Jak Dąbrowski z Dąbrowszczaków

Jak Dąbrowski z Dąbrowszczaków

Florian Dąbrowski jako jeden z pierwszych Polaków podjął walkę z ludobójczym faszyzmem Wujek był linotypistą w Cieszynie – wspomina Andrzej Sacha, siostrzeniec Floriana Dąbrowskiego, też drukarz, którego rodzina po wojnie przeniosła się do Olsztyna. Tutaj, podobnie jak w innych polskich miastach, Instytut Pamięci Narodowej wyznaczył do zmiany nazwę ulicy Dąbrowszczaków, argumentując, że ta walcząca po stronie hiszpańskiej republiki formacja „realizowała politykę radziecką i nie zasługuje na upamiętnienie”. – W zapędzie dekomunizacyjnym nie wspomina się, że właśnie Polacy z tej brygady jako pierwsi podjęli zbrojną walkę z faszyzmem – irytuje się Sacha. Zamach na pamięć o dąbrowszczakach odbiera w kategoriach osobistych, zwłaszcza że jego wujek kontynuował walkę „o wolność waszą i naszą” w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich. I zginął pod koniec wojny na włoskiej ziemi. Dobry Polak z katolickiej rodziny Florian Dąbrowski urodził się w 1911 r. na Śląsku Cieszyńskim, w tradycyjnej polskiej rodzinie. Został ochrzczony i przystąpił do pierwszej komunii. Jego ojciec pracował w kopalni, lecz zginął w wypadku górniczym. Wdowa po nim z dwójką dzieci przeniosła się na wieś, a kilkunastoletni Florek terminował w największej drukarni Cieszyna, zdobywając zawód zecera-linotypisty. Jednocześnie uczył się w wieczorowej szkole handlowej i należał do lewicującej drużyny harcerskiej IV Rzemieślniczego Hufca ZHP im. Jana Kilińskiego. Był inspiratorem rajdu pieszego na Narodowy Zlot ZHP w Poznaniu (1929), organizatorem wypraw w Tatry i Pieniny oraz do historycznych miejsc w Polsce. A że miał niecodzienne zdolności lingwistyczne, wyuczył się – lepiej lub gorzej – siedmiu języków obcych, co mu się przydawało w drukarskiej robocie. Niedługo jednak, bo gdy światowy kryzys gospodarczy lat 30. XX w. dotarł do Cieszyna, właściciel drukarni w obliczu licytacji majątku rozmontował w ciągu jednej nocy i wywiózł urządzenia do Poraja pod Częstochowę. A Dąbrowski i inni towarzysze sztuki drukarskiej zasilili szeregi bezrobotnych. Wyprawa do Hiszpanii Był rok 1936, na Śląsk Cieszyński docierały niepokojące wieści o rosnącej potędze faszyzmu w Europie i wybuchu wojny domowej w Hiszpanii. Prawicowy generał Francisco Franco wystąpił przeciwko demokratycznie wyłonionemu rządowi republiki, ściągając do pomocy nazistowskie Niemcy i faszystowskie Włochy. Wsparcia drugiej stronie udzielili zagraniczni ochotnicy, w tym Brygady Międzynarodowe, zorganizowane przez Komintern. W całej wojnie domowej w szeregach republiki walczyło ok. 35 tys. ochotników z całego świata, w tym 4-5 tys. naszych rodaków. Większość Polaków wywodziła się z emigracji francuskiej i belgijskiej, ale przybywali też z kraju, za co sanacyjny rząd pozbawił ich w 1938 r. obywatelstwa. Byli to przeważnie członkowie Komunistycznej Partii Polski, choć także bezpartyjni górnicy, hutnicy, bezrobotni, zawodowi rewolucjoniści i obieżyświaty. Reprezentowali ponad 50 zawodów, mieli różny światopogląd, bo oprócz komunistów byli także socjaliści, ludowcy, demokraci, liberałowie i katolicy. Do Hiszpanii docierały również na własną rękę tzw. dzikie grupy młodych Polaków. W sumie przybyło tam indywidualnie ok. 800 ochotników, wśród nich 25-letni bezrobotny Florian Dąbrowski. Wyruszył z dwoma druhami, jednak nie dotarli oni do Hiszpanii, bo po drodze zostali zatrzymani na którejś z granic i deportowani do Polski. Być może dzięki temu uratowali życie i po wojnie odegrali poważne role społeczne – Franciszek Waniołka był wicepremierem w rządzie Józefa Cyrankiewicza, a Józef Pilarczyk został profesorem na Politechnice Śląskiej. Ranny nad Ebro Dąbrowski dotarł do celu i wstąpił do batalionu noszącego imię Jarosława – a jakże – Dąbrowskiego, później przekształconego w jedną z brygad międzynarodowych. Nie znamy dokładnie jego drogi bojowej, ale raczej tam się nie oszczędzał, bo został ranny w bitwie nad Ebro. Była to największa operacja hiszpańskiej wojny domowej, przeprowadzona między 25 lipca a 16 listopada 1938 r. Miała na celu zahamowanie ofensywy narodowców na Walencję i obronę Katalonii. Jako pierwsi przez rzekę przeprawili się właśnie dąbrowszczacy. Była to jednak operacja nierozstrzygnięta i doprowadziła do wyczerpania się sił republikańskich, a w konsekwencji do strategicznego zwycięstwa narodowców. Ciężko rannego Floriana Dąbrowskiego uratowali francuscy towarzysze, którzy przez Pireneje przerzucili go do swojej ojczyzny, gdzie po rekonwalescencji został wcielony do Legii Cudzoziemskiej. Była to swego rodzaju zapłata za leczenie przez służby medyczne tej formacji. Polak nie miał wyboru i – zupełnie jak Franek Dolas z filmu „Jak rozpętałem II wojnę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 44/2016

Kategorie: Kraj