Bilans pierwszego roku rządu: gdzie są sukcesy, a gdzie porażki? Rozmowa z Leszkiem Millerem, premierem rządu RP – Panie premierze, jak się rządzi Polską? Czy Polską da się rządzić z pozycji silnego kanclerza, silnego człowieka? Czy raczej uwarunkowania sprawiają, że trzeba być organizatorem, mediatorem? – W Polsce szef rządu może rządzić tylko w ramach prawa, w granicach tych kompetencji, jakie posiada. Wydaje mi się, że u części społeczeństwa wyobrażenia na temat możliwości szefa rządu są przesadzone. Podam jeden charakterystyczny przykład. Otóż kiedy zaczął się problem Stoczni Szczecińskiej, pojechałem tam i spotkałem się z komitetem protestacyjnym. To była bardzo ciekawa dyskusja, ale w pewnym momencie jeden ze stoczniowców zwrócił się do mnie takimi słowami: panie premierze, dlaczego pan nie korzysta ze swojej najsilniejszej broni, jaką pan ma? Dlaczego pan nie rządzi dekretami? Odpowiedziałem mu, że nie mam żadnych dekretów. Stoczniowiec na to: jak to pan nie ma? Przecież może pan wezwać kogo trzeba i powiedzieć, że mają nam dać kredyt. Powtarzam – odpowiadałem – nie mam takich możliwości. No to co pan jest za premier? Otóż taki – mówiłem – jaki wynika z podziału ról. Widziałem, że ten człowiek nie dowierza, jest głęboko rozczarowany. Wydaje mi się, że to jest częste wyobrażenie o kompetencjach rządu i o samym rządzie. – Nie żałuje pan, że są zbyt małe? – W systemach demokratycznych mamy ciągłe równoważenie władzy i dzielenie się władzą. Inaczej może być w systemach autorytarnych. – Doświadczony polityk, kiedy obejmuje władzę, stara się najtrudniejsze problemy załatwić w pierwszych miesiącach. Jak więc wygląda bilans pierwszego roku? – Wygląda korzystnie. Naszym największym problemem, przed którym stanęliśmy rok temu, była sytuacja w finansach publicznych. Przypomnijmy sobie, jakie były wówczas najczęściej używane słowa: dziura budżetowa, kryzys, zagrożenie świadczeń. Dzisiaj nie tylko nikt ich nie używa, ale nikt ich nie pamięta. To jest skala wysiłku i zmian, jakie zostały dokonane. Operacja ratowania finansów publicznych i stabilizacji powiodła się, niebezpieczeństwo kryzysu typu Argentyna nam nie grozi. – Trzeba było to wszystko mówić ludziom. – Starałem się o tym mówić, ale zostałem okrzyknięty za człowieka, który posługuje się słownictwem z gatunku propagandy klęski. To było interpretowane jako próba pogrążenia naszych poprzedników, a nie jako uczciwy opis istniejącego stanu rzeczy. – A jaki jest uczciwy opis tamtego stanu rzeczy? – Jestem przekonany, że obywatele, tak do końca, ani wtedy, ani teraz nie zdają sobie sprawy, o co się otarliśmy. Mają pretensje, że zdecydowaliśmy się na wyrzeczenia. To mi przypomina sytuację „Titanica”, który zmierzał w kierunku góry lodowej i mógł się albo z nią zderzyć, albo się o nią otrzeć. Gdyby się otarł, pewnie czytalibyśmy wspomnienia tamtej nocy, w których byłoby dużo pretensji: byliśmy w restauracyjnym przedziale, nagle zgasło światło, wszystko pospadało, to w ogóle skandal, jak tak można. Ale się nie otarł, tylko się zderzył. My byliśmy w podobnej sytuacji. Ale dokonaliśmy zwrotu i skończyło się na otarciu. To było też nieprzyjemne. – Dla nas górą lodową był także ówczesny stan negocjacji z Unią Europejską. – To był drugi punkt, który absorbował naszą uwagę. Kiedy przyszliśmy tu rok temu, zobaczyliśmy, że Polska jedzie na negocjacje autobusem z napisem „Koniec”, że jesteśmy na końcu peletonu kandydatów. Musieliśmy więc szybko przyjąć nową strategię negocjacyjną. To zaczęło przynosić rezultaty. Kiedy drugi raz wziąłem udział w szczycie państw Unii i państw aspirujących, usłyszałem zdanie: „Poland is back on the track”, czyli „Polska wróciła na szlak”. Dzisiaj jesteśmy w czołówce, jednocześnie negocjując bardzo dobre warunki, lepsze niż inni. Np. jeżeli chodzi o obrót, ziemią wynegocjowaliśmy warunki zdecydowanie najlepsze ze wszystkich. – Trzeci punkt, który absorbował rząd w pierwszych miesiącach działania, to najpewniej poprawianie „Wielkich Reform Buzka”… – Jeżeli chodzi o ochronę zdrowia, to szybko realizujemy nasze zapowiedzi. Przypomnę, one się sprowadzały do wyrównania szans i spowodowania, że chorzy będą leczeni w zależności od choroby, a nie ekonomicznej siły kasy chorych. Więc likwidujemy te 17 kas chorych i tworzymy Fundusz Ochrony Zdrowia. Jeżeli chodzi o reformę oświaty, to wycofaliśmy się z nowych matur,