Łacne przedwojnie

Łacne przedwojnie

Nie luty, tylko łacny. Pewnie jeszcze jakieś niebiańskie armatki się włączą i naśnieżą zbocza, ale górale już wiedzą, że im to nie zbilansuje dziur w budżecie; chodzą osowiali, a mnie to się udziela, bom człowiek empatyczny. Nawet smog w dolinie zalega jakoś smętniej niż zwykle, nie dusi tak wściekle, ledwie zalatuje spalenizną, bo to i ni ma po co w piecu polić.

Zimy coraz krótsze, to i ceny coraz wyższe, bo trzeba wyrobić sezon skompresowany – a to już błędne koło, bo jak kogo stać na narty z rodziną, to alpejskie kurorty wybierze. W polskie Karpaty jeździć w deszczu na rozmiękłej brei przyjeżdżają tylko ciarachy – tako złorzeczą tubylczy przedsiębiorcy i wyciskają z półpanków ostatnie grajcary za niby-oscypki zapijane regionalną kur(n)wicą. Nazwa tej ostatniej była marketingowym strzałem w dziesiątkę – niczym podlaski bimber Duch Puszczy; kiedyś kurwica brała górali, jak halny wytapiał śnieg i nawiewał do łbów myśli posępne – od lat osiągnęła stan permanencji.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 8/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Wydanie: 08/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy