Homo contrreformaticus wiecznie żywy

Homo contrreformaticus wiecznie żywy

Polemika z prof. Andrzejem de Lazarim Historycy służą zawsze władzy, bo od niej biorą pieniądze. prof. Aleksander Krawczuk Znakomity historyk, przedstawiciel krakowskich stańczyków i konserwatywnej myśli historyczno-politycznej, Józef Szujski (1835-1883), miał zauważyć, że „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”. Ta perspektywa i ten sposób widzenia minionych dziejów sprawdzają się, gdy patrzymy na stosunki polsko-rosyjskie. Dowodem na to jest m.in. ostatni wywiad prof. Andrzeja de Lazariego dla PRZEGLĄDU (nr 42) pt. „Prowokacje i zaczepki”. Jestem zawiedziony pewnymi tezami tego wywiadu, które potwierdzają mitologię, irracjonalizm czy pospolite fumy (to termin Kisiela na nabzdyczenie, napuszenie, grymasy, fochy itd.) trawiące od dekad stosunki polsko-rosyjskie. Można ewentualnie przyjąć tezy o historycznej genezie wzajemnych niechęci czy pretensji, ale czy pod ową ocenę nie mogą trafić również stwierdzenia profesora: „Od czasów zajęcia Krymu nie jeżdżę do Rosji, choć co chwila otrzymuję intratne zaproszenia na konferencje (…). Naiwnie to zabrzmi, ale zawiodłem się na Rosjanach. (…) W Rosji zwyciężył homo sovieticus. Ja nie mam czego tam szukać. Większość moich rosyjskich uniwersyteckich kolegów popiera imperialną politykę Putina”? To czysta emanacja polsko-sarmackiego, pańskiego i kontrreformacyjnego myślenia. Mitomania w polityce Kontrreformacja zwyciężyła w I RP absolutnie i nadal trwa w wielu polskich głowach. Była to ideologia papieskiego Rzymu po soborze trydenckim, mająca spowodować rekatolicyzację Rosji (a w ślad za nią likwidację czy podporządkowanie Watykanowi całej prawosławnej wspólnoty). Dziś ten trend występuje w postaci nachalnej promocji wartości zachodnioeuropejskich, jedynej dopuszczalnej perspektywy pojmowania wolności obywatelskich, demokracji czy praw człowieka, nieuwzględniającej przy tym tradycji, historii i stosunków społecznych, jakie wytworzyły się na wschodzie Starego Kontynentu. I wielu Polaków w tym trendzie chce brać udział – jako mentorzy, jako przedstawiciele Zachodu i jego kultury, jako reprezentanci narodu szczególnie doświadczonego przez historię (zwłaszcza przez Rosję i ZSRR), a przez to swoim cierpieniem silni, godni zadośćuczynienia. Echo idei niezwykle szkodliwej, przede wszystkim dla nas samych, bo uniemożliwiającej racjonalną ocenę rzeczywistości i wyciąganie pragmatycznych wniosków, a mówiącej, że Polska jest „Chrystusem narodów”, ciągle – jak widać – powraca. Postawa prezentowana przez cenionego myśliciela i naukowca jest odbiciem dawnej wyższości nad „schizmatyckimi Grekami” (jak nazywano en block wyznawców prawosławia). Tak polska szlachta i magnateria traktowały cały wschód, na którym posiadano majątki, latyfundia czy hacjendy. Tam nasi Sarmaci odgrywali rolę kolonizatorów ze wszystkimi następstwami tych procesów (tak jak Hiszpanie w Nowym Świecie). Czczenie ziemiańskiej kultury Kresów jako jądra tego, co polskie, jako clou polskości, skutecznie ukrywa „trupy w szafach” polskiej historii oraz stosunków panujących wówczas na wschodzie Europy. A ten mit siłą rzeczy musi się zderzyć z mitami rosyjskimi, np. że Kijów to matka wszystkich ruskich – bo prawosławnych – miast. Mity te są takie same jak nasze, dlatego powinny się znosić. Mitomania jest niezwykle szkodliwa, zwłaszcza w bieżącej polityce, która winna się kierować wyłącznie pragmatyzmem i realizmem. Potrzeba moralnego zwycięstwa No i ta wyniosłość, ta pańskość co rusz wychodzące zarówno w polityce międzynarodowej uprawianej przez polskie elity, jak i w skali mikro. Jedni zrywają wszelkie kontakty – nawet osobiste – z największym naszym sąsiadem (gdy wiadomo, że tylko dialog jest sposobem na przezwyciężenie wzajemnych uraz, pretensji czy nieporozumień), drudzy wywieszają na drzwiach restauracji kartkę, że „Rosjanom wstęp wzbroniony”. Ta potrzeba tzw. moralnego zwycięstwa i ciągłego udowadniania odwiecznym ciemiężcom naszych etycznych przewag (echo cierpiętnictwa, kultu przegranych powstań, zbiorowego patriotycznego męczeństwa i kultury trumiennej chwały*) jest tyleż śmieszna i infantylna, co absolutnie nierealistyczna. Do idei naszych moralnych zwycięstw bez względu na efekty – tak zakorzenionej w polskiej duszy i mentalności – warto dodać powiedzenie dobrego wojaka Szwejka, że „moralnym zwycięzcą jest zawsze ten, komu przeciwnik przetrąci nogę”. My, Polacy, cały czas przyjmujemy wobec Rosji (a pośrednio całego Wschodu) postawę św. Remigiusza, który chrzcząc w 496 r. króla Franków Chlodwiga, zwrócił się do niego: „Zegnij kark, dumny Sygambrze”. W naszym myśleniu – oprócz udowadniania cały czas, jakim to jesteśmy zachodnim Zachodem – pokutuje potrzeba przekonania wszystkich wokoło, a pewnie i siebie samych, do słuszności naszych racji i wyborów. Dlatego mówimy, postulujemy, wymagamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 44/2015

Kategorie: Opinie