Wszystkie sondaże wskazują na trzecie wyborcze zwycięstwo brytyjskiej Partii Pracy Charyzma i telewizyjny wdzięk, powtarzają w Wielkiej Brytanii specjaliści od marketingu politycznego, jeszcze raz pozwoliły, by Tony Blair praktycznie przed wyborami do Izby Gmin mógł już się ogłaszać zwycięzcą elekcji przewidzianej na 5 maja. Spełniają się więc przepowiednie, że laburzystowski premier idzie w ślady Margaret Thatcher, która także potrafiła poprowadzić w latach 80. swoją partię, konserwatystów, do trzeciego kolejnego zwycięstwa. W przeciwieństwie do słynnej Żelaznej Damy Blair wygrywa po raz kolejny w sondażach (i prawdopodobnie przy urnach wyborczych) nie tylko dzięki dobrym efektom swoich ośmioletnich rządów, ale także dzięki zdolności do pozyskiwania nawet nieprzekonanych do Partii Pracy wyborców. W ostatnich tygodniach eksperci od marketingu w Londynie mocno akcentowali, że szalę na korzyść laburzystów w rozgrywce o jak najlepszy wynik głosowania przechylił znowu osobiście Blair, który na dodatek zaskoczył i polityków, i media swoją wyborczą taktyką, polegającą m.in. na udziale w kilkunastu telewizyjnych debatach ze zwykłymi ludźmi, podczas których padało pod adresem premiera – jak to napisał londyński „The Independent” – „wiele słów żalu i goryczy, choć na szczęście niewiele zniewag”. I rzeczywiście, podczas popularnych programów z gatunku talk show uśmiechnięty, kiedy trzeba, a skupiony, kiedy chwila tego wymagała, Blair wiele razy zderzał się z uwagami typu: „Straciłam do pana zaufanie” albo „Czy pan dobrze sypia w nocy, po tych wszystkich błędach popełnionych przez rząd?”. Nigdy nie stracił panowania nad sobą, nigdy nie wyśmiał żadnej krytycznej opinii. Cierpliwie tłumaczył, dlaczego nie wszystko Partii Pracy się udało, czasami po prostu bił się w piersi i mówił wprost: moja wina. Brytyjczykom ta otwartość premiera i jego zdolność do publicznego przyznawania racji adwersarzom bardzo przypadła do gustu. Analityk socjologicznego instytutu MORI, Robert Worcester, napisał nawet, że „strategia masochizmu”, po jaką sięgnął Tony Blair w kontaktach ze społeczeństwem, zaowocowała nadspodziewanym wzrostem poparcia dla laburzystowskiego premiera. Inny politolog, Philip Stephens, chwaląc wyborczą strategię Blaira, zwrócił uwagę, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej spora część Brytyjczyków postrzegała przywódcę laburzystów jako „trochę oderwanego od codziennych problemów kraju”. Natomiast okazana w kampanii gotowość Blaira, by być publicznie atakowanym, krytykowanym i „przywoływanym do porządku” przez wyborców, odwróciła tamto postrzeganie go jako polityka. „Blair stał się na nowo człowiekiem bliskim zwykłym Brytyjczykom”, zanotował komentator Andrew Rawnsley. A ogłaszając, iż jego – tj. Tony’ego Blaira – stosunki z wyborcami przypominają gwałtowne, kłócące się czasami, lecz udane per saldo małżeństwo, i koncentrując się w rozmowach z ludźmi na sprawach wewnętrznych: przestępczości, zdrowia, edukacji, kwestii napływu imigrantów, „kupił” sobie tysiące głosów wyborczych. Nie byłoby jednak obecnej przewagi w sondażach dla Partii Pracy, dodają polityczni analitycy, gdyby nie generalnie pozytywny bilans ośmioletnich rządów Tony’ego Blaira. Największym atutem laburzystów była i jest silna gospodarka. Dlatego Blair mógł publicznie bez obaw powtarzać: Możemy być dumni z tego, co już osiągnęliśmy”. Opozycja i część niechętnej laburzystom prasy próbowała co prawda wskazywać na rozmaite słabości w ekonomice, żonglować statystykami, by udowodnić, że „jest gorzej, niż się wydaje”, ale przynosiło to mizerny skutek. Inaczej postrzegają Brytyjczycy politykę zagraniczną Tony’ego Blaira. „To prawdziwe Waterloo laburzystów”, ogłosił nawet przywódca konserwatystów, Michael Hoaward. Oczywiście, tak daleko idąca teza, nie znalazła poparcia w brytyjskim społeczeństwie. Mieszkańcy Wysp doceniają, że rząd Blaira był bardzo aktywny w akcjach zwalczania biedy w Afryce, w próbach szukania pokoju na Bliskim Wschodzie. Pozytywnie oceniają wyjątkową pozycję swego kraju w stosunkach z Ameryką. Co najmniej jednak dwie kwestie różniły w ostatnich latach większość brytyjskiej opinii publicznej i samego premiera. Po pierwsze, opór Brytyjczyków budzi euroentuzjazm Blaira, który wyraźnie popiera ściślejszą integrację w ramach Unii Europejskiej. Prawdziwym i wielkim narodowym problemem stała się także interwencja brytyjska w Iraku, u boku wojsk USA, a przede wszystkim ujawnione w minionych miesiącach fakty, świadczące, że niebezpieczeństwo ze strony Saddama Husajna dla świata było przez rząd Wielkiej Brytanii celowo wyolbrzymiane. Dosłownie w ostatnich dniach temat ten jeszcze raz wrócił na polityczną tapetę,
Tagi:
Mirosław Głogowski









