Jak nas łupią pośrednicy

Jak nas łupią pośrednicy

Walka z nieuczciwymi praktykami handlowymi to walka z wiatrakami. Żywność od tego nie stanieje

Zestawienie niektórych cen może robić wrażenie. Na fermie państwa Marii i Stanisława Walczaków koło Koziegłów jajo o rozmiarze XL kosztuje 45 gr. Marudzę, bo wydaje mi się to trochę drogo.
– Ale to jest jajo ze ściółkowego chowu, zdrowe, kura może sobie chodzić – zachwala producent. Chyba jednak tylko dla kury ma to znaczenie, bo nikt nigdy przekonująco nie dowiódł, że jajo od ptaka, który przez całe smutne życie jest ciasno zamknięty i z jednej strony dostaje karmę, a z drugiej się załatwia i niesie, jest gorsze. Na fermach mających mniej szacunku dla kurzych swobód jajo XL można już dostać za 30 gr.
Wystarczy jednak, że jajo odbędzie wycieczkę na półkę jakiejś dużej sieci handlowej, a jego wartość natychmiast rośnie, ceny zaś u państwa Walczaków wydają mi się już nader umiarkowane. Hipermarketowa nobilitacja podnosi cenę takiego samego rozmiaru XL do 58 gr. Tyle jest w Auchan, bo podróż jaja do małego sklepu osiedlowego, które wszyscy tak lubimy, oznacza podwyżkę jeszcze średnio o 5 gr. A to już wartość trzech kajzerek, zatem niemało. I cały czas chodzi o takie same jaja, których nawet nie trzeba przepakowywać, bo już na fermie ubrano je w gustowny kartonik.
Specjaliści z branży drobiarskiej obliczyli, że w fermowej cenie jaja prawie połowę stanowi kurza pasza, reszta to robocizna, prąd, paliwo, transport i różne materiały. No i zysk producenta, który jest zmienny, ale raczej nie przekracza 10%. W sklepie cena z fermy rośnie średnio o 25%, ale proporcje podziału tego dodatku są już nieco inne, marża handlu stanowi w nim ponad połowę, co oznacza, że w ostatecznej cenie jaj XL sprzedawca osiąga większy zysk niż producent. Co nie jest niczym dziwnym, niepokojąca – zwłaszcza dla producentów – może być natomiast skala zjawiska.
– Od wieków jest tak, że ci, którzy sprzedają żywność, lepiej na tym zarabiają od tych, którzy ją produkują. Teraz jednak różnice na niekorzyść producentów bardzo się zwiększyły. Przykładem jest choćby mleko – od stycznia cena skupu spadła o 20%, a cena detaliczna pozostaje niemal niezmieniona. Albo jabłka – cena skupu gdzieniegdzie spadła nawet do 40 gr za kilogram, sadownikom nie opłaca się ich zbierać, a w Warszawie kilogram jabłek może kosztować prawie 4 zł – wskazuje prof. Jan Małkowski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Warszawska cena jabłek to jednak wyjątek, poza stolicą ich cena w detalu waha się od 2 do 3 zł. Nie zmienia to faktu, że sprzedawca detaliczny ma na każdym kilogramie jabłek 10% zysku, hurtownik (jeśli jest) 5% zysku, sadownik zaś przy cenie skupu mniejszej niż 80 gr nie zarabia nic. Pocieszające jest to, że klęski urodzaju, takie jak w tym roku, przeplatają się z latami niższych zbiorów, a producenci zwykle są na to przygotowani.

Prawem silniejszego

Nie zawsze różnice cenowe są tak jednoznacznie korzystne dla pośredników funkcjonujących między producentem a konsumentem. Ktoś, kto się pofatyguje do sklepu zakładowego spółdzielni mleczarskiej Krasnystaw, za ser gouda, edamski lub zamojski zapłaci 14,40 zł. Kilogram takich samych serów w hipermarketach kosztuje od 14 do 18 zł, a w promocji (czyli z terminem spożycia skróconym do czterech dni) jeszcze o 2 zł taniej. W takich przypadkach zysk sieci handlowej jest już mniejszy niż zysk producenta.
Podobnie w chojnickich zakładach mięsnych Skiba. Tam kilogram suchej krakowskiej – sztandarowego produktu firmy – można kupić za 28 zł. W hipermarketach cena suchej krakowskiej waha się natomiast od 19 do 40 zł. Jest bowiem sporo klientów, którzy uważają, że kiełbasa wyprodukowana metodą bardziej tradycyjną i bez konserwantów jest nie tylko smaczniejsza, lecz także zdrowsza, więc godzą się na taką cenę. Zasadą handlu jest zaś sprzedać po najwyższej cenie możliwej do zaakceptowania przez nabywcę. Tego samego chcą również producenci żywności, jednak ze względu na rozdrobnienie branży rolno-spożywczej ich pozycja jest słabsza.
– Jeśli rynek jest coraz lepiej zorganizowany i dominuje na nim kilka wielkich sieci, mogą one narzucać warunki producentom, wśród których panuje większa konkurencja i rozdrobnienie – mówi Mira Kobuszyńska z IERiGŻ.
Widać to zwłaszcza w takim roku jak 2009, gdzie z jednej strony, zbiory w rolnictwie są bardzo dobre, a z drugiej, spowolnienie gospodarcze, największe od czasu kryzysu Balcerowicza, skłania do rozpaczliwej walki o zysk i do oszczędności. Oszczędności najłatwiej robi się zaś na innych – w tym przypadku na rolnikach.
Wszystko to sprawiło, że w Polsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny skupu najważniejszych produktów rolnych wyraźnie spadły (z wyjątkiem mięsa), natomiast żywność zdrożała. Trudno to zaakceptować i konsumentom, i producentom. – Największa tragedia jest z mlekiem. Za litr mleka czteroprocentowego płacą 70 gr. Kwintal jęczmienia kosztuje w skupie 55 zł, kwintal pszenicy niespełna 60 zł. Kilogram jabłek – 80 gr. Potem wystarczy je zawieźć na targ, tam można sprzedać po złoty pięćdziesiąt – wylicza Mieczysław Młynarski, sołtys z Chorzel. Dodajmy, że i tak w skali kraju jest to całkiem przyzwoity poziom cen skupu. Nożyce między zyskami rolników a zyskami pośredników od ponad roku rozwierają się bowiem coraz bardziej. Nieprzypadkowo magazynowanie i przechowywanie towarów należy dziś do najbardziej opłacalnych rodzajów działalności gospodarczej, a produkcja artykułów spożywczych niewiele im ustępuje.

Każą sobie płacić za to, że płacą

Mówimy „pośrednik”, a w domyśle „hipermarket”. Producenci żywności bardzo krytycznie oceniają bowiem niektóre praktyki stosowane przez wielkie sieci handlowe w Polsce.
– Nie chodzi o zawyżanie marż, ale o najrozmaitsze opłaty dodatkowe, jakie nakładają hipermarkety. Np. każą sobie płacić za to, że nam płacą za dostarczony towar. Nie za to, że płacą regularnie i szybko. Za to, że w ogóle płacą! A w sprawach terminów są skrupulatni do bólu i wykorzystują każdą możliwość, żeby zapłacić później za towar. Stosują różne nieuczciwe promocje, zmuszając producentów do zaakceptowania obniżonych cen – mówi Bogdan Noga, dyrektor z zakładów Skiba.
Te dodatkowe opłaty są pobierane niemal za wszystko: za samo wprowadzenie towaru do sklepu, za umieszczenie go na określonej półce, za przesunięcie na inną półkę, za reklamowanie towaru w materiałach promocyjnych sieci i komunikatach, za sprzedaż w rocznicę powstania sklepu, za zmianę aranżacji hali, za darmowe koncerty dla klientów, za informowanie o dynamice sprzedaży dostarczonych artykułów, za oznaczanie towarów większymi osobnymi cenami, zamiast drukowanymi drobnym maczkiem na półce poniżej. Takie opłaty są negocjowane indywidualnie, wynoszą, zależnie od wielkości producenta i atrakcyjności jego produktów, od kilkuset złotych do kilkunastu tysięcy.
– Niedługo być może zażądają opłaty za umycie swojej podłogi i za to, że wystawiają towar już w sprzątniętej części hali, a nie w brudnej. Niestety, relacje między sieciami a dostawcami nie są normalne. Oni są silniejszą stroną – dodaje Bogdan Noga.

My niczego nie każemy

Wyrazem nierównowagi w relacjach między producentami żywności i handlem jest także to, że producenci, którzy mają umowy z wielkimi sieciami i sprzedają swoje towary w hipermarketach, nie wypowiadają się krytycznie o sieciach, z którymi współpracują. Cokolwiek by bowiem mówić, wejście do dużej sieci jest gwarancją znacznie wyższych i pewniejszych zysków niż obsługiwanie małych sklepów osiedlowych, które wprawdzie nie stosują dodatkowych opłat i nawet płacą więcej za towar, ale mają kilkunastu klientów dziennie.
Enigmatyczna w słowach jest również druga strona. Gdy zapytałem przedstawicieli Carrefoura, jakie konkretnie opłaty dodatkowe każą uiszczać swym dostawcom, otrzymałem od pani Moniki Kalinowskiej odpowiedź godną zacytowania w całości:
– Współpraca między firmą Carrefour a dostawcami jest oparta na dwustronnych umowach. Nasza firma współpracuje z dostawcami na bazie kontraktów, których warunki są negocjowane i ustalane przez obie strony. Warunki współpracy handlowej ustalane są indywidualnie z każdym z dostawców i poddawane renegocjacjom każdego roku. Firma Carrefour utrzymuje stabilne i długofalowe relacje handlowe z większością dostawców, co jest dowodem na to, iż są one korzystne dla obu stron.
To trochę tak jak Turek w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, który czytał z kartki: „Ta pani przyszła tu w tym kożuchu i w nim wychodzi…”.
Natomiast dyr. Iwona Sarachman z Tesco zaprzeczyła, by jej firma domagała się opłat np. za oznaczenie towaru ceną, zmianę miejsca ekspozycji, objęcie promocją czy sprzedaż w dniu rocznicy sklepu. – Cena detaliczna jest wynikiem kumulacji cen w całym łańcuchu dostawy, składającym się z ogniw pośrednich (transport i logistyka, przygotowanie produkcji, utrzymanie jakości w trakcie dostawy, przygotowanie sprzedaży, usługi sanitarne i certyfikujące itp.). Detalista (Tesco i inne sieci) nie dodaje swej marży do ceny producenta rolnika, ale do ceny powstałej w trakcie dostawy i obróbki produktu. Błędem jest więc obarczanie handlu, czyli ostatniego ogniwa w łańcuchu dostaw, odpowiedzialnością za wzrost cen detalicznych – podkreśla dyr. Sarachman.
Jeżeli jednak jest to błąd, popełnia go duża część naszego kontynentu. W marcu tego roku Parlament Europejski wezwał do zbadania relacji między producentami żywności a jej dystrybutorami, sprawą zajęła się też unijna rada ministrów rolnictwa i rybołówstwa. Wtedy właśnie powstał, podchwycony niedawno przez Polskę, pomysł powołania w krajach UE zespołów monitorujących, czy pośrednicy funkcjonujący w łańcuchu żywnościowym nie dopuszczają się nieuczciwych praktyk.
Być może klienci, porażeni ogromem ujawnionych nieprawości, odwrócą się od jakiejś sieci handlowej i wybiorą inną. Jeśli do tego dojdzie, będzie to najbardziej spektakularny efekt pracy takiego zespołu. Natomiast inni dystrybutorzy, którzy będą musieli zrezygnować z zakwestionowanych opłat, po prostu podwyższą „normalne” marże narzucane dostawcom albo odbiją to sobie w cenach detalicznych. Można bowiem doprowadzić do tego, że żywność będzie sprzedawana uczciwiej, ale nie stanie się od tego tańsza.

