Tag "konflikt izraelsko-palestyński"

Powrót na stronę główną
Świat Wywiady

Izrael jest demokracją. Słabą, etniczną, ale demokracją

Sammy Smooha – urodził się w 1941 r. w Bagdadzie. Zajmuje się badaniami porównawczymi relacji etnicznych, podziałami w izraelskim społeczeństwie. Jest autorem konceptu demokracji etnicznej, krytycznie opisującego stosunek Izraela do mniejszości narodowych i etnicznych. Rozmowa została przeprowadzona podczas konferencji Europejskiego Stowarzyszenia Badań nad Izraelem w Pradze 3 lipca 2024 r.

Niektórzy są zaskoczeni, że palestyńscy obywatele Izraela nie przyłączyli się do demonstracji przeciwko izraelskim żołnierzom i państwu, tak jak demonstrowali w 2021 r. Czy dla pana to też zaskoczenie?
– Nie, wcale mnie to nie zdziwiło, ponieważ od dziesięcioleci śledzę arabskie poglądy i zachowanie, a Arabowie w Izraelu nigdy naprawdę się nie zbuntowali. Zdarzyło im się to trzy razy na niewielką skalę, ale, ogólnie rzecz biorąc, nie ma prawdziwej przemocy między Arabami a Żydami w Izraelu. Mówię o arabskich obywatelach Izraela.

Jest wiele przemocy między Izraelczykami i Palestyńczykami po drugiej stronie Zielonej Linii. Ale oczywiście nie rozmawiamy teraz o tym. Arabowie w Izraelu milczą z wielu powodów. Bardzo ważne są powody negatywne. Jednym z nich jest pamięć o Nakbie. Nakba oznacza katastrofę, której doświadczyli w 1948 r., kiedy walczyli przeciwko ustanowieniu Izraela, a następnie przegrali, stając się uchodźcami i nie ustanawiając własnego państwa. To była wielka tragedia dla narodu palestyńskiego. Arabowie w Izraelu pamiętają o tym nawet w czwartym pokoleniu. Czują, że jeśli wystąpią przeciwko Izraelowi jako państwu lub przeciwko Żydom, państwo nie zawaha się i zareaguje zdecydowanie.
Żydzi również są nieufni wobec ludności arabskiej w Izraelu i prawdopodobnie obawiają się możliwego buntu.

– Tak, obawiają się. Nie tylko ludność żydowska, ale także państwo, rząd i instytucje. I to jest drugi czynnik strachu. Izraelskie służby specjalne mają wydział ds. Arabów w Izraelu. Śledzą, co oni piszą, co robią, czy nie planują aktów terroryzmu. Arabowie doskonale wiedzą, że jeśli spróbują zrobić coś przeciwko państwu, zostaną znalezieni i ukarani. Jest to więc kolejny czynnik, który ich powstrzymuje.
Ale są też czynniki pozytywne, bo otrzymują oni wiele nagród od Izraela, mimo że są dyskryminowani, wykluczani itd. Jeśli się zbuntują, stracą wszystkie korzyści z bycia częścią demokracji. Dzisiaj mogą głosować, poruszać się po kraju, bo są obywatelami. Mają prawo do pracy, ubezpieczenia zdrowotne, wolność słowa. Mogą się organizować i są zorganizowani w arabskich partiach politycznych, mogą demonstrować. Są również częścią systemu państwa opiekuńczego i są od niego zależni, ponieważ większość z nich należy do niższych klas społecznych. Pobierają więcej zasiłków i świadczeń od państwa, niż płacą podatków.

Mają też prawa zbiorowe, co jest dla nich bardzo ważnym aspektem. Uznawani są przez państwo jako odrębna mniejszość kulturowa, językowa i religijna, choć państwo nie uznaje ich palestyńskiej tożsamości narodowej. Mają także odrębne instytucje, takie jak szkoły arabskie, w pełni finansowane przez państwo. Ponieważ nie chcą się asymilować, chcą zachować swoją odrębną tożsamość, jest to dla nich bardzo ważne. Izrael to nie Turcja, która nie uznaje mniejszości kurdyjskiej i próbuje zasymilować Kurdów. Izrael nie chce Arabów asymilować, więc daje im nagrody, takie jak zwolnienie ze służby wojskowej.

Ale czy to faktycznie nagroda? Czy jest to nagroda dla Arabów, czy może dla ludności żydowskiej lub państwa, ponieważ służba wojskowa w Izraelu bywa narzędziem wypełniania luk między klasami społecznymi, Żydami o różnym pochodzeniu?
– Powiedziałbym, że to przywilej. Kiedy żydowski chłopiec idzie do wojska, traci wszelkie dochody, które mógłby zarobić w ciągu trzech lat. Potencjalnie poświęca też swoje życie, bo może walczyć i zginąć.

Arabowie są tu uprzywilejowani, a rząd zdecydował się dać im ten przywilej, ponieważ podejrzewa ich o nielojalność. I nie chce stawiać ich przed dylematem: być czy nie być lojalnym.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Powieść prawdę ci powie

Nie zamierzam tu wchodzić w ogólne rozważania literaturoznawcze, wznosić budowli argumentów do udowodnienia jakiejś uniwersalnej tezy. Chcę opowiedzieć o jednej, wydawałoby się skromnej, zaledwie 100-stronicowej, powieści. Ale te pozornie niepozorne 100 stron tekstu ma wielką wagę i ważność. Nie mówiąc już o walorach literackiej estetyki, finezji, maestrii konstrukcyjnej – a wszystko to autorka potrafi.

„Drobny szczegół” napisała 50-letnia obecnie pisarka palestyńska Adania Shibli, na język polski z arabskiego przetłumaczyła wybitnie Hanna Jankowska, a wydało wydawnictwo Drzazgi. Zanim książkę mogliśmy przeczytać po polsku, przeżyła ona swoją polityczną przygodę. Podczas zeszłorocznych jesiennych Targów Książki we Frankfurcie autorka miała odebrać przyznaną jej nagrodę LiBeraturpreis za przekład powieści na język niemiecki. Uroczystość miała się odbyć 19 października, czyli niespełna dwa tygodnie po ataku Hamasu z 7 października. Wręczenie nagrody odwołano, czemu towarzyszyły mętne usprawiedliwienia i nieczytelne wyjaśnienia.

Tak, powieść Shibli traktuje o relacjach izraelsko-palestyńskich. Pierwsza z dwóch części książki jest literacką rekonstrukcją prawdziwych wydarzeń z roku 1949, kiedy to operujący na pustyni Negew w pobliżu granicy z Egiptem oddział armii izraelskiej zabił grupę palestyńskich Beduinów i ich wielbłądy, a młodą dziewczynę, która przeżyła masakrę, wziął do niewoli. Pojmana została zgwałcona przez izraelskich żołnierzy, w tym dowódcę oddziału, oficera, a po wszystkim – zabita i zakopana na odludziu. Zbrodnię ujawnił później izraelski dziennik „Ha-Arec”, doszło do procesu żołnierzy i wyroków skazujących. Druga część rozgrywa się kilka dekad później, kiedy młoda Palestynka trafia na informację o tamtym mordzie i – ponieważ m.in. łączy go z jej życiem pewien „drobny szczegół” (dramatyczne wydarzenia rozegrały się dokładnie 25 lat przed jej urodzeniem) – postanawia zgłębić historię zapisaną językiem krótkiej noty. Udaje się w „zakazaną” podróż, maskując i ukrywając swoją palestyńską tożsamość. Nie ma co zdradzać, co było dalej, to już będzie Państwa literacka podróż i przygoda, do czego najserdeczniej namawiam.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Kto to wszystko wygrywa?

Po każdych wyborach, referendach i innych formach zbiorowego wyrażenia opinii, stanowiska, które jest wprost policzalne, następują analizy, rozkminy, przemyślonka, wszak po coś te głosowania są, coś z nich winno wynikać, czegoś można się nauczyć, cokolwiek zrozumieć, przygotować się na przyszłość. To oczywiście skrajnie optymistyczna wersja. Przeważnie nic istotnego z tego wałkowania wyników przecież nie wynika.

To kto wygrał te wybory europejskie? Platforma, PiS, Tusk, Kaczyński, Konfa? Polska, Europa? Lepiej widać, kto przegrał: Trzecia Droga, Lewica, Jacek Kurski (to akurat cieszy). Ale właściwie dlaczego? Mamy tylko przybliżone modele interpretacyjne, które nakładają się na siebie, zniekształcając obraz całości, i pojedyncze, anegdotyczne historyjki; w skali społeczeństwa to nie działa. Pół roku tuskowych rządów przynosi oczekiwaną, wypatrywaną od dekady mijankę dwóch zmór politycznych polskiej sceny – PiS i Platformy? Potworna polaryzacja, której bynajmniej nie złagodziły „epokowe” wyniki jesiennych wyborów, podtrzymuje klincz dwóch najmocniejszych zawodników, a nogę w drzwi, zgodnie z europejskimi i światowymi trendami, wkłada skrajna, antyunijna prawica konfederacka. Ale już dawno nas przecież nie dziwi, że do koryta obfitości pchają się ludzie pod hasłami nienawiści do samego koryta. Oczekiwanie od polityków, a także od klasy wyborczej, że będzie spójna i konsekwentna, to dzisiaj jakaś perwersja umysłowa. Nic nie łączy się z niczym, nic z niczego nie wynika, nic za niczym nie stoi – ludzkie poglądy rozbijają się półprzytomnie po scenie jak wolne elektrony. Co ma z tego Polska, Europa? Niewiele albo jeszcze mniej, ale co za problem? Tak już jest, trzeba z tym się pogodzić.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Wygrani przegrani

