Intymność na sprzedaż

Intymność na sprzedaż

Nawet życie celebrytów nie jest dość ekscytujące, by je transmitować cały czas. A zwykli ludzie robią to dla zysku Marta Wiśniewska – tancerka, choreografka, instruktorka tańca, wokalistka. Założycielka i właścicielka szkół Mandaryna Dance Studio w Warszawie, Kobyłce i Legionowie. W 2003 r. wzięła udział w reality show „Jestem jaki jestem”. Zdziwiłaś się, kiedy powiedziałam, że chcę rozmawiać o rodzinie z Poznania, która w mieszkaniu zainstalowała kamery, by transmitować to, co się u nich dzieje. – Byłam zaskoczona, bo wcześniej o tych ludziach w ogóle nie słyszałam. Śmieję się, że jestem z innej epoki, nie poświęcam zbyt wiele czasu na przeszukiwanie internetu. Dopiero ty mnie sprowokowałaś, by się dowiedzieć czegoś więcej o tej rodzinie. Relacji z ich mieszkania nie widziałam, bo kamery były wyłączone. Ale czytałam opinie internautów, wiele bardzo krytycznych. Niektórzy robili im żarty i np. zamawiali pizzę na ich adres. Pomyślałam: kto może być lepszą specjalistką od domowego reality show niż Mandaryna, która sama brała w czymś takim udział. Chodzi mi o program „Jestem jaki jestem” w TVN. Ponad 12 lat temu ty i Michał Wiśniewski byliście pierwszą polską parą celebrytów obserwowaną przez kamery. – Oczywiście pamiętam, mam płyty z nagraniem tego programu. Ale on zasadniczo się różnił od przedsięwzięcia rodziny z Poznania. Po pierwsze, my mieszkaliśmy nie w swoim mieszkaniu, ale w willi wynajętej na potrzeby programu. Po drugie, był to program telewizyjny oparty na scenariuszu, który przewidywał, co będziemy konkretnego dnia robić. A rytm rodzinnego życia regulowały też plany koncertowe zespołu Ich Troje. W czasie trwania programu wypadł Konkurs Piosenki Eurowizji, w którym uczestniczył zespół. „Jestem jaki jestem” pokazywał i to, co działo się w willi w podwarszawskim Józefowie, i kuluary koncertów. W pewnym sensie była to więc inscenizacja? – Nie nazwałabym tego inscenizacją, ale nad kształtem programu pracował sztab ludzi z naszej strony i ze strony stacji telewizyjnej. Program był montowany, a Michał i ja mieliśmy wpływ na to, co zostanie wyemitowane. To nie było pokazywanie naszego życia 24 godziny na dobę. Taka transmisja byłaby nudna, a my chcieliśmy, żeby ten obraz był ciekawy i pełen kolorów. W jednym z odcinków, kiedy leżycie w łóżku, mówisz do Michała: „Wyłącz ich”. I on pilotem wyłącza kamerę w sypialni. Ale pamiętam odcinek, kiedy kamera jednak pokazuje sypialnię w półmroku… Wtedy zapomnieliście wyłączyć kamerę? – Oczywiście, że nie. To był taki moment ubarwiający obraz naszego życia małżeńskiego. Wszystko, co dotyczyło nagrywania, było dokładnie określone w umowie. Nie zgodziliśmy się na kamery w łazience ani na pokazywanie golizny. Najbardziej wyuzdane sceny to były te, kiedy pojawialiśmy się w pidżamach. Kamery były wyłączane wieczorem i włączane rano. Jeden z realizatorów zostawał na noc i spał na kanapie w salonie. Na wszelki wypadek, gdyby zdarzyło się coś, co warto nakręcić. Zdarzało się, że prosiliście o wyrzucenie jakiejś sceny, a ludzie z telewizji upierali się, by ją zostawić? – Owszem. Ale zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Wiadomo, że telewizja chciałaby, aby nagrania były skandalizujące, a my pewnych sytuacji nie chcieliśmy pokazywać. Przecież zawsze może się zdarzyć, że człowiekowi – nam czy któremuś z naszych gości – wymsknie się coś, czego nie chciałby upubliczniać. Musieliśmy mieć pewność, że nic nie wycieknie bez naszej zgody. Oczywiście każdy ciągnął w swoją stronę. Ale tak wiele rzeczy się działo w naszym domu, że im zwykle wystarczało to, na co się zgadzaliśmy. W przypadku małżeństwa z Poznania interweniował rzecznik praw dziecka, bo w transmisjach brało udział także czworo dzieci. W kilku odcinkach „Jestem jaki jestem” można było zobaczyć waszego syna Xaviera, który miał osiem miesięcy. Nie miałaś wątpliwości? – Xavier pojawiał się na krótko i w sytuacjach, które w żaden sposób nie mogłyby go ośmieszyć. Doszliśmy do wniosku, że nie odbije się to na jego psychice. Fabienne jeszcze wtedy nie było na świecie – kiedy rozpoczynaliśmy program, byłam w trzecim miesiącu ciąży. Nie chcę moralizować, bo nie mam do tego prawa, ale myślę, że gdyby w momencie realizowania „Jestem jaki jestem” Xavier i Fabienne mieli po kilka lat, nie wyrazilibyśmy zgody na ich udział. Sześć lat temu Michał wrzucił na YouTube nagrania odcinków programu. Te odcinki mają po kilkadziesiąt tysięcy widzów. – Naprawdę?! Nie wiedziałam, że program można zobaczyć na YouTube! Kiedy decydowaliśmy się na udział

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2016, 2016

Kategorie: Media