Romanowi Prodiemu w koalicji Drzewa Oliwnego udało się skupić partie lewicy laickiej i lewicy katolickiej Korespondencja z Rzymu Arturo Parisi to znany i ceniony politolog, a w rzeczywistości szara eminencja Drzewa Oliwnego, bo to on wymyślił nazwę i program koalicji, która wygrała wybory w 1996 r. Jemu Drzewo Oliwne zawdzięcza wszelkie innowacje. Parisi nie należy do polityków chętnie pokazujących się przed kamerami telewizyjnymi, woli pracować samotnie i podrzucać kolegom idee. Jego najnowszym pomysłem jest nieformalne biuro wyborcze włoskiej Partii Demokratycznej (której oczywiście jeszcze nie ma). Sztab generalny Unii (nazwa ta w tegorocznych wyborach zastępuje wymiennie Drzewo Oliwne – przyp. aut.) znajduje się w kamienicy na placu św. Apostołów. Jest w tym coś przewrotnego, skoro do koalicji, której przewodzi Romano Prodi, weszły partie lewicowe, liberalne, komunistyczne, katolickie, zieloni, antyglobaliści oraz ruchy społeczne. Na trzecim piętrze Parisi zorganizował siedzibę, gdzie pracują razem partie Lewica Demokratyczna (DS) i Stokrotka. Projekt Ulivo ma długie korzenie i wyciąga gałęzie w kierunku słońca – od koalicji Drzewa Oliwnego powołanej w 1995 r. po Unię powstałą w 2005 r., by wygrać tegoroczne kwietniowe wybory, aż po włoską Partię Demokratyczną, opartą na wzorach amerykańskich, która zjednoczy lewicę, zapewniając jej w przyszłości stabilność i solidność polityczną, jakiej oczekują wyborcy. Unia katolików i komunistów Pierwsze pytania nasuwają się spontanicznie: jak to możliwe, że Prodiemu w swojej koalicji udało się połączyć katolików i komunistów? Jak to możliwe, że jedną Partię Demokratyczną chcą stworzyć dwa podmioty polityczne mające tak różne historie, jak DS i Margherita? Piero Fassino i Massimo D’Alema, liderzy Lewicy Demokratycznej, jeszcze do niedawna mieli w kieszeni legitymacje PCI oraz młot i sierp w klapie, a Francesco Rutelli, lider liberalnej katolickiej lewicy, jest najlepszym przyjacielem kard. Camilla Ruiniego, przewodniczącego Włoskiej Konferencji Episkopatu. Odpowiedź na to pytanie ukryta jest w dość szczególnym dokumencie, nazywanym potocznie w kręgach Drzewa Oliwnego: „kwestia katolicka według Artura Parisiego”. Chodzi o przemówienie głównego ideologa lewicy włoskiej na kongresie zorganizowanym w Camaldoli, w 2001 r., przez prestiżowe i niezmiernie wpływowe czasopismo „Il Regno” („Królestwo”). Czasopismo będące organem włoskich postępowych katolików organizuje każdego roku konferencje przy drzwiach zamkniętych i zaprasza na nie wybitne osobistości, by mogły porozmawiać o religii i demokracji. W Camaldoli w 2001 r. oprócz Parisiego byli także Romano Prodi, kard. Carlo Maria Martini, kard. Walter Kasper, Giulio Amato, Pat Cox i inni. Fakt, że na tych spotkaniach omawia się kwestie i strategie niezwykle żywotne dla polityki i demokracji, niewątpliwie nasuwa przykre skojarzenia z sekciarstwem. Dodatkowo dokumenty konferencji zostają opublikowane przez czasopismo „Il Regno” dopiero po kilku lub kilkunastu miesiącach i dla przeciętnego zjadacza chleba są w zasadzie niedostępne. Często jednak to, co zostało powiedziane w Camaldoli, ma wpływ na przymierza polityczne, strategie wyborcze i programy. Tak było w przypadku Drzewa Oliwnego. Katolicki nie znaczy prawicowy Jak wynika z sondaży, które Arturo Parisi przedstawił w Camaldoli, od 1996 r. Włochy zmieniły zupełnie swój profil społeczno-religijny i po upadku Demokracji Chrześcijańskiej, będącej partią konfesyjną, włoscy katolicy rozpierzchli się po obu stronach sceny politycznej. Szacuje się, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat we Włoszech w wyborach politycznych głosuje około 36% praktykujących katolików. Wśród wyborców lewicowej koalicji Drzewo Oliwne jest więc 31% katolików, wśród wyborców prawicowej koalicji Dom Wolności – 32% katolików. – Najlepiej wyobrazić sobie aktualną sytuację społeczno-religijną Włoch na prostym przykładzie niedzielnej mszy świętej. Ksiądz, stojąc przed wiernymi, wie, że 44% z nich jest wyborcami lewicy, a 46% to elektorat prawicy – mówi Parisi. – Bez wątpienia we Włoszech doszło do rewolucji społeczno-religijnej, jeżeli przypomnimy, że w latach 70. wśród wyborców Demokracji Chrześcijańskiej aż 70% stanowili katolicy, a wśród wyborców Partii Komunistycznej katolików było zaledwie 14%. W takim układzie ksiądz celebrujący mszę wiedział dobrze, że 66% jego owieczek jest zapisanych do Demokracji Chrześcijańskiej, a reszta głosuje na inne partie katolickie. Wtedy miało to inny wpływ na politykę. Zdaniem Artura Parisiego, ten fenomen społeczno-religijny obserwuje się w wielu krajach Europy, gdzie wielu katolików chce
Tagi:
Agnieszka Zakrzewicz









