Walka o kino

Walka o kino

Palestynie potrzeba dziś nie tylko dobrych polityków, ale i dobrych filmowców – mówi reżyser Rashid Masharawi – Niedługo opowiadanie o wojnie w Gazie będzie modne – mówił na El Gouna Film Festival w Egipcie arabski aktor Amir El Masry. Miał na myśli to, że zarówno wielkie studia hollywoodzkie, jak i Netflix już chcą kręcić filmy, których akcja osadzona jest w bombardowanej Palestynie. Nie tylko jego martwi, że dla Zachodu będzie to kolejny nośny temat, na którym syci producenci będą mogli zarobić jeszcze więcej pieniędzy ze sprzedaży biletów. – A niesłyszane głosy Palestyńczyków pozostaną niewysłuchane – kwitował El Masry. – Musimy pokazać, że Palestyńczycy to nie tylko bezdomne sieroty, trupy ich rodziców i inne ofiary wojny. Nasz naród ma do opowiedzenia znacznie więcej historii, które są zakorzenione w kontekstach niezwiązanych z Izraelczykami. Mamy swoje życie, istniejemy bez nich, oni nie są częścią naszej codzienności – podkreślają inni palestyńscy filmowcy. Mimo wojny uruchomili specjalny fundusz filmowy, który ma umożliwić artystom działanie w trudnych czasach. – Musimy dokumentować to, co się dzieje, bo w przeciwnym razie narrację na ten temat przejmą Izraelczycy – dodaje twórca funduszu Rashid Masharawi. Urodzony i wychowany w obozie dla uchodźców w Strefie Gazy 62-letni reżyser właśnie pracuje nad filmem dokumentalnym o tym, co się zdarzyło w Gazie po 7 października. – W programach telewizyjnych pojawiają się wiadomości na ten temat, ale są płytkie, ludzkie historie nie zostają pogłębione. Jesteśmy liczbami i statystykami: dzisiaj tyle mieszkańców Gazy straciło życie, a tyle zostało przesiedlonych. Chcemy, żeby nasze historie były bardziej filmowe – opowiada, gdy spotykamy się na festiwalu El Gouna w egipskiej Al-Dżunie. – Czy wie pan, że wewnątrz samej Gazy przesiedlono 1 mln osób? Gdy w wyniku bombardowań część ludzi straciła domy, zbudowano dla nich namioty koło Rafy. W większości to kobiety, które w nowym miejscu nie mają dostępu do toalety. Prysznic jest w ich sytuacji absolutnym luksusem. Uważam, że to temat dla kina, nie ma natomiast na niego miejsca w newsach. Nie chodzi bowiem o to, żeby powiedzieć, że Izraelczycy dokonali kolejnego zamachu na palestyńskie życia, tylko żeby pokazać, co to w praktyce oznacza – tłumaczy. Opowiadać swoje historie Przed 7 października Masharawi przez lata prowadził w Ramallah kursy dla Palestyńczyków, którzy chcieli się rozwijać w kierunku filmowym. Razem z innymi zapaleńcami próbował budować branżę filmową, która na terenie Palestyny w zasadzie nie istnieje. Owszem, palestyńskie filmy powstają, ale w koprodukcjach z innymi krajami, najczęściej kręcone przez filmowców z Palestyny, którzy wykształcili się za granicą. I są zasilane ekipą z zewnątrz, bo wśród Palestyńczyków brakuje operatorów, montażystów czy fachowców od postprodukcji.  – Sam mam na koncie koprodukcje z Niemcami, Włochami, Francją i Holandią – wylicza Masharawi. – Wiem, jak to jest, kiedy pracujesz z ludźmi, którzy nie pochodzą z Palestyny. Ma to dobre strony, bo droga na festiwale filmowe obrazu wyprodukowanego przez kilka krajów w każdym z nich jest łatwiejsza. Ja jednak wierzę, że Palestynę stać na to, żeby opowiadać swoje historie w całości ze swojej perspektywy, bez spojrzenia Zachodu. 45-letnia reżyserka Farah Nabulsi urodziła się i wychowała w Londynie w rodzinie palestyńskich uchodźców. Kiedy spotykamy się na Red Sea International Film Festival w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej, mówi, że dopiero podróże do Palestyny uzmysłowiły jej, co faktycznie tam się dzieje. – Palestyńczycy nie mają kina, więc nie mogą nam opowiadać swoich historii. Dociera do nas z kolei to, co tworzy zamożny Izrael. To jeden z powodów, dla których chciałam opowiedzieć o Palestynie z pomocą lokalnych aktorów, bo oni wyczują fałsz w pokazywaniu ich otoczenia i doświadczenia – wyjaśnia. Nabulsi reprezentuje Palestyńczyków na uchodźstwie i tak jak wielu z nich nie chce się odcinać od swojego dziedzictwa tożsamościowego, chce je zgłębiać poprzez kino. Już w krótkometrażowym „The Present” (2021) sportretowała palestyńskiego ojca, który wspólnie z córką próbuje na okupowanym Zachodnim Brzegu kupić prezent dla żony z okazji rocznicy ślubu. Banalny temat posłużył reżyserce do pokazania codzienności, w której wyjście na zakupy wiąże się z koniecznością przekraczania kolejnych punktów kontrolnych. Tłoczą się przy nich Palestyńczycy idący do pracy, nierzadko upokarzani przez wojskowych. Nabulsi nakręciła ten film jak dokument – zamiast aktorów oglądamy naturszczyków. Film zdobył prestiżową

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2024, 2024

Kategorie: Kultura