____________________________

Czy pośrednicy nadmiernie zawyżają ceny żywności? Kto zawyża najbardziej?

Dr Krystyna Świetlik, Instytut Ekonomiki Rolnictwa
Nikt tego nie badał, jednak gołym okiem widać, że ceny niektórych artykułów rolnych w bieżącym roku malały, np. mleka, a w obrocie detalicznym zmalały tylko w niewielkim stopniu. Dla przykładu ceny mleka w skupie zmalały o 20%, a artykułów mleczarskich przetworzonych tylko o 1,5%. Jednak nie wiemy, na którym etapie następuje przechwytywanie marży, żaden zakład swej marży nie ujawnia. Jedno jest pewne, jeśli ceny w skupie wzrosną, detal bardzo szybko reaguje wzrostem, jeśli jest odwrotnie, handel detaliczny bardzo słabo to dostrzega. Oczywiście wszyscy tłumaczą to efektem gry sił rynkowych, a na rynku silniejsi skrzętnie wykorzystują każdą okazję do zwiększenia marży. Zwłaszcza w kryzysie nikt z zakupów żywności zrezygnować nie może, więc pojawiają się ceny drenażowe, nawet spekulacyjne, a handlowcom udaje się nawet wycisnąć na dostawcach udział w kosztach różnych świąt, jubileuszy hipermarketów i innych działań promocyjnych. Rosną straty producentów mleka z powodu obniżania się cen skupu. Podobnie było z cenami zbóż. W ub.r. był duży spadek, ale ceny pieczywa mimo to wzrosły. I choć nawet spadły ceny mąki, to klienci nie odczuli ulgi, bo dziś coraz mniej się w domu piecze, konsumenci, mniej kupują mąki za to wyroby gotowe. I dlatego też wzrasta liczba pośredników.

Rafał Mładanowicz, prezes Krajowej Federacji Producentów Zbóż
Producenci nie mają wpływu na kształtowanie się cen produktów. Zboże jest w istocie półproduktem, zanim dojdzie do wytworzenia produktów na sprzedaż, przechodzi ono przez kilku bądź nawet kilkunastu pośredników. Nie możemy ich wyeliminować. Nawet dokładnie nie wiemy, ilu ich jest. Wiemy tylko, że nie uzyskujemy za nasze produkty odpowiedniej gratyfikacji i że pośredników jest zbyt wielu, a nawet jeśli jest tylko jeden, jego marża jest większa, niż wynika to z opłacalności produkcji zbóż. Tak się dzieje na rynku zbożowym, ale podobnie jest także na rynku mleka, mięsa, warzyw i owoców. Pośrednicy nie ponoszą ryzyka i niezależnie od tego, co się dzieje u producenta, czy jest klęska nieurodzaju, czy klęska urodzaju oni swoją marżę pobierają. Pośrednika właściwie nie interesuje, co się u nas dzieje, on nakłada na swój wyrób zawsze tę samą, a nawet wyższą marżę i ją uzyskuje.

Andrzej M. Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji
Cała sprawa polega na upowszechnianiu, również w Brukseli, poglądu, że wzrost cen żywności zależy od polityki marżowej handlowców detalicznych. Jednak my jesteśmy ostatnim ogniwem tego łańcucha. Dodajemy marżę –
10-15%, która wcale nie jest najwyższa w stosunku do opłat pobieranych przez głównego producenta, kosztów logistyki, obsługi sanitarnej, marketingowej itd. W handlu delikatesowym ta marża wynosi niekiedy nawet 40-50%. Supermarkety i hipermarkety dopiero na końcu włączają się w tę kumulację łańcucha wartości, zresztą potwierdził to zespół ds. monitoringu, powołany przez rząd. Nasze marże nie mogą być wysokie i odnosi się to tak do masła i wyrobów mlekopochodnych, jak i przetworów zbożowych, mięsa, bo w handlu jest wielka konkurencja. Nowoczesny handel to zatem szybka rotacja i niskie ceny. Zbyt wolna rotacja oznacza bankructwo. Aby tanio sprzedawać, nierzadko taniej niż na bazarze, musimy mieć niską marżę, ale i tanio kupować.

Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności
Między producentem a konsumentem jest kilka szczebli, takich jak handel hurtowy, przetwórcy, hurtownie artykułami przetworzonymi i handel detaliczny. Trudno wskazać, kto z nich zawyża cenę. W gospodarce wolnorynkowej poziom cen równoważy poziom popytu i poziom podaży. Jednak dla nas ważniejsze jest pytanie, nie kto zawyża cenę w handlu, ale kto zabiera zysk rolnikowi. Przecież to rolnik mógłby przejąć różnicę między ceną produktu a ceną sprzedaży, to jednak wymagałoby zorganizowania się rolników, przejęcia przez nich handlu hurtowego itd. U nas bardzo gwałtownie rosną ceny produktów i usług około rolnictwa, np. ceny paliw. W sumie z cenami żywności dobijamy do cen unijnych, ale nasze dochody są dużo niższe i większość wydajemy na żywność, choć płace w Polsce są średnio pięć razy niższe niż np. w Niemczech, a ceny porównywalne. Dochody ludności pozostały w tyle i ten wzrost gospodarczy, który odnotowaliśmy w ostatnich latach, nie przyniósł realnych korzyści społeczeństwu.

Jarosław Kalinowski, europarlamentarzysta (PSL)
Słabość naszego rolnictwa w porównaniu z francuskim czy niemieckim polega na tym, że nasi rolnicy nie są operatorami, nie są właścicielami wielkich magazynów, nie zajmują się dalszą sprzedażą. Tylko produkują, ale nawet na Zachodzie udział rolników w finalnej cenie produktu jest coraz mniejszy. Komisja Europejska przede wszystkim zwraca uwagę na wielkie firmy, bo one mają poważną pozycję na rynku. Jeśli w RFN taki koncern ma niską rentowność, to od razu jest badany przez administrację. U nas taka wielka firma może mieć nawet rentowność równą zeru i nie płacić żadnych podatków, ale to nie powoduje żadnej reakcji ze strony władz i nikt nie wie, gdzie idą te wszystkie pieniądze.

Wojciech Olejniczak, europarlamentarzysta (SLD)
To nasz odwieczny problem. Wtedy gdy ceny w produkcji rosną, rosną ceny towaru w sklepie, kiedy zaś ceny maleją, cena w sklepie jest sztucznie utrzymywana na wyższym poziomie. Pośrednicy, nie tylko w Polsce, więcej zarabiają tam, gdzie jest rozchwiany rynek. Brak stabilizacji stwarza okazję do bogacenia się pośredników. Mechanizmy kwotowe wbrew różnym opiniom prowadzą do większej stabilizacji, a to z kolei może wyeliminować niektórych pośredników, bo wtedy stają się zbędni. Gdy rynek jest niestabilny, pośrednicy są bardzo zadowoleni, bo rolnicy mają więcej kłopotów i niepewności ze zbytem produktów. Jeśli jednak rolnik podpisuje wieloletnie umowy, wtedy pośrednik nie ma wiele do roboty. Innym problemem dla rolników jest dystrybucja towarów poprzez sieci supermarketów, które działają na granicy opłacalności i pozostałych uczestników rynku, producentów i przetwórców, zmuszają do ciągłego obniżania ceny. Odbierają więc część zysku rolnikom, u których się zaopatrują.
Not. BT

Wydanie: 2009, 41/2009

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy