08/2024

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Aktualne Od czytelników

Listy od czytelników nr 8/2024

Co zrobić z Trybunałem Konstytucyjnym Z niepokojem dostrzegam malejącą determinację Koalicji 15 Października w rozwiązywaniu problemu Trybunału Konstytucyjnego. Zapowiadane półśrodki w rodzaju zakwestionowania prawidłowości wyboru kilkorga jego członków niczego nie załatwią. Obecny Trybunał Konstytucyjny z konstytucji kpił sobie i kpi jak żaden inny organ państwowy w Polsce. Po pierwsze, notorycznie powstrzymywał się od orzekania w sprawach, w których orzekać jest zobowiązany z mocy art. 188 konstytucji. Tak było choćby w wypadku tzw. ustawy dezubekizacyjnej, czym naraził tysiące obywateli na wymierne szkody moralne i materialne, uniemożliwiając im dalsze dochodzenie ich praw w instytucjach międzynarodowych. Po drugie, notorycznie uzurpował sobie i nadal bezczelnie uzurpuje prawo orzekania i wypowiadania się w sprawach, które do jego kompetencji (znowu na mocy art. 188) ewidentnie nie należą – przykładów jest aż nadto. Zareagować na ciągłe łamanie konstytucji mogły i powinny dwa organy: albo prezydent (który zgodnie z art. 126 ma obowiązek czuwać nad przestrzeganiem konstytucji), albo Sejm (który na mocy art. 194 sędziów TK wybiera). Wobec braku reakcji ze strony prezydenta Sejm bez zwłoki powinien uchwałami (bo wybierał ich też uchwałami) cofnąć mandat każdemu z obecnie działających sędziów, bo każdy z nich czynnie uczestniczył w łamaniu ustawy zasadniczej. I koniec. Sejm powinien także

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura Wywiady

Ludzie z awansu

Hanka robiła, co mogła, żeby chociaż nam się udało Dr Maciej Jakubowiak – eseista, pisarz, autor książki „Hanka. Opowieść o awansie” (Czarne) Kim jest Hanka? – Hanka to moja mama. I dla mnie była przede wszystkim mamą, to jasne. Ale kiedy po jej śmierci, 11 lat temu, przekopywałem się przez rzeczy i zdjęcia, które zostały w jej mieszkaniu, zacząłem myśleć, że przecież większość swojego życia przeżyła beze mnie, nie będąc mamą. Zastanawiałem się, co o niej wiem. Miałem wtedy 26 lat. To moment, kiedy dzieci zaczynają wybaczać rodzicom i traktować ich po prostu jak ludzi, ale ja nie miałem tego szczęścia, żeby przejść z mamą na ten etap, więc musiałem sobie to wszystko opowiedzieć jeszcze raz. To było wyzwanie. Kiedy myślałem o tym, co właściwie moja mama przeżyła, nie bardzo umiałem znaleźć wzorce, do których mógłbym przykleić opowieść o jej życiu. Żadna z niej była historyczna bohaterka czy słynna intelektualistka. Większość swojego czasu przepracowała w administracji kopalni węgla kamiennego i niczego nadzwyczaj ciekawego nie robiła. A przecież udało się jej coś, co nie było oczywiste: pozwoliła swoim dzieciom zdobyć wykształcenie i pchnęła je w szeroki świat. Choć nie tylko jej to się udało. Zdałem sobie wtedy sprawę z czegoś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego prawnicy tak różnie interpretują przepisy prawa?

Krzysztof Czeszejko-Sochacki, prawnik Gdyby prawo tworzone było starannie, a przepisy napisane precyzyjnie i w sposób przemyślany, to wątpliwości prawne byłyby zupełnie zmarginalizowane. Mamy wiele sytuacji, w których przepisy nakładają się na siebie. Pewne komplikacje wynikają wprost ze sprzeczności pomiędzy różnymi ustawami. Słowem, mamy za dużo wykluczających się przepisów. Dodatkowo są one zbyt często nowelizowane. Wprowadzanie nowych przepisów czy też nowelizowanie istniejących powinno wynikać z konieczności, a często robi się to z powodów politycznych lub pod społeczną presją. Idzie się na ilość, a nie jakość. Tylko w 2023 r. powstało prawie 3 tys. aktów prawnych. Ustawę covidową nowelizowano 66 razy. W 2020 r. mieliśmy 125 890 nowych aktów prawnych. Przynajmniej raz znowelizowanych zostało 22 567 aktów. Trudno nie stwierdzić, że to produkcja prawa bez należytego przemyślenia. Dr Kamil Stępniak, konstytucjonalista Prawo jest zjawiskiem tekstowym. Osoba, która interpretuje przepisy, musi więc na podstawie słowa pisanego zastanowić się, jakie intencje miał prawodawca. Co tak naprawdę chciał nam powiedzieć, uchwalając np. daną ustawę? Dlatego mówimy, że prawnik z przepisu prawnego (czyli określonej jednostki redakcyjnej w akcie normatywnym) odczytuje normę prawną (np. w jaki sposób należy zachować się w określonej sytuacji). Aby to zrobić, posługujemy się metodami wykładni

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Globalny punkt widzenia Wywiady

Próbujemy tylko gasić pożary

USA myślą, że stabilizują sytuację. Jest odwrotnie Dr Van Jackson – amerykański badacz stosunków międzynarodowych Chciałem zacząć tę rozmowę od innych wątków, np. czy rzeczywiście jest coś takiego jak lewicowa strategia w polityce zagranicznej, o której piszesz w książce. Ale wydarzenia ostatnich dni nie zostawiają mi wyboru. Muszę zapytać o sytuację na Bliskim Wschodzie i o to, w jak dużych opałach jest prezydent Biden. W skali od jednego do dziesięciu. – Nie wygląda to dobrze, prawda? Gdy chodzi o to, jak bardzo w kłopotach jest prezydent Biden, powiedziałbym: osiem na dziesięć i będzie gorzej. W tym momencie nasza polityka zagraniczna jest co najmniej tak zła jak za Trumpa. A nie mówię tego z lekkim sercem, bo sam jestem największym krytykiem poprzedniego prezydenta. Gdy więc oceniam, że dziś Biden postępuje co najmniej równie źle, a być może gorzej – nie przychodzi mi to łatwo. Ale tak jest. To znaczy? – Pocieszamy się, że przynajmniej nie wybuchła III wojna światowa. Jednak w tym momencie nie wiadomo, czemu utwierdzanie się w tym przekonaniu miałoby służyć. Przecież gdzie spojrzeć, tam bałagan. A ludzie zajmujący się polityką zagraniczną w administracji Bidena, moi dawni koledzy i koleżanki, wciąż żyją w świecie z przeszłości. Ich mapy mentalne nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości. Widząc, że nie wszystko na świecie stoi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Łacne przedwojnie

Nie luty, tylko łacny. Pewnie jeszcze jakieś niebiańskie armatki się włączą i naśnieżą zbocza, ale górale już wiedzą, że im to nie zbilansuje dziur w budżecie; chodzą osowiali, a mnie to się udziela, bom człowiek empatyczny. Nawet smog w dolinie zalega jakoś smętniej niż zwykle, nie dusi tak wściekle, ledwie zalatuje spalenizną, bo to i ni ma po co w piecu polić. Zimy coraz krótsze, to i ceny coraz wyższe, bo trzeba wyrobić sezon skompresowany – a to już błędne koło, bo jak kogo stać na narty z rodziną, to alpejskie kurorty wybierze. W polskie Karpaty jeździć w deszczu na rozmiękłej brei przyjeżdżają tylko ciarachy – tako złorzeczą tubylczy przedsiębiorcy i wyciskają z półpanków ostatnie grajcary za niby-oscypki zapijane regionalną kur(n)wicą. Nazwa tej ostatniej była marketingowym strzałem w dziesiątkę – niczym podlaski bimber Duch Puszczy; kiedyś kurwica brała górali, jak halny wytapiał śnieg i nawiewał do łbów myśli posępne – od lat osiągnęła stan permanencji. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 8/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Autyzm. Dlaczego ja?