Mieszane uczucia wobec wyników wyborów samorządowych. Marzyła się klęska PiS, a ma ono nieznacznie lepszy wynik niż KO. Wina Tuska, trzeba było iść w koalicji z Lewicą, a nie stawiać na jej marginalizację. Ładna pogoda i młodzi nie poszli głosować. Statystyki mówią, że wieś zdecydowanie głosowała na PiS, a młodzi, gdy głosowali, to zdecydowanie przeciwko PiS. Jak spojrzeć na to z lotu ptaka, Koalicja 15 Października jednak wygrała. Ale wzmocnił się też Kaczyński. Pyrrusowe zwycięstwo. PiS z prezesem i jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Wezwania do zawieszenia broni

Kolejne napięcia między Izraelem a zachodnimi partnerami ujawniają ułomność ładu międzynarodowego Pomimo przegłosowanej 25 marca przez Radę Bezpieczeństwa ONZ rezolucji wzywającej do natychmiastowego zawieszenia broni w Strefie Gazy na czas ramadanu intensywność walk ani trochę nie zmalała. Co więcej, ofiarami nadal są cywile, a także pracownicy humanitarni niosący pomoc mieszkańcom Gazy, którym według Światowego Programu Żywnościowego zagraża klęska głodu. Trudno jednak udzielać pomocy, jeśli konwoje humanitarne brane są na cel przez walczące strony,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Jerozolima świętuje mimo wszystko

Ramadan i Purim to radosne święta, ale wojna odebrała wielu ludziom powód do szczęścia Ramadan, najświętszy miesiąc w muzułmańskim kalendarzu, kojarzy się przede wszystkim z zachowywanym w ciągu dnia przez wiernych restrykcyjnym postem. Dla muzułmanów jest to jednak przede wszystkim czas refleksji, a także radości upamiętniającej objawienie Mahometowi Koranu. Gdy po zachodzie słońca można złamać post, wieczorne celebracje często przenoszą się na ulice, gdzie spotykają się rodziny i znajomi. Post głodujących Tegoroczny ramadan, rozpoczęty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Już nawet nie czujemy, jak śmierdzi wojną

Znajomy pisze do mnie, żebym go uspokoił, bo zewsząd wieje wojną. Nie bardzo potrafię, też to odczuwam. Inny znajomy przypomina rozmowę swojego ojca z lata 1939 r. w Warszawie, kiedy to spotkał na ulicy Witolda Gombrowicza. Wymiana grzeczności kończy się wyznaniem Gombrowicza, że za kilka dni wypływa do Argentyny. „Dlaczego?”, zapytał zdumiony rozmówca. „Jak to dlaczego? Ty gazet nie czytasz czy nie rozumiesz tego, co czytasz?”, odparł Gombrowicz ze zdumieniem. Unosi się nad nami wojenna chmura nieuchronności, przeczucie, że decyzje zapadły, trwają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Globalny punkt widzenia Wywiady

Próbujemy tylko gasić pożary

USA myślą, że stabilizują sytuację. Jest odwrotnie Dr Van Jackson – amerykański badacz stosunków międzynarodowych Chciałem zacząć tę rozmowę od innych wątków, np. czy rzeczywiście jest coś takiego jak lewicowa strategia w polityce zagranicznej, o której piszesz w książce. Ale wydarzenia ostatnich dni nie zostawiają mi wyboru. Muszę zapytać o sytuację na Bliskim Wschodzie i o to, w jak dużych opałach jest prezydent Biden. W skali od jednego do dziesięciu. – Nie wygląda to dobrze, prawda? Gdy chodzi o to, jak bardzo w kłopotach jest prezydent

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Czy Biden musi odejść?

Wiek i błędy Bidena grają na korzyść Trumpa Jest 20 stycznia 2024 r. i za 365 dni Donald Trump zostanie zaprzysiężony na 47. prezydenta USA – tak przynajmniej każą nam wierzyć sondażownie, bukmacherzy i spece od kampanii wyborczych. Oczywiście scenariusze przyszłości pisze się palcem na wodzie, a nie – jak ładnie mawiają Amerykanie – wykuwa w skale. Jeśli jednak wierzą w to również demokraci, amerykańskie elity i opinia publiczna, to… No właśnie, to co? Jeśli demokraci i establishment wierzą,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Płacz przy Wrotach Łez

Zakłócenia dostaw wywołane atakami Huti doprowadzą do wzrostu cen żywności, głównie ryżu, herbaty, kawy, mięsa i ryb Wystarczy rzut oka na mapę, by uświadomić sobie, którędy przebiega najkrótsza droga morska z Azji do Europy. Wodny szlak z Chin prowadzi przez cieśninę Bab al-Mandab (arab.: Wrota Łez, Wrota Boleści), prawdopodobnie najważniejsze dziś dla transportu miejsce na świecie, i Morze Czerwone. Droga wokół Afryki oznacza bowiem tysiące dodatkowych kilometrów i dziesiątki straconych dni.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.