Jaja faszerowane dioksyną

Jaja faszerowane dioksyną

Afera ze skażoną żywnością wystraszyła niemieckich konsumentów, a rolników doprowadza do rozpaczy Skandal ze skażoną żywnością wstrząsa Niemcami. Niemal codziennie napływają kolejne hiobowe wieści. Czasowo wstrzymano sprzedaż z 5 tys. gospodarstw i zakładów produkcyjnych. Wybito 9 tys. kurcząt i niosek oraz 150 świń. Miliony jaj zawierających rakotwórcze dioksyny zostały zniszczone. Straty rolników są oceniane na 40-60 mln euro tygodniowo. Zrozpaczeni farmerzy nie mogą liczyć na pieniądze z ubezpieczeń, bo polisy nie uwzględniają skażenia dioksyną. Koszty testów na obecność szkodliwych substancji producenci żywności muszą pokrywać z własnej kieszeni. Opozycja żąda dymisji minister rolnictwa Ilse Aigner z CSU. Chiny zakazały importu wieprzowiny z RFN. Podobne ograniczenia zarządziła Korea Południowa. Niemieckiego drobiu i jaj nie sprowadza Słowacja, za co zresztą Bratysławę skrytykował rząd w Berlinie. Początkowo eksperci uważali, że skażona żywność nie trafiła do naszego kraju, ponieważ niemieckie jaja i mięso są dla Polaków za drogie. Jednak 14 stycznia, Bernhard Kühnle dyrektor ds. bezpieczeństwa żywności w federalnym Ministerstwie Rolnictwa i Ochrony Konsumentów, poinformował, że być może wieprzowina skażona dioksyną trafiła z Dolnej Saksonii do Polski i Czech i nie ma żadnych możliwości wycofania tego mięsa. Kühnle zaznaczył, że nie przeprowadzono pomiarów i nie ma pewności, że wieprzowina jest skażona. Zdaniem komentatorów jest to jednak prawdopodobne. Dioksynowe jaja Niemcy wyeksportowali z kolei do Wielkiej Brytanii i Holandii. Skażona pasza dla drobiu została wysłana do Danii. Konsumenci nad Łabą, Renem i Szprewą są przerażeni. Matki pytają, czy mogą jeszcze podawać dzieciom krowie mleko (aczkolwiek nie wykryto w nim toksycznych związków). Tanie jaja z masowej, przemysłowej hodowli często nie znajdują nabywców. Za to sprzedaż droższych „biojajek” z przyjaznych dla środowiska i zwierząt gospodarstw ekologicznych wzrosła od Bożego Narodzenia o prawie jedną trzecią. Klienci, poszukujący takich „bezpiecznych” produktów, niekiedy odchodzą z kwitkiem, bo podaż ekologicznych jaj jest ograniczona. Już w grudniu politycy otrzymali sygnał, że komponenty do produkcji paszy dostarczane przez firmę Harles und Jentzsch z Uetersen pod Hamburgiem w Szlezwiku-Holsztynie są skażone. Znamienne, że nie wykryli tego inspektorzy państwowi, lecz jeden z klientów truciciela, przedsiębiorstwo Wulfa Mast produkujące pokarm dla drobiu. 23 grudnia władze Dolnej Saksonii zakazały sprzedaży kurczaków i jaj z gospodarstw zaopatrujących się w skażoną paszę. 3 stycznia skandal osiągnął pełną skalę. Ze sklepów wycofano toksyczne produkty, ale interwencja nastąpiła za późno. Setki tysięcy dioksynowych jaj zostały sprzedane i zjedzone. Lekarze uspokajają, że nie ma niebezpieczeństwa dla zdrowia, poziom dioksyn w jajach nie był wysoki. Zgodnie z normami Światowej Organizacji Zdrowia nawet spożycie czterech takich jaj dziennie nie oznacza zagrożenia. Ale dioksyny trwale odkładają się w organizmie i mogą spowodować choroby nowotworowe nawet po wielu latach. Konsumenci w Republice Federalnej nie kryją więc obaw. Wstępne dochodzenia świadczą, że źródłem dioksynowej paszy była właśnie niewielka, zatrudniająca 15 pracowników firma Harles und Jentzsch, mająca także przedsiębiorstwo spedycyjne w Bösel w Dolnej Saksonii. W produkowanych przez nią składnikach paszy poziom dioksyn przekraczał dopuszczalne normy co najmniej 77 razy, a według badań przeprowadzonych przez organizację ochrony konsumentów Foodwatch – nawet 164 razy. Zdaniem prokuratury, dyrektorzy firmy świadomie sprzedawali skażony tłuszcz maszynowy jako spożywczy tłuszcz paszowy. To dochodowy proceder, bo tonę tłuszczu przemysłowego można sprzedać za 500 euro, a taką samą ilość tłuszczu spożywczego – już za tysiąc. Prawdopodobnie pracownicy Harles und Jentzsch tak długo mieszali tłuszcz maszynowy z innymi składnikami, aż zawartość dioksyn spadała. Według tygodnika „Der Spiegel”, kontrole wewnętrzne tego przedsiębiorstwa już w marcu, czerwcu i październiku 2010 r. wykazały, że poziom dioksyn w komponentach paszowych przekracza dopuszczalne normy. Firma nie powiadomiła jednak o tym swoich klientów ani władz. Przedsiębiorstwo Harles und Jentzsch 12 stycznia ogłosiło niewypłacalność. W ten sposób uniknie płacenia odszkodowań. Jego szefom, oskarżonym o oszustwa, grozi do pięciu lat więzienia. Kiedy skandal zdawał się cichnąć, okazało się, że także niemiecka wieprzowina jest zagrożona. Inspektorzy wykryli w mięsie dwóch świń z gospodarstwa w okręgu Verden w Dolnej Saksonii poziom dioksyn przekraczający dopuszczalne normy o 50%. Wybito

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2011, 2011

Kategorie: Ekologia, Świat