Walka o złotego

Walka o złotego

Polski pieniądz jest tak silny, że jeszcze trochę i zadusi naszą gospodarkę

– Mocna złotówka jest dramatem, rujnuje nasz bilans i naszych producentów. Niemcy przestają przyjeżdżać, kupujemy u nich więcej niż oni u nas. Ostatnio nawet opłaca się nam u nich tankować, co jest już sytuacją kuriozalną. Na targowisku zostało 200 handlowców, kiedyś było ich ponad tysiąc – mówi Marek Bader, naczelnik Wydziału Rozwoju Gospodarczego w Zgorzelcu. Identyczne opinie słychać w Kostrzyniu, Gubinie i Osinowie – praktycznie w całym pasie nadgranicznym, gdzie skończyła się handlowa prosperity.
– Mocna złotówka jest bardzo korzystna, sprzedaż naszych samochodów systematycznie rośnie – mówi Eliza Kruszewska z Renault Polska, firmy, która – mimo trwającego na naszym rynku motoryzacyjnym załamania – w bieżącym roku zwiększyła import do Polski o 26% w porównaniu z tym samym okresem 2001 r. Podobnie oceniają sytuację i inni importerzy samochodów.
Silna złotówka jednych dusi, innym dodaje skrzydeł. Wicepremier Marek Belka uważa, że złoty powinien być słabszy. Realityczną ceną byłoby ok. 4,25 zł za dolara. Złotego może osłabić znacząca obniżka stóp procentowych, np. o 5%. Jednak prezes NBP, prof. Leszek Balcerowicz, reprezentuje pogląd, iż nie ma powodów do nieuchronnego osłabiania polskiego pieniądza.
Zdaniem ministra gospodarki, Jacka Piechoty, złotówka jest przeszacowana co najmniej o 20%. – Polityka realizowana przez RPP prowadzi do wzmacniania polskiej waluty, co dla naszego eksportu jest po prostu zabójcze – twierdzi minister. – Silny złoty nie zagraża gospodarce – ripostuje wiceprezes NBP, Andrzej Bratkowski.

Skazani na plajtę

Tymczasem nasze firmy są skazane na rozwijanie eksportu, gdyż w sytuacji słabego popytu w kraju, spowodowanego pustką w naszych portfelach, sprzedaż za granicę jest jedyną szansą przetrwania. Szansą niestety coraz bardziej iluzoryczną, bo już w ubiegłym roku eksport przestawał się opłacać (zyski firm z tego tytułu spadły o ok. 15%), ale jego wielkość rosła, bo realizowano wcześniej zawarte kontrakty, których nie można było zerwać pod groźbą wysokich kar umownych. Jeszcze w lutym, gdy cena dolara podskoczyła do 4,28 zł, zaświtała nadzieja na poprawę sytuacji. Później jednak złotówka rosła w siłę, przekraczając psychologiczną granicę 4 zł za dolara, a nasze towary stawały się coraz droższe. Wyniki pierwszego kwartału są fatalne – eksport spadł prawie o 7%.
Dla tych przedsiębiorstw, które stawiały na eksport, obecny kurs złotego do dolara i euro jest prawdziwym nieszczęściem. Za sprzedane za granicą towary dostają coraz mniej złotych. Połowa naszych eksporterów notuje straty, w ciągu dwóch lat kurs złotego wzrósł o ok. 30%, co skutecznie podważyło wszelkie kalkulacje handlowe. Teoretycznie istnieje możliwość ubezpieczenia się przed ryzykiem kursowym, ale jest to w Polsce tak kosztowne, że po prostu niedostępne dla ogromnej większości przedsiębiorstw.
Równocześnie tanieje import, który stale rośnie, zwiększając swą przewagę nad eksportem. To oznacza, że Polska pozbawia się dochodów, nakręcając koniunkturę w państwach, z których sprowadza towary, i finansując zagranicznych, a nie rodzimych robotników. Teoretycznie tańszy import mógłby być okazją do tego, by nasze firmy mniejszym kosztem zakupiły tak potrzebne gospodarce nowoczesne technologie i urządzenia. W praktyce jednak przedsiębiorstwa, zarzynane spadkiem popytu na swoje wyroby, takich zakupów nie robią, bo zwyczajnie nie mają za co – i wielkość inwestycji w gospodarce spada (w pierwszym kwartale są one o 11% mniejsze, niż w roku ubiegłym).
Im zaś mniej inwestycji, tym słabsze mechanizmy rozwojowe. To natomiast już bezpośrednio przekłada się na wysokie bezrobocie i niskie zarobki pracowników, co powoduje z kolei, że nasze firmy nie mają komu sprzedawać swych produktów i koło się zamyka. Przedsiębiorstwa inwestują wtedy, gdy liczą na zysk przekraczający oprocentowanie kredytu. Przy tak wysokich stopach procentowych utrzymywanych przez Radę Polityki Pieniężnej nie ma ekonomisty potrafiącego wymienić dziedziny działalności produkcyjnej, które opłaca się sfinansować kredytem.
Produkować więc się nie opłaca, ale może chociaż opłaca się wypoczywać za granicą? Złudne nadzieje. W Orbisie trzygwiazdkowy wyjazd na Wyspy Kanaryjskie kosztuje 977 dol. od osoby, podobnie jak rok temu. O utrzymaniu ubiegłorocznego poziomu cen informują także inne duże biura podróży. A ponieważ obecny kurs dolara jest praktycznie taki sam jak przed rokiem (9 maja 2001 r. za dolara płaciliśmy 3,95 zł), więc dla potencjalnych turystów niewiele się zmieniło. Natomiast biurom podróży wiedzie się coraz gorzej, bo w ciągu 12 miesięcy koszty ich działalności nie stały przecież w miejscu.

