Grzeszyłem

Grzeszyłem

Przeciętny człowiek ma przeciętne życie. I uprawia przeciętny seks Stan Borys– piosenkarz, autor poezji „Anna”, „Spacer dziką plażą”, „Jaskółka uwięziona”, „To ziemia” są blisko półwiecznymi damami, a na YouTube mają i półtora miliona odsłon. Twoich piosenek słucha kolejne pokolenie. Ale od wielu lat nie udało ci się wejść na listy przebojów z nowym utworem. – Przeboju nie tworzy wykonawca czy kompozytor, ale publiczność. W rzeczywistości to, czy jakaś piosenka stanie się szlagierem, zależy głównie od tych, którzy ją dostarczają publiczności, czyli redaktorów muzycznych stacji radiowych. Byle co można wylansować, jeśli puszcza się utwór dziesięć razy dziennie, jak to się robi w Ameryce. Od wielu lat nie udało mi się wejść na listy przebojów nie dlatego, że nie mam takiego szlagieru, tylko dlatego, że radio mnie nie zauważa. Myślę, że mam piosenkę, która mogłaby być przebojem, a nie jest, bo stacje radiowe jej nie grają – jest to „Stokrocie” z wydanej w zeszłym roku płyty „Ikona”. „Moja kochanko, moja zgrozo, moja tęsknoto / Gdy ciebie brak, chodzę na wspak, śpiewam jak wrona (…)”. Albo: „Moja kreacjo, administracjo i demokracjo / Dla ciebie żyć, o tobie śnić, z miłości wyć (…)”. Gdybym nie wiedziała, że ty jesteś autorem słów piosenki „Stokrocie” i że mówisz o swojej miłości, raczej widziałabym jakiegoś 30-latka z libidem nastolatka, a z mądrością i dystansem mężczyzny 40-letniego. – [śmiech] To miły komplement. Chciałem zabawić się słowami. Mnie bawią te zestawienia, przeciwności, jak w życiu: moje szczęście – moje cierpienie, moje ty złoto – moja zgryzoto. Taka właśnie jest miłość! Doznajemy skrajnych emocji, od zachwytu po rozpacz. Unosimy się kilometr nad ziemią, a za chwilę spadamy. Chciałabym, żebyśmy porozmawiali właśnie o miłości. – Dobrze, proszę bardzo. W wideoklipie do tej piosenki pojawia się tajemnicza, piękna kobieta, z burzą blond włosów. Jej obecność nie jest przypadkowa. To właśnie dla niej śpiewasz: moje ty złoto – moja zgryzoto. – Tak. To Ania. Od lat śpiewam piosenkę „Anna”. W tej piosence zakochanych było miliony dziewcząt o imieniu Anna i miliony panów – narzeczonych, mężów, dedykujących tę piosenkę swoim dziewczynom. Natomiast nigdy wcześniej nie miałem miłości Anny, a jedynie odczuwałem platoniczną miłość do piosenki. W końcu Bogdan Loebl napisał ją dla swojej żony. Powiedz więcej o twojej Ani. – To było w lutym, tydzień przed walentynkami. Minęło sześć lat, od kiedy jesteśmy razem. Zaczynamy słynną siódemkę. Poznaliśmy się w Stanach, na Florydzie, na turnieju tenisowo-golfowym Polonia Open. Przyjeżdża tam 100 golfistów i 70 tenisistów. Anna była w reprezentacji golfa i przyszła na kort, bo jej koleżanki powiedziały: „Tam jest Stan Borys, gra w tenisa”. I jeszcze większa ciekawostka jest związana z tym spotkaniem: ta moja Anna musiała zadzwonić do swojej mamy do Nowego Jorku, żeby spytać, kto to jest Stan Borys. Ja bardzo się tym szczycę, że nie poszła na moją piosenkę, na tę sławę, która jest związana z moją osobą, na którą niektórzy lecą. A mama ją trochę zrugała i powiedziała: „Jak to, nie wiesz?”. Często na tych naszych turniejach jest tak, że na końcu przy wręczaniu nagród są występy ludzi, którzy grali. Zaplanowany był wtedy także mój krótki występ. I dopiero gdy Ania usłyszała moje piosenki, które przed wyjazdem z Polski słyszała jako mała dziewczynka w radiu, przypomniało jej się. Od tego momentu jesteśmy już razem. To najdłuższy czas, który spędziłem z którąś z kobiet mojego życia. Właśnie Annie dedykowałeś wiersz „Catalina”, który znalazł się w twoim tomiku poetyckim „Co jest urokiem tego życia”. – Powstał miesiąc po naszym poznaniu. To taki śmieszny erotyk. Wyspa Catalina jest oddalona o jakieś 35 km od naszego okna, przez które widzimy ją na oceanie zawsze pod wieczór, kiedy jemy kolację. Nie wiem, jak ktokolwiek może odebrać erotycznie sznur zawieszony między wyspą Cataliną a oceanem, ale ja tak sobie to wyobrażałem. „(…) wpatrzony / w oddalanie / potęgi twoich warg – / rozchyl / poczujesz ogień / dokonywania się pożaru / moje myśli zwariowały / na twoim ciele / doznając aktu / pojednania się kolorów (…)”. Nawet jeśli ktoś nie do końca erotycznie odbiera ten sznur między Cataliną a oceanem, te słowa na pewno do niego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2015, 2015

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Rogowska