Granatem w blokersa

Granatem w blokersa

Antyterroryści w roli dzielnicowych? Zwykli policjanci pukają się w czoło, ich zwierzchnicy nie widzą w tym nic niestosownego… Inwektywy, naigrawania, ale przede wszystkim rozżalenie – tak uczestnicy Internetowego Forum Policyjnego (www.ifp.pl), będącego barometrem nastrojów policyjnych dołów, zareagowali na pomysł, by funkcjonariuszy stołecznego oddziału antyterrorystycznego wysyłać na uliczne patrole. W oficjalnym komunikacie komendanta głównego policji, Marka Bieńkowskiego, czytamy, że każdy antyterrorysta zostanie skierowany do takiej służby dwa, trzy razy w miesiącu. Dlaczego? Chodzi o poprawę sytuacji w najniebezpieczniejszych miejscach stolicy. A warszawscy antyterroryści nadają się do tego jak nikt inny, zwłaszcza że większość czasu spędzają na ćwiczeniach i utrzymywaniu gotowości bojowej. Strzelać do końca Zdaniem Jerzego Dziewulskiego, byłego antyterrorysty, takie pomysły to groteska. Zwraca on uwagę, że na całym świecie jednostki AT nie robią nic poza ćwiczeniami i oczekiwaniem na akcję, której zwykli funkcjonariusze nie byliby w stanie podołać. – Tych ludzi nie szkoli się w legitymowaniu. Oni ćwiczą się w negocjacjach, ale również w brutalnej walce, także w zabijaniu. Czy tak ukierunkowani funkcjonariusze powinni się zajmować pijaczkami, awanturnikami czy nawet blokersami? Niedorzeczność takich założeń najlepiej obnaża jeden z uczestników policyjnego forum: „Chcę zobaczyć, jak policjant AT wypisuje mandat za rzucenie peta na chodnik! A potem niech ktoś zapyta Ludwiczka (szefa MSWiA – dop. red.), dlaczego na szkolenie policjantów AT wydawane są miliony złotych, a oni wypisują mandaty karne…”. „Proponuję kolegom z Warszawy przeprowadzać interwencje zgodnie z tym, jak się ich szkoli od początku pracy – denerwuje się inny internauta funkcjonariusz. – Czyli „rozmowę z obywatelem” rozpocząć po zglebowaniu, skajdankowaniu i przeszukaniu. Po ulicy poruszać się zgodnie z zasadami taktyki, uwzględniając ubezpieczenie tylne, przy zatrzymaniu się patrolu zejść do niskiej pozycji, obserwując teren. W przypadku sytuacji, gdy trzeba będzie użyć broni, strzelać tak długo, aż zostanie wyeliminowane zagrożenie. Kwestie interwencji domowych rozwiązywać zgodnie z zasadami walki w pomieszczeniach: na wejściu flash-bang 9 (granat oślepiający – dop. red.), ewentualnie z gazem, wjazd do chałupy, glebowanie i potem… rozpisywanie w notatnikach”. Nie chodzi nam jedynie o wykazanie na podstawie cytowanych komentarzy nieadekwatności środków, jakie planuje się zastosować wobec pospolitej przestępczości i chuligaństwa. Chcielibyśmy również zwrócić uwagę, że tego rodzaju pomysły to – wbrew oficjalnie formułowanym intencjom – igranie ze śmiercią. Jest rzeczą niekwestionowaną, że agresywny chuligan winien zostać obezwładniony przez policję i odstawiony do aresztu. W żadnym jednak razie nie jest to zadanie dla policyjnego antyterrorysty – lata ćwiczeń skutkują bowiem u niego pamięcią mięśniową, wyuczonymi odruchami; słowem, reakcjami niewspółmiernymi do zagrożenia, jakie stwarza nawet niepokorny rozrabiaka. Czy trzeba śmierci tego ostatniego, czy „tylko” okaleczenia, aby uzmysłowić policyjnej wierchuszce, że strzela z armaty do much? Legitymacja i kominiarka Kolejna sprawa – w przypadku formacji antyterrorystycznych (poza wyjątkowymi sytuacjami) trudno mówić o „dużo wcześniej zaplanowanych realizacjach”. Istotą terroryzmu i terroru kryminalnego jest przecież działanie z zaskoczenia. Stąd bierze się konieczność całodobowej gotowości jednostek AT – problematycznej, gdy okaże się, że na akcję wyruszy oddział po kilkugodzinnej służbie patrolowej. A jeśli o niej mowa: „Ciekawi mnie, co zrobi taki AnTek, gdy obywatel poprosi go o okazanie legitymacji służbowej i będzie chciał porównać fotkę w legitce z twarzą?”, pyta inny policjant, przypominając o dwóch wykluczających się praktykach. Po pierwsze, służba patrolowa ma obowiązek wylegitymowania się; po drugie, specyfika pracy antyterrorystów zmusza ich do maskowania tożsamości, czyli m.in. używania kominiarek. „Ukrywają twarze nie dlatego, że chcą bojowo wyglądać lub mają pryszcze – pisze w krytycznej recenzji pomysłu KGP Jerzy Dziewulski. – Robią to, aby ochronić swoją rodzinę przed możliwą zemstą podziemia przestępczego. To oni bowiem dokonują zatrzymania i to na nich skupia się wściekłość pozbawionych wolności bandytów”. Czy trzeba dekonspiracji specjalistów z AT, by KGP zrezygnowała z wysyłania ich na ulice? Żeby nie było wątpliwości – służba patrolowa, nie tylko w stolicy, lecz także w całym kraju, powinna zostać wzmocniona. Ale nie kosztem formacji AT.   Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2006, 2006

Kategorie: Kraj