Próbujemy tylko gasić pożary

Próbujemy tylko gasić pożary

USA myślą, że stabilizują sytuację. Jest odwrotnie Dr Van Jackson – amerykański badacz stosunków międzynarodowych Chciałem zacząć tę rozmowę od innych wątków, np. czy rzeczywiście jest coś takiego jak lewicowa strategia w polityce zagranicznej, o której piszesz w książce. Ale wydarzenia ostatnich dni nie zostawiają mi wyboru. Muszę zapytać o sytuację na Bliskim Wschodzie i o to, w jak dużych opałach jest prezydent Biden. W skali od jednego do dziesięciu. – Nie wygląda to dobrze, prawda? Gdy chodzi o to, jak bardzo w kłopotach jest prezydent Biden, powiedziałbym: osiem na dziesięć i będzie gorzej. W tym momencie nasza polityka zagraniczna jest co najmniej tak zła jak za Trumpa. A nie mówię tego z lekkim sercem, bo sam jestem największym krytykiem poprzedniego prezydenta. Gdy więc oceniam, że dziś Biden postępuje co najmniej równie źle, a być może gorzej – nie przychodzi mi to łatwo. Ale tak jest. To znaczy? – Pocieszamy się, że przynajmniej nie wybuchła III wojna światowa. Jednak w tym momencie nie wiadomo, czemu utwierdzanie się w tym przekonaniu miałoby służyć. Przecież gdzie spojrzeć, tam bałagan. A ludzie zajmujący się polityką zagraniczną w administracji Bidena, moi dawni koledzy i koleżanki, wciąż żyją w świecie z przeszłości. Ich mapy mentalne nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości. Widząc, że nie wszystko na świecie stoi jeszcze w płomieniach, dochodzą oni do wniosku, że skoro tak – to w sumie dobrze, ale nie biorą pod uwagę, że wystarczy dać temu ognisku zapalnemu chwilę i wiadomo, co się stanie. Z tego powodu w kluczowych momentach nie potrafią zachować się racjonalnie i podejmują wprost koszmarne decyzje. Tak dochodzimy do sytuacji, w której nie jesteśmy w stanie potępić ludobójstwa. Gdy działając rzekomo w imię odstraszania, ściągamy na siebie kolejne ataki. Uzależniamy się od militaryzmu jako jednego z ostatnich sposobów na jakąkolwiek politykę. I tak dalej. W Polsce natychmiast ktoś zaprotestuje: a co z Ukrainą? Przecież administracja Bidena zachowała się jak trzeba, w zgodzie z wartościami i racjonalnie odpowiadając na zagrożenie – usłyszysz. – Cóż, nawet jeśli Ukraina jest jasnym punktem na mapie, gdy chodzi o politykę zagraniczną tej administracji, nie ma powodu do wielkiego optymizmu. W odniesieniu do Ukrainy nie znamy odpowiedzi na słynne już pytanie, jak to wszystko ma się skończyć. Na razie jesteśmy uwikłani w wieczną wojnę, w której bilans sił sprzyja stronie przeciwnej. Nie ma w tej chwili innego scenariusza: albo Ukraina zrzeka się części terytorium, albo walczy o jego odzyskanie w nieskończoność. Taka jest rzeczywistość. Trudno, by mi się podobała – nie jestem fanem Putina – ale jest, jak jest. Amerykańskie dostawy sprzętu wojskowego i amunicji służyły temu, by kupić Ukrainie czas i przestrzeń do działania. Nic więcej. Nie można się oszukiwać, że taką polityką uda się powstrzymać wściekle zawzięte mocarstwo atomowe, które uparło się dokonywać podbojów terytorialnych. Pomoc Ukrainie, sama w sobie najlepsza karta w repertuarze Białego Domu, wcale więc nie jest kartą zwycięską. Może zatem Biden i demokraci robią te wszystkie rzeczy – uparcie tkwiąc w błędzie w sprawach Izraela i Palestyny, Arabii Saudyjskiej, Rosji itd. – z przekonania, że następcy zrobiliby coś jeszcze gorszego? Dlatego trzeba godzić się na kompromisy i wybrać najmniej złą z wielu złych opcji, bo radykalne zerwanie, na które może się zdecydować kolejna administracja, będzie jeszcze gorsze w skutkach. – Coś w tym jest, nawet jeśli ja ująłbym to inaczej. Demokraci od dawna boją się, że w kwestii polityki zagranicznej zostaną wyprzedzeni z prawej strony. Nie chcą wypaść jak gołębie na tle jastrzębi. Pojawia się więc pokusa, żeby sięgnąć po najgorsze, najpodlejsze i awanturnicze rozwiązania, byle tylko nie wyjść na zbyt miękkich w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego. Boją się usłyszeć: „rozmieniliście amerykańskie przywództwo na drobne” i temu podobne frazesy. W tym sensie masz zatem rację – demokraci robią to, co na ich miejscu robiliby republikanie. Do tego w Kongresie – a stamtąd przecież wywodzi się prezydent – panuje przekonanie, że rozwiązania popierane przez obie partie są szlachetniejsze, więc wartość jakiegoś podejścia wypływa wprost z tego, że popierają je i republikanie, i demokraci. W ten sposób cała polityka jest wychylona w prawo. A jaka powinna być odpowiedź z lewej strony? Na przykład po wydarzeniach z 7 października w Izraelu? – Strona progresywna jednomyślnie opowiada się za zawieszeniem broni. To zresztą jest źródłem największych napięć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety