Dwie kobiety – jedna pokonała raka piersi. Druga za zbyt późną diagnozę i leczenie musi zapłacić życiem Dwie zaprzyjaźnione kobiety, obie koło czterdziestki, zachorowały na raka piersi. Jedna została wyleczona przed sześciu laty, szanse drugiej topnieją z każdym dniem. Dzisiaj trudno się domyślić, że Joanna, tryskająca zdrowiem i energią, miała mastektomię i rekonstrukcję piersi. Natomiast Mirka jest po trzech seriach chemioterapii, lecz kolejne przerzuty gaszą jej nadzieję na wyleczenie. – Ja też miałam raka i popatrz, żyję – Joannie coraz trudniej pocieszać przyjaciółkę. – Dlaczego ty masz przegrać, skoro mnie się udało? Kolejny raz porównują swoje historie choroby i szukają w nich zdarzeń, które mogły zadecydować o dalszym przebiegu leczenia. Dlaczego Joanna została wyleczona, a Mirka przegrywa walkę z rakiem? Czy za późno zauważyła guzek? Za długo czekała na kolejne badania? Zbyt zwlekano z jej leczeniem czy też leczono ją niewłaściwie? Teraz tylko ona musi za to zapłacić. Życiem. Termin jak wyrok Matka nauczyła Mirkę co miesiąc badać piersi. Systematycznie wykonywała też badania okresowe. Jeszcze w marcu 2005 r. mammografia nie wykazała żadnych niepokojących zmian, jednak w końcu czerwca, w czasie samobadania, Mirka wyczuła opuszkami palców guzek. Poszła do swojej przychodni, ale ginekolog był na urlopie. Co prawda wykonywano wtedy profilaktyczne badania mammograficzne refundowane przez NFZ, lecz tym programem objęto tylko kobiety w wieku 50-59 lat. Była za młoda, by z nich skorzystać. Czekała więc miesiąc na powrót ginekologa, potem jeszcze dwa tygodnie na wyznaczony termin wizyty. Lekarz obejrzał pierś, obmacał guzek i wypisał skierowanie do przychodni chorób sutka. Tam znów wyznaczono jej termin przyjęcia – za dwa miesiące. I tak od dnia, w którym zauważyła guzek, minęły prawie cztery miesiące. Dziś wyrzuca sobie, że nie poszła od razu na badania prywatnie, wtedy jednak przypuszczała, że skoro wyznaczono jej tak odległy termin, pewnie nie ma większego zagrożenia. Może w piersi są jakieś niegroźne zmiany, jakie kiedyś miewała jej matka – pocieszała się, ufna w opiekę służby zdrowia. Niczego nie zaniedbywała, zawierzyła specjalistom. Gdy wreszcie trafiła do poradni chorób sutka, lekarz zaniepokoił się tym opóźnieniem. Odległe terminy najwyraźniej nie były jego winą, lecz wynikały z braku specjalistów i aparatury. Wykonano jej mammografię i biopsję – wykryto nowotwór o III stopniu złośliwości. – Gdybym wcześniej… – powtarza. – Może właśnie w tym czasie choroba rozwinęła się na tyle, że już nie można było mnie wyleczyć? Joanna wyczuła guzek, badając piersi, jak zwykle, pod prysznicem, w połowie lipca 2003 r., gdy była z rodziną na urlopie. Wrócili na drugi dzień. Poszła do przychodni, do swojej lekarki, otrzymała skierowanie do chirurga. Po tygodniu była już w jego gabinecie. Skierował ją do poradni chorób sutka, tam wyznaczono jej termin przyjęcia na koniec listopada. Miała czekać cztery miesiące, tak jak Mirka. Na szczęście rejestratorka zauważyła, że skoro ukończyła 40 lat, może skorzystać z mammograficznych badań przesiewowych, które właśnie w tej przychodni wykonywano. Od razu poddała się badaniu. – Może to uratowało mi życie? – zastanawia się dzisiaj, przypominając sobie życzliwą rejestratorkę i ten szczególny zbieg okoliczności. Wynik otrzymała 6 września, tydzień później wykonano jej biopsję guzka, który był już nieco większy. Odkąd go zauważyła, do pełnej diagnozy minęły prawie dwa miesiące. Wtedy została pacjentką Instytutu Onkologii w Krakowie. Gdy tam trafiła, przeraziły ją tłumy chorych na korytarzach. Na każdą wizytę czekała po pięć-sześć godzin. Po wykonaniu serii badań 20 października rano znalazła się na stole operacyjnym. Trzy miesiące od wykrycia guzka. Czas się liczy. Efekt leczenia chorób nowotworowych zależy od wielu czynników, ale chyba najważniejszy jest czas ich wykrycia i podjęcia terapii. A ponieważ ich objawy są z początku niedostrzegalne lub niewielkie, systematyczne badania profilaktyczne są tak ważne. Wiedza na wagę zdrowia Mirka zgłosiła się do Instytutu Onkologii w Gliwicach 2 listopada 2005 r., termin operacji wyznaczono za dwa i pół miesiąca. Już wiedziała, że nie wolno jej czekać, więc poddała się jej wcześniej w swoim mieście. 15 listopada guzek wraz z piersią został
Tagi:
Krystyna Rożnowska









