Gra na wielu bębnach

Gra na wielu bębnach

Fot. AFP/East News

Nowa premier Japonii zapewne przesunie swój kraj na prawo – ale inaczej niż dzieje się to w innych państwach

Fakt, że na stanowisku szefa rządu Kraju Kwitnącej Wiśni po raz pierwszy w historii zasiądzie kobieta, został już skonsumowany przez wszystkie media na świecie. Najczęściej w formie typowej – przyciągających uwagę nagłówków internetowych. Najważniejsza w takich uproszczonych narracjach jest oczywiście płeć nowego szefa rządu – wszak Japonia pozostaje społeczeństwem silnie zmaskulinizowanym, gdzie prawa i normy społeczne nadal nie uznają kobiet jako obywateli w takim samym stopniu, w jakim robią to wobec mężczyzn. Sanae Takaichi ma światu jednak o wiele więcej do powiedzenia niż tylko to, że jest kobietą. Jej wybór na stanowisko premiera mówi więcej o dzisiejszych nastrojach w Japonii niż o samej polityczce.

„Żelazna Dama” z Kraju Kwitnącej Wiśni

To określenie ewidentnie wraca do łask – neokonserwatyzm późnych lat 80. przeżywa renesans – przynajmniej w komunikacji politycznej. María Corina Machado, liderka wenezuelskiej opozycji i niedawna laureatka Pokojowej Nagrody Nobla też bardzo się ucieszyła, kiedy hiszpański dziennik „El País” kilkanaście miesięcy temu porównał ją do Margaret Thatcher. To nie przypadek, że Takaichi za patronkę swojej kariery politycznej wybrała inną kobietę – także prekursorkę nowej strategii dla własnego kraju. Szefowa japońskiego rządu zdecydowanie chce wprowadzić w Tokio nową jakość polityczną, a być może nawet stworzyć całkowicie nowy projekt, nowe ramy instytucjonalne rządzenia krajem.

Analogie z Thatcher są bardzo przydatne nie tylko dlatego, że obie panie były pierwszymi kobietami na tych stanowiskach, łączy ich miłość do zderegulowanego wolnego rynku i chęć ograniczenia zasięgu działania instytucji państwowych. Japonia w 2025 r. ma dużo wspólnego z Wielką Brytanią późnych lat 70., kiedy po latach rządów Partii Pracy na 10 Downing Street wprowadzała się Thatcher. Brytyjczycy żyli wtedy w przekonaniu, że najlepszy okres ich państwa mają już za sobą. Tak jest również z Japończykami dzisiaj. Stagnacja gospodarcza w zestawieniu z olbrzymim wzrostem sprzed kilkunastu lat, każe obecną rzeczywistość relatywizować, powtarzać sobie, że dobrze już było, a w przyszłości będzie tylko gorzej, trudniej, biedniej. W dodatku modele gospodarcze obu państw – industrializm Wielkiej Brytanii oparty na kopalniach i przemyśle ciężkim oraz dominacja wielkich korporacji, które nieuchronnie czeka automatyzacja w Japonii – były i są na wyczerpaniu. To, co działało przez ostatnie dekady, przestaje przynosić rezultaty i trend ten ma odzwierciedlenie w decyzjach wyborców. Jest to wprawdzie stwierdzenie dość uniwersalne, pasujące do demokracji jako takiej i aplikowalne niemal na całym świecie, ale w krajach takich jak Japonia, spadających z wyższego konia gospodarczego, czuć takie nastroje szczególnie wyraźnie.

Japońska klasa polityczna doszła do wniosku, skądinąd bardzo słusznego, że w Tokio trzeba radykalnej zmiany nie tylko na płaszczyźnie tożsamościowej. Sam fakt wybrania kobiety na najważniejsze stanowisko w państwie niczego bowiem nie zmienia – ten etap świat ma już za sobą. Tak samo na margines można natychmiast wrzucić popularne w mediach historie na temat jej hobby – grania na perkusji i fascynacji heavy metalem, co w nagłówku opisał nawet „The New York Times”. Dla rozumienia zmiany kursu, który właśnie zaczyna się w Japonii, znacznie ważniejsze jest to, że tamtejszym rządem pokieruje antagonistka Chin, niekoniecznie ceniona przez administrację Trumpa, mająca poglądy radykalnie antyimigranckie, inkorporująca niektóre elementy światowych ruchów populistycznych. Przede wszystkim zaś czująca się całkiem komfortowo z faktem, że jej wybór ostatecznie wygasza centrową, umiarkowaną orientację LDP, Partii Liberalno-Demokratycznej, macierzystego ugrupowania Takaichi.

Wyprzedzić rewanżyzm

Z europejskiego punktu widzenia najważniejsza będzie jej bilateralna relacja z Trumpem, dlatego analizę jej premierostwa należy zacząć właśnie od pomysłów na pacyfikację amerykańskiego prezydenta. W chwili, w której do kiosków trafi ten numer „Przeglądu”, Takaichi będzie najprawdopodobniej spotykać się z amerykańskim przywódcą osobiście. Ten gest ma ogromne znaczenie – tradycyjnie bowiem japońscy liderzy rozpoczynali swoje kadencje od spotkań z innymi azjatyckimi przywódcami. Czasy jednak się zmieniły i każdy, dosłownie każdy polityk, który chce uniknąć katastrofy handlowej dla swojego państwa, musi zacząć urzędowanie od spotkania z Trumpem.

Jak zauważa Manas Chawla, prezes firmy doradztwa politycznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 44/2025

Kategorie: Świat