Pandemii wirusowej choroby nie da się uniknąć. Trudno przewidzieć jej następstwa Świat drży z lęku przed świńską grypą. Nowy szczep wirusa H1N1 (typ A) zaatakował w Meksyku i paraliżuje życie kraju. Stamtąd rozprzestrzenia się na wszystkie zakątki globu. Nic go nie powstrzyma. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podniosła stopień zagrożenia pandemią grypy z czwartego na piąty. Oznacza to, że wirus przenosi się z człowieka na człowieka co najmniej w dwóch państwach regionu i należy podjąć przygotowania do walki z globalną zarazą. W skali WHO szósty, ostatni stopień to już pandemia. Być może zanim ten numer dotrze do rąk czytelników, szósty stopień zostanie ogłoszony. W Meksyku zmarło do 30 kwietnia 176 osób, 2 tys. chorych, być może zainfekowanych nowym wirusem, trafiło do szpitali. Dyrektor generalny Komisji Europejskiej ds. zdrowia Robert Madelin przyznaje, że także w Europie świńska grypa zbierze śmiertelne żniwo. „Tak, ludzie będą umierać [na tę chorobę]. To nie jest kwestia tego, czy będą umierać, ale tego, jak wiele [będzie ofiar] – tysiące czy dziesiątki tysięcy”, powiedział Madelin. Poinformował też, że szczepionka przeciwko nowemu wirusowi będzie w Europie gotowa za 100 dni (do tego trzeba jednak dodać czas potrzebny na masową produkcję). Media podsycają lęk, snują katastroficzne scenariusze. Tak naprawdę obecnie trudno jest ocenić skalę zagrożenia. Poza Meksykiem choroba zazwyczaj ma łagodny przebieg, zapewne będzie powodować śmiertelność nie większą niż zwykła grypa sezonowa, która zabija na świecie od 250 tys. do pół miliona osób rocznie, przede wszystkim ludzi starszych, u których infekcja prowadzi do zapalenia płuc. Ale niczego przewidzieć nie można. Wirusy grypy odznaczają się bowiem zdumiewającą zdolnością do mutacji. Coroczne prognozy skuteczności przygotowanej szczepionki przypominają przewidywanie wyniku rzutu kości do gry. Nawet jak na wirusowe standardy ci mikroskopijni intruzi są skomplikowanymi małymi maszynami. Otoczone ochronnymi warstwami białka i tłuszczu kule o nierównej powierzchni zawierają długie, spiralne łańcuchy materiału genetycznego. Kule te wnikają do organizmu gospodarza za pomocą ponad 700 proteinowych wypustek, zwanych antygenami, które wdzierają się do czerwonych krwinek. Aby mogło dojść do reprodukcji wirusa, łańcuchy materiału genetycznego (RNA) muszą zostać rozplątane. Podczas tego procesu dochodzi do wielu „pomyłek”, które mogą zabić następną generację zarazków, osłabić ją albo uczynić jeszcze bardziej zjadliwą. Przeciwciała wytwarzane przez układ immunologiczny człowieka przyczepiają się do wypustek, lecz antygeny wirusa zmieniają się jak uciekający cel. Jeśli modyfikacja jest niewielka, mówimy o przesunięciu antygenowym. Pomyślnie zakończone starcie z jedną odmianą wirusa grypy nie wyklucza konieczności kolejnej walki z nieco zmienionym przeciwnikiem. Jeśli natomiast pojawia się mutacja wirusa o szczególnej sile, która rozprzestrzenia się po całym globie, wynika to ze znacznej modyfikacji w wypustkach, tzw. zmiany antygenowej. Nikt nie potrafi obecnie przewidzieć, czy świński H1N1 z Meksyku osłabnie i zniknie bez poważniejszych następstw, jak wirus SARS, który przeraził świat w 2003 r., czy też przekształci się w niebezpieczną mutację, siejącą spustoszenie na wszystkich kontynentach, tak jak wirus grypy hiszpanki, również należący do typu H1N1. W latach 1918-1919 hiszpanką zaraziła się prawdopodobnie jedna piąta populacji planety. Według różnych szacunków, zmarło od 25 do 50 mln ludzi (dla Afryki, Indii oraz Chin nie ma dokładnych statystyk). Wirus SARS (ciężki ostry zespół oddechowy) zaraził na całym świecie ponad 8,4 tys. ludzi, 812 osób zmarło, jednak do hekatomby na skalę hiszpanki na szczęście nie doszło. Przyczyny wygaśnięcia epidemii SARS nie są łatwe do ustalenia. Bioreaktorem czy mieszalnikiem, w którym wykluł się obecny mikroskopijny agresor, stał się organizm świni. Zwierzęta te chorują na grypę przez cały rok. W 1918 r. J.S. Koen, inspektor Urzędu Przemysłu Zwierzęcego Stanów Zjednoczonych w Fort Dodge, jako pierwszy zauważył, że wśród świń wystąpiła epidemia choroby podobnej do grasującej wtedy grypy ludzkiej. Inspektor napisał: „Podobieństwa epidemii panującej wśród ludzi i świń są uderzające, a doniesienia o tym, że zaraz po zachorowaniach w rodzinie występuje wybuch choroby u świń i odwrotnie – bardzo liczne. Wszystkie te nadzwyczajne zbiegi okoliczności skłaniają mnie do uznania, że między tymi
Tagi:
Marek Karolkiewicz









