Granica (nie)przyjaźni

Granica (nie)przyjaźni

Fot PAP/DPA

Po wyborach i opadnięciu emocji polski premier i niemiecki kanclerz powinni porozmawiać o granicy

W 16-tysięcznym Gubinie uwagę zwracają patriotyczne nazwy ulic, z których można ułożyć tysiącletnią historię Polski: Piastowska, Chrobrego, Jagiellońska, Grunwaldzka, Kosynierów, Westerplatte… Ściśnięta ulicami Kopernika, Zygmunta Starego i Ułanów Karpackich galeria handlowa przy moście na Nysie Łużyckiej pod swoim dachem zmieściła niemieckiego Rossmanna, irlandzkiego Dealza, portugalską Hebe, hiszpańskiego Santandera oraz polskie CCC, 4F, Sinsay, Neonet, Big Star i Top Secret. Przy Wyspiańskiego ulokowały się po sąsiedzku Rossmann i Lidl – liczni klienci przybywający z położonego na drugim brzegu rzeki Guben twierdzą, że są lepiej zaopatrzone niż w ich kraju. Z kolei właściciel miejscowej restauracji chwali się niemiecką maturą syna. W Guben działa Szkoła Europejska im. Marii i Piotra Curie, której przyświeca hasło: „Masz prawo myśleć bez ograniczeń” (dosłownie: bez granic).

Klimat lokalnych relacji ilustruje zachowana tablica pamiątkowa Wilhelma Piecka przytwierdzona do fasady domu, w którym spędził dzieciństwo. Napis na niej głosi: „Wybitny działacz niemieckiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, prezydent Niemieckiej Republiki Demokratycznej”. Guben za czasów NRD nosiło nazwę Wilhelm-Pieck-Stadt-Guben.

Od końca lat 90. oba przygraniczne miasta realizują koncepcję wspólnego Euromiasta Gubin-Guben. Gdy w 2007 r. Polska przystąpiła do strefy Schengen, zrobiło się jeszcze bardziej europejsko – zniknęło przejście graniczne. Ponownie kontrola graniczna pojawiła się wraz z pandemią, a potem jesienią 2023 r., gdy słabnący rząd socjaldemokraty Olafa Scholza poddał się antyimigranckiej fali masowych protestów Alternatywy dla Niemiec (AfD) i wprowadził stacjonarne kontrole na granicach. Na moście, od strony Guben, służbę pełnią funkcjonariusze niemieckiej Policji Federalnej sprawdzający pieszych i samochody z polskiej strony.

Merz zerka w stronę AfD

Nowy kanclerz, chadek Friedrich Merz, jeszcze w kampanii wyborczej uczynił z zaostrzenia polityki migracyjnej jeden z głównych celów. Chciał w ten sposób pozyskać część zwolenników AfD. To się nie udało, wynik CDU/CSU okazał się jednym z najgorszych w historii formacji – 28,5%, a na dwie chadeckie partie i koalicyjną SPD głosowało w sumie niespełna 45% wyborców. Tak słabego poparcia nie miał jeszcze żaden niemiecki rząd. Nigdy wcześniej także kandydat na kanclerza nie został wybrany na ten urząd dopiero w drugim głosowaniu, jak to się przydarzyło Merzowi, kontestowanemu również przez niektórych chrześcijańskich demokratów. To odbija się na pozycji kanclerza. W dodatku niemiecka gospodarka przeżywa trudny czas – w 2023 i 2024 r. spadł PKB, a w tym roku sytuacja może się powtórzyć. Konkurencyjności niemieckich towarów zagrażają amerykańskie cła i chińska ekspansja na rynek europejski. Co szósty Niemiec zagrożony jest ubóstwem, w 77 dużych miastach brakuje 2 mln mieszkań na dostępny wynajem. Rozwiązanie tych problemów jest nie tylko trudne, ale i czasochłonne, a notowania sondażowe rządzących partii spadają, rosną zaś AfD.

Merz wciąż nie porzucił nadziei na przekonanie do siebie umiarkowanej części Alternatywy i przebicie przez CDU/CSU granicy 30% poparcia. Jednym z argumentów ma być polityka migracyjna, w której zmiany wydają się znacznie łatwiejsze do przeprowadzenia niż w gospodarce czy w sferze społecznej.

Zawracanie migrantów

W kwietniu obecny szef Urzędu Kanclerza Federalnego Thorsten Frei zapowiedział, że od 6 maja, czyli od dnia zaprzysiężenia Merza, nowy rząd „rozszerzy i zintensyfikuje kontrole osób na granicach Niemiec” i będzie odsyłał migrantów do tych państw

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 22/2025

Kategorie: Świat