Soho i Ochota proponują teatr przyjemny „inaczej” – tylko dla widza, który nie trawi banału W latach 90., w okresie gorących dyskusji o przyszłości teatru usiłującego sprostać nowym czasom, przekręciłem żartobliwie tytuł gazety Macieja Nowaka „Goniec Teatralny” na „Koniec Teatralny”. Miałem na myśli to (cytując wiersz Herberta), że koniec pewnej epoki jest zawsze początkiem nowej, a ta będzie wymagała od twórców nowych form – nie tyle estetycznych, ile organizacyjnych i finansowych. I znacznie się różniących od stabilnego państwowego mecenatu, który uważało się za oczywisty i obowiązujący raz na zawsze. W minionym ćwierćwieczu zanotowaliśmy niewiele przykładów, które można uznać za nowy model robienia, a zwłaszcza finansowania teatru. Niemałym trudem wypracowany sukces Krystyny Jandy – trwanie aż dwóch scen, Polonii i Och-Teatru – jest wyjątkiem na tle polskiego życia teatralnego. Każdy niepaństwowy teatr (Capitol czy Kamienica Emiliana Kamińskiego, vipowsko-salonowe przedsięwzięcia Tomasza Karolaka czy Teatr 6. Piętro z Michałem Żebrowskim jako dyrektorem i Kubą Wojewódzkim maskotką) ma patent na istnienie, ale też dowodzi, że niemożliwe jest utrzymanie budynku, sceny i stałego zespołu oraz produkowanie kolejnych premier za same wpływy z biletów. Ale trzeba przyznać, że nowa rzeczywistość wymusiła i wyzwoliła nieznaną wcześniej aktywność środowiska teatralnego. I nie tylko widzowie na tym korzystają. Szansa na spektakl Szóstka młodych aktorów tuż po szkołach aktorskich, z kilkuletnim stażem, ale bez stałego angażu, dostała nietypową szansę. Najpierw obok kilkudziesięciu kolegów wzięli udział w konkursie, kilkuetapowym „egzaminie” teoretycznym i praktycznym – uczestnicy mieli możliwość opowiedzenia i pokazania, kim są i jacy są, jaki mają pomysł na wymarzoną postać i spektakl. Teraz Paulina Komenda, Maria Pawłowska, Aleksandra Pisula, Marcin Korcz, Sebastian Perdek i Krzysztof Wach grają wybrane przez siebie role. Ale ich przedstawienie – „33 powieści, które każdy powinien znać” we wspólnej reżyserii, doszlifowane pod egidą Igora Gorzkowskiego – to tylko mała część większej całości, czyli działalności Studia Teatralnego Koło, organizatora owych ogólnopolskich naborów pod wspólnym tytułem „Polowanie na motyle”. Studio Koło od kilku już lat gra na małej scenie w Soho Factory na warszawskiej Pradze (to modna „miejscówka”, powstała na terenie zlikwidowanych zakładów przemysłowych), a od zaledwie kilku miesięcy działa także w świeżo wyremontowanym budynku Teatru Ochota. W nieformalny sposób skupiło grupę aktorów i reżyserów, którym nie wystarczały ramy stołecznych teatrów. I co ważne, bez etatów ma jednak stały zespół i przyciąga nowych członków. W nader skromnych warunkach sohowcy pod wodzą Igora Gorzkowskego zrealizowali kilkanaście przedstawień i zdobyli stałą publiczność. Druga scena, czyli Teatr Ochoty, daje im teraz zupełnie nowe możliwości. Ale wcale nie są one tak oszałamiające technicznie. – Goście są zdziwieni, że tak mało tu teatru w teatrze – podkreśla Joanna Nawrocka, dyrektor naczelna odnowionego Teatru Ochoty. – Większość przestrzeni budynku zajmują sale, gdzie odbywają się zajęcia dla ok. 200 członków ogniska teatralnego. Scena była i pozostała mała, jest nawet niższa o 60 cm, bo doszedł nowy sufit oświetleniowy. Remont i konieczność zainstalowania klimatyzacji zabrały kilkadziesiąt miejsc na i tak szczupłej widowni. Z konieczności kameralnie Wszystkie przedstawienia Soho-Ochoty mają z konieczności kameralny kształt i niewielką publiczność. Ta wada stała się zaletą. Uboga, zredukowana do minimum, czasem prawie „żadna” scenografia zmusza do wynalazczości, operowania skrótem i znakiem. Wychodzi to na dobre reżyserom i aktorom. A wcale nie oznacza braku różnorodności. Każda premiera jest inna – i jakaś. Dlatego nie tylko młodzi aktorzy na dorobku, ale i znani wchodzą w tę trudną, ale ciekawą estetykę. Wystarczy wspomnieć Henryka Talara jako Prospera w szekspirowskiej „Burzy” i Agatę Buzek w głównej, męskiej (!) roli w „Idiocie” według Dostojewskiego. Nie jest to teatr lekki i łatwy, ale za to przyjemny „inaczej” – tylko dla widza, który nie trawi banału. Trudno przełknąć tak małą a gorzką pigułkę, jaka rozpoczęła Letni Przegląd Teatru Ochoty (30 czerwca-15 lipca). Krótki spektakl „Zimniej niż tu” to rzecz o śmierci, a raczej umieraniu. Mira, piękna kobieta z klasą (Jolanta Olszewska), częściowo szczęśliwa żona chłodnego melomana (Dariusz Siastacz) i matka dwóch niby-dorosłych córek (Klara Bielawska i Małgorzata Koleśnik), by użyć frazesu, „wygrywa walkę
Tagi:
Arkadiusz Szaraniec