Instytut Stanu Wyjątkowego

Instytut Stanu Wyjątkowego

Pamięć narodowa jest sprawą zbyt poważną, by powierzać ją ludziom Kurtyki Jest rok 1998. Na łamach pisma „Debata” prawicowy politolog Rafał Matyja publikuje tekst „Obóz IV Rzeczpospolitej”. W tym samym roku koalicja AWS-UW doprowadza do przyjęcia ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Jest paradoksem historii, że IPN – sztandarowa instytucja IV RP – powstała, gdy koncepcja radykalnego zerwania z III RP kiełkowała dopiero w umysłach sceptycznych wobec rządu Buzka prawicowych intelektualistów. IPN IV RP wyprzedził, ale dzisiaj widzimy, że przede wszystkim ją zapowiadał. Ile to nas kosztuje? Ta początkowo niepozorna instytucja rozrosła się do rozmiarów potężnego ministerstwa pamięci, będąc trwałym spadkiem po wyborczych sukcesach braci Kaczyńskich. W 2001 r. IPN dysponował 85 mln zł budżetu, zatrudniał 1076 pracowników, w tym 94 prokuratorów. Ci ostatni zarabiali średnio 6792 zł miesięcznie, reszta pracowników odbierała wypłatę wynoszącą średnio 2726 zł. W 2006 r. było to już 1533 etatów, w tym 104 prokuratorów (pensja średnio 3381 zł i 9193 zł dla prokuratorów). Jak wynika z najnowszej informacji o działalności IPN, instytut zatrudnia już 2065 osób. Prokuratorzy, których jest 135, zarabiają średnio 9535 zł, reszta pracowników 4281 zł. Nietrudno odgadnąć, że wraz ze wzrostem wysokości płac i liczby pracowników je pobierających wzrastała również wysokość budżetu. W 2005 r. było to jeszcze 95 mln zł. Ostatnio budżet IPN wyniósł 208 mln zł. Przeszło 2 mln zł z tej kwoty przeznaczonych zostało na podróże pracowników IPN, drugie tyle ci sami pracownicy wydzwonili, korzystając ze służbowych telefonów. W sytuacji dynamicznego wzrostu liczby pracowników nie może dziwić fakt, że IPN nie może pomieścić się w jednym budynku. Obecnie warszawska centrala zajmuje ich aż siedem. Są to lewe skrzydło Pałacu Sprawiedliwości (siedziba m.in. Sądu Najwyższego), wyremontowany ostatnio dwunastopiętrowy biurowiec przy ul. Towarowej, dwa piętra w wieżowcu Warsaw Trade Tower (niedoszła warszawska siedziba Daewoo), biurowiec przy Hrubieszowskiej, budynki przy Żurawiej, Kłobuckiej oraz sala wystawienniczo-konferencyjna przy Marszałkowskiej. Dodajmy do tego 10 oddziałów i cztery delegatury rozsiane na terenie całej Polski. A wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec terytorialnej ekspansji IPN. Historycy w kilku byłych miastach wojewódzkich po cichu liczą na etaty powstałe, gdy do ich miast również niebawem zawita IPN. W sumie nie można dziwić się ich nadziejom. Jak pokazały przytoczone wyżej liczby, instytut to atrakcyjny finansowo pracodawca. Państwo stanu wyjątkowego Wszystko to brzmi sielankowo. Historycy prowadzą badania naukowe, dostają za to godziwe wynagrodzenie. O co właściwie chodzi? – może zapytać przeciętny obywatel – przecież tak jest w każdym „normalnym państwie”. Problem polega na tym, że nie. IPN nie jest instytucją właściwą dla demokratycznego państwa prawnego. Jest instytucją wyciągniętą rodem z państwa stanu wyjątkowego. „Instytut Pamięci Narodowej łączy pod jednym dachem dwie instytucje – prokuraturę i placówkę historyczną. A przecież cele obu instytucji są całkowicie odmienne! Prokurator zmierza do osądzenia, historyk – do zrozumienia mechanizmów. Prokurator nie szuka okoliczności łagodzących – nad tym może się zastanawiać adwokat, i to nie w IPN, bo go tu nie ma, lecz na rozprawie sądowej. Historyka natomiast nie interesuje kwestia winy czy kary, lecz analiza procesu dziejowego”. Problem ten jako jeden z pierwszych dostrzegł prof. Andrzej Romanowski. „Co mamy przeciwko Instytutowi Pamięci Narodowej? – pytali w swoim tekście prof. Nina Kraśko i dr Sergiusz Kowalski. – To, że łączy funkcje, których łączyć się nie powinno – że w jego konstrukcję wpisany jest nieuchronny konflikt interesów. Nieważne, czy w IPN rządzą nasi przyjaciele, czy ludzie, z którymi niekoniecznie chcielibyśmy spędzić czas w jednej celi czy na jednym przyjęciu. Leon Kieres, Andrzej Paczkowski, Andrzej Friszke czy Antoni Dudek – zła instytucja wymusza złe zachowania”, brzmiała odpowiedź udzielona przed dwoma laty na łamach „Gazety Wyborczej”. Akt oskarżenia wobec IPN zaczyna się od mocnego akcentu. Ale to dopiero początek. Dużo solidniej brzmi zarzut, że IPN niszczy Monteskiuszowski trójpodział władzy. Wkracza w kompetencje władzy sądowniczej i wykonawczej. W ustawie o IPN czytamy: „Prezes IPN po zasięgnięciu opinii Dyrektora Głównej Komisji może ujawnić opinii publicznej,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 30/2008

Kategorie: Kraj