Lekarze sugerowali mamie, żeby wysłała mnie do szkoły specjalnej, mówili, że to upośledzenie umysłowe. Nie posłuchała ich. Dziś studiuję Nazywam się Krzysztof Grudzień. Jestem osobą z autyzmem. Problem z tą chorobą mam od wczesnego dzieciństwa. Ale dzięki intensywnej terapii dzisiaj funkcjonuję na poziomie znacznie lepszym niż kiedyś. Dużo lepszym. Był czas, byłem wtedy bardzo mały, gdy lekarze, którzy mnie badali, sugerowali mojej mamie, żeby wysłała mnie do szkoły specjalnej, mówili, że mój przypadek jest beznadziejny, że to upośledzenie umysłowe, że powinienem być w zakładzie. To wiem od mamy. Ale nie posłuchała ich. Wierzyła we mnie. Dziś studiuję. Co pamiętam z najwcześniejszych swoich lat? Niewiele. Wiem od mamy, że nie umiałem mówić i że kontakt ze mną był bardzo ograniczony, a w zasadzie – żaden. Mama początkowo podejrzewała, że mam problemy ze słuchem. Zaczęła jeździć ze mną po różnych specjalistach i oni zdiagnozowali moją chorobę – autyzm. Dziecko z autyzmem inaczej reaguje. Pamiętam, byłem z tatą w sklepie. To był duży sklep, z materiałami budowlanymi. Nagle gdzieś z boku jechał wózek widłowy. Poczułem wtedy wielkie niebezpieczeństwo. Wózek nie jechał w moją stronę, był gdzieś dalej, ale mocno hałasował. To wystarczyło, żeby ogarnęła mnie absolutna panika. Zacząłem krzyczeć na cały głos, chciałem uciekać. Płakałem ze strachu. Musieliśmy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Pół wieku kostki Rubika

Kolorowy sześcian na nowo podbija świat. W nowojorskim metrze, na arabskich bazarach czy w japońskich ekspresach układają go kolejne pokolenia Czy urodzeni w latach 60. lub 70. rozumieją internetowo-elektroniczne zabawy milenialsów – pokolenia Y oraz urodzonych już w tym wieku? Odpowiedź nie wydaje się łatwa. Oni mieli zupełnie inną, rozwijającą umysł zabawę. Mieli bűvös kocka, „magiczną kostkę” – ogólnodostępną rozrywkę, zwaną też kostką Rubika. Wynaleziona dokładnie pół wieku temu przez węgierskiego architekta i rzeźbiarza Ernő Rubika kostka była rozrywką z najwyższej półki i narzędziem niemal sportowej rywalizacji. Z kostką miał do czynienia chyba każdy z nas. Wielu nie mogło oderwać się od niej przez większą część dnia, zaniedbując szkolne czy nawet służbowe obowiązki. Wynalazek Rubika przyciągał i znów zaczyna przyciągać jak najsilniejszy magnes. Choć z kolorową kostką kojarzymy jedynie urodzonego w 1944 r. w Budapeszcie Ernő Rubika, trzeba pamiętać, że na pomysł stworzenia tego rodzaju zabawki już wcześniej wpadli inni. W roku 1970 podobną łamigłówkę wymyślił Kanadyjczyk Larry Nichols. Różnica polegała na tym, że jej ścianki miały cztery pola, a nie jak węgierska dziewięć. Łut szczęścia Swoją kostkę Ernő Rubik stworzył w czasach kadarowskich na Węgrzech. W tzw.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Rozmowa Walenciaka Wywiady