Rozmowy czy naciski

Wicepremier Marek Pol uważa, że dla osłabienia złotego RPP powinna obniżyć stopy procentowe o 4-5%. – Tak wysoki kurs złotego dla każdego, kto jest eksporterem, stanowi informację tragiczną, a dla importerów, oczywiście korzystną. Tylko że Polska ma nadwyżkę importu nad eksportem, a nie odwrotnie. Eksport to miejsca pracy, zaś import to ich utrata. Wysoki kurs złotego, panujący za sprawą Narodowego Banku Polskiego, jest więc bardzo niekorzystnym zjawiskiem. Ale banki, zatrudniając swych doradców i analityków, płacą im ogromne pieniądze, by udowadniali, że stopy muszą być wysokie, dzięki czemu banki mogą świetnie zarabiać na wysokim oprocentowaniu kredytów – mówi wicepremier Pol.
Prof. Witold Koziński, kierownik Katedry Bankowości i Finansów UW, ocenia, że w Polsce oprocentowanie kredytów inwestycyjnych wynosi średnio ok. 17%. Za granicą – trzy razy mniej. Nasze przedsiębiorstwa praktycznie przestają już więc korzystać z kredytów złotówkowych. To także zwiększa nacisk na cenę złotego, bo dewizy pożyczone przez polskie firmy trzeba przecież wymienić na złotówki, żeby wykorzystać je w kraju. A ponieważ 70% naszych banków przeszło już w ręce obcych inwestorów i ma swe centrale poza Polską, bezpośrednie zaciąganie kredytów dewizowych za granicą jest dla nich zjawiskiem bardzo pożądanym.
Obecna sytuacja zdenerwowała wreszcie i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który stwierdził, że nie można spokojnie patrzeć na to, co się dzieje z kursem złotego. NBP powinien podjąć działania na rzecz osłabienia złotego, więc prezydent zapowiedział swoją rozmowę na ten temat z prezesem Leszkiem Balcerowiczem.

– Nie będę traktował nacisków politycznych jako argumentów. Chcemy uniknąć sytuacji, w której obniżki stóp okazałyby się nadmierne i musielibyśmy je podnosić – zadeklarował już wcześniej prezes Leszek Balcerowicz.

Konkurenci nie duszą

Drogi złoty jest także niekorzystny dla zagranicznych inwestorów zamierzających rozwinąć w Polsce działalność produkcyjną. To m.in. dlatego Toyota buduje fabrykę w Czechach, a nie u nas, jak wcześniej zamierzała. Dlatego teraz w Garwolinie po cichu (żeby nie zapeszyć) wyrażane są nadzieje, że firma kosmetyczna Avon planująca przeniesienie tam swoich zakładów z Wielkiej Brytanii nie rozmyśli się w ostatniej chwili. Bo skoro złoty rośnie w siłę, to polskie atuty – niskie koszty energii, pracy, wielu surowców i czynszów – są coraz mniej atrakcyjne w stosunku do warunków zachodnich. Rezultat jest oczywisty – od początku roku inwestycje zagraniczne wyniosły ok. 980 mln dol. W tym samym okresie ubiegłego roku – ponad 1,3 mld dol. Narzekania na to, że obcy kapitał za wolno napływa do Polski, nic nie pomogą, jeśli nasz pieniądz będzie nadal tak drogi.
Spójrzmy, jak sytuacja w wyścigu do Unii Europejskiej wygląda u naszych konkurentów. Inflacja wynosząca ok. 3,5% jest w Polsce mniejsza niż w Czechach (4,2%) czy na Węgrzech (9,6%). Ale choć mają oni wyższą inflację, to w obu tych państwach oprocentowanie kredytów jest prawie o połowę mniejsze niż w Polsce. Bezrobocie w Czechach jest dwa razy niższe od naszego, zaś na Węgrzech – aż trzykrotnie niższe. To dobitnie pokazuje konsekwencje duszenia polskiej gospodarki silną złotówką.
Przy tak wielkiej różnicy stóp procentowych między Polską a państwami zachodnimi złoty zawsze będzie drogi. Zagranicznym grupom kapitałowym opłaca się bowiem kupowanie polskich papierów wartościowych, co zwiększa popyt na złotego. Zyski tzw. kapitału spekulacyjnego są u nas wręcz zdumiewające – np. na 10-letnich obligacjach od sierpnia ubiegłego roku do lutego 2002 r. zarabiało się 73%!

Im gorzej, tym lepiej

Spadek kursu złotego można osiągnąć np. zmniejszeniem jego płynności wobec dolara. (Od ponad dwóch lat kurs naszego pieniądza jest całkowicie wolny). Kurs mógłby się wahać tylko w pewnych granicach, gdyby zaś zostały one przekroczone, bank centralny podejmowałby interwencję, skupując dolary, by podnieść w ten sposób ich cenę. Rząd chciałby dyskutować z Narodowym Bankiem Polskim o sposobach osłabienia złotego. NBP odpowiada, że interweniowanie byłoby nieefektywne, a koszty tej operacji – finansowanej z zysków banku centralnego – okażą się większe od efektów.
Zdaniem rządu, jest dokładnie odwrotnie, bo jakakolwiek interwencja zawsze będzie tańsza od negatywnych skutków, jakie dla całej gospodarki – a więc i dla wszystkich obywateli – niesie wysoki kurs złotego.
Zdaniem prof. Edmunda Pietrzaka z Zakładu Międzynarodowych Stosunków Walutowych Uniwersytetu Gdańskiego, werbalne interwencje polityków, polegające na podkreślaniu, iż złoty jest za drogi i musi osłabnąć, przestają już być skuteczne. Rozwiązaniem byłaby interwencja finansowa, która dość łatwo pozwoliłaby podnieść cenę dolara np. do 4,20 zł, bo nasz rynek walutowy jest płytki. Prof. Pietrzak obliczył, że polska waluta, po boliwarze wenezuelskim, jest najbardziej przewartościowana na świecie. Jest jednak niemal pewne, że RPP nie zdecyduje się na interwencję, bo jest zadowolona z mocnego złotego, który pozwala łatwo dusić inflację – choć inflacja jeszcze nigdy nie była tak przyduszona, bo spadła do poziomu nienotowanego nigdy w III RP (3,5%).
Taka interwencja ostatni raz miała miejsce w 1998 r., kiedy NBP, chcąc zbić kurs złotego, skupił jednego dnia 700 mln dol. – Zbyt mocny złoty jest kosztowniejszy niż ewentualna interwencja NBP na rynku walutowym – twierdzi Marek Belka. Prof. Koziński także uważa, że podobne działania, choć kosztowne, są jednak niezbędne, bo na dalsze wzmacnianie złotego nasza gospodarka nie może sobie pozwolić. – Nie ma wyjścia, koszty interwencji trzeba po prostu ponieść. Obecny kurs złotego jest destrukcyjny dla gospodarki. Ja żadnego ożywienia gospodarczego na razie nie widzę – stwierdził prof. Koziński Wiceprezes Bratkowski jest jednak zdecydowanym przeciwnikiem kursów regulowanych, bo jak twierdzi, rodzą one oczekiwania ze strony rynku, że władze będą stale interweniowały, by ustalić optymalny kurs. Zawsze są wtedy pretensje, że kurs jest za wysoki albo za niski, i pojawiają się ciągłe naciski polityczne. Najlepszy jest więc kurs płynny. – Gospodarka odczuwa to czasami boleśnie, ale musi się do tego przystosować – uważa Andrzej Bratkowski. Jego zdaniem, to nie mocny złoty ani wysokie stopy procentowe są odpowiedzialne za powolny wzrost gospodarczy, ale ograniczenie konkurencji i sztywny rynek pracy. Mocny złoty jest zaś korzystny, bo zmusza firmy do szukania rezerw i obcinania kosztów.
Prof. Cezary Józefiak, członek RPP, także uważa, że pobudzanie gospodarki nie może się zaczynać od obniżki stóp procentowych. Nie tędy droga. Trzeba zacząć od poprawy sytuacji w przedsiębiorstwach.
Wprawdzie trudno sobie wyobrazić, jak można poprawić sytuację naszych ledwo zipiących, pozbawionych niemal wszelkich środków przedsiębiorstw zwalniających kogo się da. Jednakże, zdaniem niektórych ekonomistów, to wcale nie przeszkadza. Prof. Bohdan Wyżnikiewicz uważa wręcz, że pożądane zmiany strukturalne w gospodarce zachodzą szybciej, gdy pogarszają się warunki gospodarowania i słabnie popyt.

