Nasza bateria przyczyniła się do tego, że żaden hitlerowski czołg, żaden motocyklista ani nawet pojedynczy żołnierz nie przedarł się do Leningradu Korespondencja z Sankt Petersburga W Leningradzie – w żaden sposób nie przyzwyczaję się do nazwy Sankt Petersburg – jest bardzo wiele wszelkich atrakcji i muzeów. Dlatego gdy turyści przychodzą na nasz okręt, odbieramy to jako szacunek dla rosyjskiej marynarki wojennej, a szczególnie „Aurory” – okrętu wyjątkowego, jakiego nie znajdziecie nigdzie. Nazywam się Jakow Pietrowicz Dawydow. Mam 92 lata. Urodziłem się w stanicy nad Donem. Z moich okolic pochodził Michaił Szołochow, który prawdziwie opisał kolektywizację. Wiem, bo brałem w niej udział. Po skończeniu średniej szkoły pedagogicznej pracowałem jako wychowawca. W 1939 r. napisałem podanie z prośbą o wcielenie do armii. Skierowano mnie do Floty Północnej. Służyłem w piechocie morskiej. Walczyłem w wojnie fińskiej i Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, zwanej w świecie II wojną światową. Zacząłem ją jako cekaemista, a skończyłem – w północnej Norwegii – na stanowisku zastępcy dowódcy sztrafbatalionu (batalionu karnego). Z marynarki wojennej odszedłem w 1961 r. w stopniu komandora porucznika. Od 18 lat oprowadzam wycieczki po „Aurorze”. Tu awansowano mnie do stopnia komandora. Naszą „Aurorę” zaczęto budować w 1897 r. Uroczystość wodowania odbyła się w maju 1900 r. z udziałem cara Mikołaja II. Budowę ukończono trzy lata później. Nasz okręt jest dłuższy niż boisko piłkarskie – ma prawie 130 m. Jego główne uzbrojenie stanowiło dziesięć 152-milimetrowych dział. Gdy rozpoczęła się wojna rosyjsko-japońska, „Aurora” weszła w skład utworzonej na Bałtyku 2. eskadry Floty Oceanu Spokojnego. Wraz z nią została skierowana na Daleki Wschód. Wielomiesięczny rejs zakończył się 14 maja 1905 r. bitwą morską pod Cuszimą. Mimo klęski, którą poniosła rosyjska marynarka, Japończycy zachwycali się męstwem załogi naszego krążownika. Nie zdołali go zatopić, choć „Aurorę” przebiło 18 pocisków. Te, które się nie rozerwały, marynarze wrzucali do morza. Inne rozrywały się na ich piersiach. Jeden z pocisków przerwał kabel elektryczny zasilający ster. Okręt stracił sterowność. „Aurorę” przed zniszczeniem i zatonięciem uratował marynarz Andriej Podleśny, który naprawił uszkodzenie pod ogniem nieprzyjaciela. Otrzymał za to Order św. Jerzego, który w 1992 r. przywrócono jako najwyższe odznaczenie wojskowe w Rosji. „Aurora” razem z dwoma innym okrętami eskadry zdołała się wyrwać z okrążenia i wpłynęła do portu w Manili na Filipinach. Tam okręty zostały internowane przez Amerykanów. Do Rosji wróciły, gdy skończyła się wojna. Największą sławę nasza „Aurora” zyskała dzięki wystrzałowi, który był sygnałem do szturmu Pałacu Zimowego. W wyniku rewolucji burżuazyjno-demokratycznej w lutym 1917 r. powstała dwuwładza. Piotrogrodzka Rada Deputowanych Robotniczych i Żołnierskich urzędowała w Smolnym, a rząd tymczasowy Kiereńskiego w Pałacu Zimowym. Rada nie mogła się porozumieć z rządem, więc ogłosiła: rząd musi odejść, a pochodzące z wyboru rady powinny zostać. Rząd tymczasowy nie zgodził się z taką koncepcją. Rada musiała aresztować ten nielegalny rząd. Dokonano tego 7 listopada 1917 r. Tysiące żołnierzy i robotników podeszło pod Pałac Zimowy. Wśród nich było 40 marynarzy z naszego krążownika. Zadanie dania sygnału do szturmu otrzymała „Aurora”, która stała na środku Newy w okolicach mostu Nikołajewskiego – dziś mostu Lejtnanta Szmidta. Niedaleko Pałacu Zimowego. Wystrzał został oddany ze 152-milimetrowego działa dziobowego. Załadowywanie w nim było dwustopniowe. Otwierano zamek i najpierw ładowano 50-kilogramowy pocisk, a następnie 40-kilogramową gilzę. Następnie zamykano zamek. Pociągano z boku za sznurek, po czym następował wystrzał i odrzut. Artylerzysta pokładowy Jewdokim Ogniew na rozkaz komisarza Timofieja Biełyszewa, którego zdjęcie z lat 60. w towarzystwie Jurija Gagarina i innych kosmonautów prezentujemy w naszej ekspozycji, oddał w kierunku Pałacu Zimowego ślepy wystrzał. Załadowano do działa tylko gilzę bez naboju, bo wywołałby on wielkie zniszczenia. Ostrymi pociskami w kierunku Zimowego strzelano z 45-milimetrowego działa z Twierdzy Pietropawłowskiej. Pocisk z niego wpadł do komnaty Katarzyny Wielkiej. Wystrzał z „Aurory” usłyszano w całym mieście. Szturmujący Pałac Zimowy złamali opór kobiet z Batalionu Śmierci i junkrów. Zimowy został zdobyty, a rząd tymczasowy aresztowany. W ten sposób zakończyła się dwuwładza. Jednak część generalicji, oficerów i żołnierzy nie chciała się podporządkować władzy rad.
Tagi:
Krzysztof Pilawski