Jak rtęć po parkiecie

Jak rtęć po parkiecie

Wokół wystawy młodej sztuki „Establishment jako źródło cierpień” Dekada lat 90. we współczesnej sztuce polskiej bezapelacyjnie należała do artystów krytycznych, których prace, z siłą bokserskiego ciosu, rujnowały dobre samopoczucie zatopionego w mirażach społeczeństwa. Na przełomie XX i XXI w. i po roku 2000 zaczęli przychodzić młodzi następcy, artyści urodzeni w latach 70., do których przylgnęło nieprecyzyjne określenie „popbanaliści” (np. sławny już Wilhelm Sasnal) i którzy dziś na scenie sztuki współczesnej nadal są na wznoszącej się fali. Teraz nadeszli młodsi, dla których jednym z głównych problemów pozostaje fakt, że ze swoim własnym głosem muszą się przebijać przez wciąż doniosłe echo krzyku poprzedników, ale też nieustannie odpowiadać sobie na pytanie, jak zaistnieć w obliczu współczesnego kolażu kulturowego. Pod jego ciężarem tworzą, a efekty tych zmagań możemy właśnie oglądać na zbiorowej wystawie „Establishment jako źródło cierpień” w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Co z wolnością twórcy? Tytuł nawiązuje do słynnej pracy Zygmunta Freuda „Kultura jako źródło cierpień”, w której ojciec psychoanalizy przywołuje śmiertelny paradoks naszego losu – że nie da się żyć bez kultury, jednak w jej ramach nie da się żyć szczęśliwie. Dla najmłodszych artystów problemem jest nie tyle niemożność samodzielności kreacyjnej, bo tę posiadają, ani

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 28/2008

Kategorie: Kultura