Złotówka silna emocjami

Osłabienia złotego nie da się osiągnąć przy oporze ze strony RPP. Rada natomiast wszelkie próby dyskusji ze swym stanowiskiem skłonna jest traktować jako niedopuszczalną presję. Zwolennicy niezależności RPP ostrzegają, by nie podejmować prób jakichkolwiek nacisków. Mogą one dać zły skutek i, wbrew oczekiwaniom, skłonić RPP, by usztywniła swe stanowisko. To pokazuje że RPP uważana jest trochę za rozkapryszone, uparte dziecko – kierujące się emocjami, z którym trzeba postępować bardzo ostrożnie, by się nie obraziło – a nie za obiektywne i bezstronne ciało fachowe chłodno oceniające sytuację.
Zapewne na takie postrzeganie RPP ma wpływ osobowość jej przewodniczącego i szefa NBP, prof. Leszka Balcerowicza, który coraz powszechniej uważany jest za dogmatyka zapatrzonego tylko w jeden, poznany przez siebie, model prowadzenia polityki pieniężnej i reagującego niezwykle nerwowo na sugestie dotyczące jej ewentualnych modyfikacji. – Polityki RPP nie rozumie już praktycznie większość poważnych ekonomistów – stwierdził niedawno marszałek Sejmu, Marek Borowski.
Natomiast prof. Władysław Jaworski, kierownik Katedry Bankowości SGH, uważa, że Leszek Balcerowicz wszystkie dyskusje na temat działań RPP traktuje jak rozgrywkę osobistą, wypowiadając się w tych kwestiach z wielką zawziętością. Względy merytoryczne są zastępowane emocjami – a w taki sposób nie można prowadzić polityki monetarnej państwa.

Współpraca Edyta Gietka


Jaki powinien być kurs złotówki?

Czesław Skowronek,
prezes Huty im. Tadeusza Sendzimira w Krakowie

Złotówka jest wyraźnie przewartościowana. Kurs powinien wynosić ok. 4,5 zł za dolara. Obecna sytuacja jest dla huty bardzo niekorzystna. Eksport się nie opłaca, a dodatkowo huta, jako największy producent szeregu wyrobów stalowych, traci swoją pozycję z powodu niekontrolowanego napływu obcej, a przy tym kursie złotego, taniej stali, która już wypełnia ok. 50% polskiego rynku.
Dr Grzegorz Wójtowicz,
członek Rady Polityki Pieniężnej

Nie będę mówił, że złoty jest zbyt drogi. On jest niedowartościowany, bo podstawą kursu jest siła nabywcza dolara w stosunku do naszego produktu krajowego brutto, która wynosi 1,91 zł za dolara. Unikam stwierdzeń o niedowartościowaniu czy potrzebie przeszacowania pieniądza. To kwestia punktu widzenia i przyjętych założeń. Można wpływać na rynek słownie i różnymi instrumentami, ale jak wykazuje historia kursów walutowych w Polsce, mimo różnych prób regulowania to rynek decydował o kursie. Część popytu na złotego wynika z kreowania popytu na obligacje, a to z pewnością nie osłabia polskiego pieniądza. Gdy spojrzymy na ostatnie lata, to od 1991 r. utrzymuje się stale trend aprecjacyjny z rocznym średnim tempem wynoszącym ok. 5,4%. Ostatnio istotnymi czynnikami polityczno-psychologicznymi są perspektywa wejścia do struktur europejskich, oczekiwania i czynniki koniunkturalne. Wszystko to sprawia, że złoty pozostaje mocny.
Tomasz Lipiński,
przewodniczący Rady Miejskiej Polanicy Zdroju, szef hoteli Polanica i Karłów

Myślę, że złoty jest o jakieś 20% za drogi. Gdyby był słabszy, to teraz ceny byłyby bardziej realne. Złotówka jest sztucznie rozdmuchana, co nie wynika ze stanu gospodarki, ale m.in. z dużej sprzedaży obligacji skarbu państwa. A w nas to bije, bo mocna złotówka niszczy naszą turystykę. Polski turysta porównuje koszty wypoczynku u siebie z zagranicznym. My natomiast już nie możemy podnosić cen, bo nikt ich nie wytrzyma, choć koszty w kraju są ogromne – prąd, gaz, woda itd. Kilka lat temu za 10 marek gość zjadł porządną kolację i wypił piwo, a dziś za 5 euro nawet auta w Polsce nie umyje, więc nasz kraj przestał być atrakcyjny. Drogi złoty zniechęca turystów zagranicznych, a my nie mamy takich atrakcji jak Pireneje czy Alpy i musimy się bardzo starać, aby chcieli oni oglądać Polskę. Pięć lat temu dawano nam ulgę, żebyśmy przebudowali kotłownie węglowe na gazowe, a teraz dusi się nas cenami.
Prof. Andrzej Sopoćko,
ekonomista

Ile powinna kosztować złotówka – tego się nie da dokładnie określić. Wysoki kurs złotego jest bardzo szkodliwy dla gospodarki, bo powoduje importowanie bezrobocia z Zachodu do Polski. Procesu aprecjacji nie da się do końca zatrzymać, można go jednak przyhamowywać. W Polsce tendencja do zwiększania wartości własnego pieniądza jest szczególnie silna przy całkowitej bierności NBP. Politykę obniżania stóp procentowych prowadzi się bardzo niemrawo – ostatnia obniżka wynosiły zaledwie 0,5%.
Prof. Ryszard Ławniczak,
sekretarz zespołu ekspertów ekonomicznych prezydenta RP

Złoty jest nadwartościowany, dlatego mamy kłopoty z eksportem. Kurs złotego nie odpowiada realnej sile nabywczej. Jest to przeszkoda dla konkurencyjności eksportu, zwiększa się importochłonność, pogarsza bilans handlowy i płatniczy.
Pytanie, na ile można poprawić konkurencyjność i obniżyć ceny towarów, zmieniając kurs złotego do dolara? Należałoby – jak sadzę – doprowadzić do obniżki o ok. 10%, czyli dolar kosztowałby 4,40 zł. Reszta to już spekulacje myślowe. Eksperci reprezentujący dobrych eksporterów powiedzą, że to wystarczy, eksperci gorszych stwierdzą, że ten 10-procentowy spadek kursu to za mało.
Oczywiście, w ekonomii nic nie jest całkiem białe ani całkiem czarne. Przykładowo w miarę tanie wakacje zagraniczne są dobre dla naszych rodaków – ale tylko dla tych, którzy mają za co jechać, a jest ich zdecydowana mniejszość.
Sobiesław Zasada,
biznesmen

Moim zdaniem, kurs złotego jest o 20% za wysoki. Powodem tego jest wysokie oprocentowanie obligacji skarbu państwa. Dopóki to się nie zmieni, złoty pozostanie bardzo silny, a odsetki nadal będą szły za granicę. Wyliczenia dla każdej firmy mogą być trochę inne, bo jedni importują surowce, a eksportują produkty przetworzone, inni zaś bazują wyłącznie na surowcach krajowych. Tendencja jest jednak oczywista. Jeszcze w miesiącach zimowych niższy kurs złotówki sprawiał, że było trochę lepiej, firmy poprawiały wydajność i podnosiły zysk. Teraz jednak zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa eksportują już po kosztach własnych albo nawet dopłacają do tego interesu tylko dlatego, że boją się utracić rynek. A taka utrata jest najczęściej bezpowrotna.
Elżbieta Leszczyńska,
Toyota Motor Poland

Jako importer samochodów firma trzyma się bardzo dobrze, a kurs nam odpowiada. Gdy kurs złotego jest wysoki, klienci chętniej kupują samochody zagraniczne. Kiedy złoty nieco spadał w lutym, bo rząd trochę straszył Radę Polityki Pieniężnej, to i nasza sprzedaż była nieco niższa. W ostatnich miesiącach kurs złotego jest bardzo dobry dla importerów, mamy też korzystny kurs euro. Kupujemy walutę w bankach, płacąc coraz mniej.

Zebrał BT

 

Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy