Grozi nam paraliż państwa

Grozi nam paraliż państwa

Warszawa 06.09.2023 r. Urszula Lobodzinska fot.Krzysztof Zuczkowski

Wynagrodzenia w instytucjach publicznych są tak niskie, że brakuje chętnych do pracy i państwo działa coraz gorzej Urszula Łobodzińska – pracowniczka sądu, wiceprzewodnicząca związku zawodowego pracowników sądownictwa KNSZZ Ad Rem, przedstawicielka Komitetu Protestacyjnego Pracowników Sfery Publicznej Dlaczego 15 września pracownicy sfery budżetowej idą pod kancelarię premiera w Marszu Gniewu? – Żeby pokazać swoje niezadowolenie i przypomnieć o swoim istnieniu. Bo mamy wrażenie, że o nas zapomniano – nie po raz pierwszy zresztą. Mamy wysoką inflację; ceny od 2020 r. wzrosły o prawie 40%. W tym czasie podwyżki dla pracowników budżetówki wyniosły łącznie kilkanaście procent. A i to nie dla wszystkich. Wskutek takiej polityki nasze płace realnie spadają. W przypadku wielu z nas do poziomu płacy minimalnej. Nas, czyli kogo? – W naszej koalicji są zawody bardzo ważne dla sprawnego działania państwa, a często niewidoczne. To pracownicy sądów i prokuratury, ZUS, Państwowej Inspekcji Pracy, strażacy, pracownicy cywilni policji i w ogóle służb mundurowych, także wojska i Straży Granicznej. Będą z nami też pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznych, bibliotekarze, kierowcy autobusów i motorniczowie tramwajów. I cały czas dołączają kolejne grupy zawodowe, które chcą wyjść i zaprotestować. Z czego wynika tak zła sytuacja tych konkretnych zawodów, skoro płaca minimalna i średnia płaca w gospodarce rośnie, świadczenia społeczne są podnoszone i waloryzowane, a generalnie badania mówią, że sytuacja finansowa gospodarstw domowych wcale nie jest tak tragiczna. Dlaczego akurat budżetówka ma szczególnie źle? – Właśnie dlatego, że teraz, gdy rośnie średnia płaca w gospodarce i płaca minimalna, płace w sferze budżetowej realnie spadają, a podwyżki dotyczą tylko niektórych. W tym roku nasze wynagrodzenia zostały zwiększone o zaledwie 7,8%, co nie zrekompensowało wzrostu cen, a w latach 2021-2022 większość z nas nie dostała żadnej podwyżki. Przypomnę: przy prawie 20-procentowej inflacji! Powstaje wrażenie, że w Polsce pierwszym sposobem robienia oszczędności w finansach publicznych jest spychanie pracowników budżetówki do roli taniej siły roboczej. To są oczywiście wyniki zaniedbań dłuższych niż jedna kadencja. Po kryzysie 2008 r. płace były zamrożone na wiele lat, po zmianie władzy pojawiły się podwyżki, a potem znowu zaciśnięto pasa naszym kosztem. Bo trudno mówić, że kwota 100 czy 200 zł brutto to jakakolwiek podwyżka. Dobrze, ale o kim my tak naprawdę teraz mówimy? – Weźmy sądy. Obywatel, gdy idzie do sądu, to widzi sędziego i protokolanta na sali rozpraw, prawda? Praca protokolanta to pisanie osiem godzin dziennie albo więcej, jeśli sesje się przedłużają. A oprócz tego jeszcze wszystko, czego obywatel nie widzi: segregowanie pism i akt, wykonywanie zarządzeń, odbiór i wysyłka korespondencji, przyniesienie sędziemu dokumentów… Wydawać się może, że wszystko „dzieje się samo”, ale tak naprawdę to jest obracanie tonami papieru. Dosłownie tonami. I tak to działa we wszystkich instytucjach. Jakoś „samo się dzieje”, że ludzie otrzymują paszporty, prawa jazdy, są wożeni komunikacją miejską do pracy, ktoś ich przyjmuje na komisariacie albo odpowiada na telefon ze skargą. A w Polsce funkcjonuje obraz urzędnika, który siedzi i pije kawę. A to nieprawda? – Znam te żarty: „Pierwsza czynność urzędnika – nalać wody do czajnika”. Jakby w żadnej innej pracy nikt nigdy nie pił kawy. Ale porozmawiajmy o konkretach. Bardzo medialne są teraz sprawy frankowiczów. Powstał specjalny wydział do spraw frankowych w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Jeden wydział w jednym sądzie ma ponad 50 tys. spraw czekających na załatwienie! 50 tys. spraw, które trzeba obrobić – nie tylko rozpatrzyć i wydać wyrok, ale przeczytać, zredagować pisma, wysłać, dostarczyć sędziemu bieżącą korespondencję. Tych akt w sprawach frankowych jest tak dużo, że mamy specjalne czytniki – w aktach jest chip, który pomaga odnaleźć je w sądzie. Urzędnicy i asystenci sędziego muszą wiedzieć, które pismo jest pilniejsze, dlaczego wniosek o zabezpieczenie jest ważniejszy od pisma w sprawie rozprawy za trzy miesiące itd. Ja jestem asystentem sędziego i choć mojej pracy obywatel zazwyczaj nie widzi i nie wie, że istnieję, to właśnie ja piszę projekty orzeczeń i uzasadnień dla sądu. I tak jest ze wszystkimi sprawami – że one często nie ruszają w ogóle do przodu bez tych „niewidzialnych” pracowników. A ja czytałem niedawno, że rząd planuje zatrudnić w urzędach więcej obcokrajowców. Może więc sfera budżetowa będzie dalej protestować,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 37/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady