąpić. – W sensie charakterologicznym mocne trio. – Z tą różnicą, że oni są starsi ode mnie, więc mają nie tylko więcej doświadczenia, ale również mieli więcej czasu na stworzenie swojej marki. Mimo że długo już gram w filmach, w muzyce jestem nowa. – Utwór „Kim pan jest” w duecie z mężem to rodzaj żartu? – Ta piosenka tak naprawdę to joke. Zastanawialiśmy się, kto mógłby pasować do tego duetu. Później stwierdziliśmy, że byłoby zabawnie, gdyby to Roman zaśpiewał. Dziewczyna budzi się rano, widzi w swoim łóżku obcego faceta i pyta, kim on jest. Dla mnie to piosenka antymacho. Zwykle to mężczyźni są w takiej sytuacji, czyli sypiają z kobietami, nie wiedząc za bardzo, kto budzi się rano u ich boku. Później rozmawiają o tym między sobą, żartują, opowiadają kawały. Chodziło o to, żeby zamienić role w tej grze. – Kto wpadł na ten pomysł? – Producent, tekściarze, kompozytorzy. Myślę, że zainspirowałam ich do napisania takiej piosenki. To było śmieszne, żeby stworzyć utwór, w którym nagle nie poznaję osoby, z którą spędziłam noc. Czas na komedię – Skoro Roman Polański za pani namową zaczął udzielać się muzycznie, może spotkacie się ponownie na planie filmowym? – Bardzo bym chciała znowu zrobić film z Romanem. – Możemy spodziewać się sequela „Gorzkich godów”? – Raczej nie, myślę, że to byłoby źle widziane. Może komedii. – Dlaczego? Dobrze przyjęto ten film w Polsce. – Tak, ale myślę, że lepiej zrobić grzeczniejszy wariant, bardziej soft. – Niedawno zagrała pani w filmie „Chicas”, który nie jest pokazywany w polskich kinach, i u Jerzego Skolimowskiego w „Essence of killing”. – Cały czas gram w filmach. Robię jedno i drugie. Nie chcę przestawać być aktorką. W „Essence of killing” to była malutka rola, zagrałam gościnnie. Jerzy Skolimowski jest wielkim przyjacielem mojego męża i kimś, kogo pracę cenię od dawna. Bardzo go lubię jako artystę, a praca z nim sprawiała mi frajdę. Vincent Gallo jest gwiazdą tego filmu, ja jestem tylko guest. – To prezent dla Romana? – Zupełnie nie. To nie dla Romana, tylko dlatego, że uwielbiam Skolimowskiego. Od dawna go znam i lubię, jego pracę, jego osobę, ale zrobiłam to dla siebie. Z mężem na dobre i na złe – Jakie wrażenie zrobił na pani dokument Mariny Zenovich „Polański: Ścigany i pożądany”? – Bardzo dobry dokument, dobrze zrobiony i pozytywny. Dałam nawet jedną piosenkę z Ultra Orange do tego filmu. – Powiedziała pani, że jako ludzie show-biznesu macie sporo przywilejów. Jakich? – Jesteśmy ludźmi uprzywilejowanymi względem reszty świata, np. zarabiamy większe pieniądze. Ale najważniejsze, żeby być tego świadomym. Z jednej strony, korzystać z tej sytuacji, a z drugiej, nie być odciętym od rzeczywistości. – Wspólnie z Romanem macie wielu wpływowych przyjaciół. Czemu tym razem nie znalazł się ktoś życzliwy i nie ostrzegł przed „wpadką” w Szwajcarii? – Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Gdybym wiedziała…

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2010, 2010

Kategorie: Kultura
Tagi: Anja Laszuk