Świat i gra o Ukrainę

Z perspektywy światowego Południa wojna ukraińska to nic innego jak rywalizacja Rosji i Chin ze Stanami i Zachodem Prof. Bogdan Góralczyk – profesor zwyczajny w Centrum Europejskim UW, politolog, sinolog, dyplomata i publicysta, znawca spraw międzynarodowych. Mijają dwa lata wojny na Ukrainie. Czy Ukraina jeszcze liczy się w tej grze? – Jeszcze się trzyma. Natomiast widzimy wyraźnie, że jest to wojna pozycyjna. A wojna pozycyjna, jak uczy historia, jest zawsze korzystniejsza dla tego, kto ma większe zasoby. Cóż, wystarczy spojrzeć na mapę… W tym sensie sytuacja jest dla Ukrainy niedobra. A drugie, co jest niedobre, że nie powiodła się jej kontrofensywa. Prowadzi to do bardzo dużych napięć wewnątrz elity rządzącej. Mamy nowe dowództwo wojskowe, mamy kłopoty. No i jest jeszcze trzeci kłopot – nie ma już entuzjazmu Zachodu, by Ukrainie pomagać. Dlaczego ten entuzjazm wygasł? – Bo nie ma pieniędzy. Unia na ostatnim szczycie Rady Europejskiej przełamała opór Orbána i da Ukrainie 50 mld euro. Nie jest to dużo, bo to kwota poniżej 1% PKB państw członkowskich, w dodatku rozpisana na cztery lata. Jeszcze większy problem jest z USA. Wstępne porozumienie dotyczące pomocy dla Ukrainy, jego druga wersja, przeszło wprawdzie przez Senat,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Seksualność nie pochodzi od szatana, ale jest darem Boga

Kościół ewangelicko-metodystyczny nie widzi w antykoncepcji nic niestosownego, w naszym rozumieniu jest ona czymś pozytywnym Monika Zuber – pastorka w Kościele ewangelicko-metodystycznym Po raz pierwszy mam okazję rozmawiać z kobietą, która jest księdzem, a mówiąc precyzyjnie – pastorką. Jestem pod wrażeniem i pani funkcji, i pani urody. Czy wypada powiedzieć pastorce, że jest piękną kobietą? – Dlaczego nie? Dziękuję bardzo. Czy pastorka może chodzić w szpilkach? – Tak, jak najbardziej. Strój pastorki nie jest ściśle określony, ale oczywiście nie może być wyzywający. Ja jako osoba duchowna, która reprezentuje Kościół, jestem zobowiązana na nabożeństwa zakładać strój liturgiczny, tj. togę ze stułą albo befkę (rodzaj krawata w formie dwóch luźno zwisających pasków – przyp. aut.) do czarnej togi. Jeśli zaś gdzieś idę w stroju służbowym, to zakładam koloratkę. Mogę ją założyć do czarnego swetra albo koloratkowej koszuli, a do nich spódnicę. Ale nie muszę codziennie nosić koloratki. Mam takie dni, kiedy siedzę w kancelarii, wykonuję papierkową robotę i nie mam żadnych oficjalnych spotkań. Wtedy mogę się ubierać, jak chcę. Ale szpilek w ogóle nie noszę, bo po prostu nie umiem w takich butach chodzić (śmiech). Określa pani siebie jako teolożkę feministyczną, więc na pewno problemy kobiet nie są pani obce. Pod koniec

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Czas na polski bank rolny

Na ten rozpaczliwy stan, w jakim znalazło się polskie rolnictwo, pracowano długo. To są lata błędów i zaniechań. Ale też partykularnych interesów i interesików rozmaitych reprezentantów wsi. Przylepili się do ciężko pracujących rolników i żyją na ich koszt. Ministrowie rolnictwa się zmieniają. Zmieniają się rządy, a grupka zawodowych działaczy trwa i ciągle ma się dobrze. Rolników traktują jako kartę przetargową w załatwianiu swoich interesów. Na spotkaniu z ministrem Siekierskim oprócz wielu autentycznych rolników pojawiła się chmara prezesów kanapowych organizacji, krzykaczy i demagogów. Często z politycznymi epizodami. Te same nazwiska od lat. I ta sama hucpiarska bezczelność w pochylaniu się nad problemami rolników. Sami są takim problemem. Bo bez sensownej reprezentacji trudno negocjować z władzą. Czesław Siekierski, najbardziej kompetentny minister rolnictwa po serialu pisowskich nieudaczników i oszustów, nie jest w stanie naprawić w tak krótkim czasie błędów, które dostał w spadku. Wieś, która wyniosła tamtą prawicową zbieraninę do władzy, w październiku została w domu. Cierpliwość się skończyła. Teraz mamy kumulację kłopotów, które przez PiS były przykrywane obietnicami dotacji do wszystkiego. A w końcówce jego władzy nie było ich do niczego. Produkty rolne w wyniku słabo kontrolowanego przywozu z Ukrainy tanieją do poziomu poniżej kosztów produkcji. Z tanich ukraińskich zbóż, owoców,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.