Jak złapać Osamę?

Jak złapać Osamę?

Superterrorysta wciąż pozostaje bezkarny Amerykanie coraz potężniej okładają Afganistan bombami. Osama bin Laden siedzi w bezpiecznej kryjówce i śmieje się. Być może schronił się w którejś z niezliczonych jaskiń. Może urządził sobie kwaterę w szpitalu albo w podziemiach meczetu. Prezydent George W. Bush zapowiedział 17 września, że jednym z głównych celów wojny z terroryzmem jest ujęcie bin Ladena „żywego lub umarłego”. Udzielił też CIA „pozwolenia na zabijanie” niebezpiecznych terrorystów. Ograniczenia prawne w tej materii wprowadzone w latach 70. zostały zniesione. Ale po pięciu tygodniach działań zbrojnych Osama ma się dobrze. Wysłał nawet do telewizji Al Dżaziira swe drugie przesłanie nagrane na wideo, w którym próbował podburzyć ludność krajów muzułmańskich przeciwko ich sprzymierzonym z Zachodem przywódcom. Jak stwierdził Mustafa Alani z Królewskiego Instytutu Studiów Obronnych w Londynie, wyraźnie zrelaksowany bin Laden chciał pokazać Amerykanom, ale także swym „islamskim braciom”, że drwi sobie z wszystkich nalotów. W Waszyngtonie zapanował pesymizm. Sekretarz obrony, Donald Rumsfeld, przyznał, że szef terrorystycznej organizacji Baza być może nigdy nie zostanie schwytany. Przyczyny tego fiaska są złożone. Afganistan jest krajem gór, pustyń i miliona kryjówek idealnych dla znającego teren i korzystającego z poparcia miejscowej ludności uciekiniera. Amerykanie usiłowali wytropić bin Ladena, mułłę Omara i innych przywódców Talibanu z powietrza, za pomocą satelitów, załogowych samolotów wywiadowczych U-2 oraz bezzałogowych aparatów Gnat i Predator. Ostatni raz jeden z Predatorów uchwycił Osamę swymi kamerami kilka dni przed zamachem na Amerykę. W transmisji na żywo funkcjonariusze CIA pod Waszyngtonem rozpoznali charakterystyczną brodę i białą szatę superterrorysty. Predator jednak nie był uzbrojony. Zanim nadleciały bombardujące myśliwce US Army, saudyjski milioner ze świtą zniknął bez śladu. Po tym incydencie automatyczne samoloty zostały wyposażone w dwie przeciwpancerne rakiety typu Hellfire (Ogień piekielny). Niestety, Osama od tej pory jakby się zapadł pod ziemię. W pierwszą noc bombardowań Predator wytropił za to kolumnę pojazdów mułły Omara. Jednak generał Tommy Franks za późno wydał rozkaz wystrzelenia pocisków. Rakiety zniszczyły samochody, ale przywódca talibów uszedł z życiem. Eksperci są zgodni, że rozpoznanie prowadzone z wysokości wielu kilometrów nie wystarczy. Amerykanie okazali się bezradni, bowiem nie mają zwiadowców na ziemi. Zawiodły próby zwerbowania Pusztunów. Legendarny przywódca tego ludu, sławny mudżahedin Abdul Haq, który usiłował wzniecić rewoltę przeciw talibom, został przez nich ujęty i stracony. Ścigany przez wrogów Haq na próżno prosił Amerykanów o pomoc przez telefon satelitarny. Po tym, co go spotkało, nawet niechętni wobec Talibanu przywódcy Pusztunów dobrze się zastanowią, zanim przejdą na stronę Stanów Zjednoczonych. W tej sytuacji stworzenie siatki wywiadowczej na ziemi potrwa miesiące, a nawet lata. Waszyngton liczył na pomoc pakistańskich służb specjalnych ISI, doskonale orientujących się w sprawach Afganistanu. To przecież wywiad ISI stworzył talibów. Te nadzieje jednak zawiodły. Funkcjonariusze ISI, przez lata wspomagający Taliban, nie kwapią się do działań przeciwko niemu. Prawdopodobnie niektórzy z nich nadal potajemnie wspierają talibów i bin Ladena, ostrzegając ich przed atakami sił zbrojnych USA. Prezydent Pakistanu, Pervez Musharraf, zdymisjonował szefa ISI kilka godzin przed rozpoczęciem amerykańskich nalotów. Zanim jednak wywiad Islamabadu zacznie rzeczywiście współpracować z CIA, upłynie dużo czasu. Komentatorzy wojskowi spodziewali się akcji amerykańskich i brytyjskich komandosów, którzy w brawurowym, niespodziewanym ataku zabiją bin Ladena lub przynajmniej wezmą jeńców, od których można uzyskać cenne informacje. Niestety, pierwszy wypad doborowych żołnierzy z jednostki Delta, którzy wylądowali 20 października pod Kandaharem, okazał się trudną lekcją. Talibowie uzbrojeni tylko w granatniki i karabiny z furią zaatakowali „niewiernych”. Komandosi z trudem wycofali się do helikopterów, zabierając 12 rannych kolegów. Po tej nauczce Pentagon postanowił wstrzymać operację sił specjalnych na terytorium wroga, poprosił też Brytyjczyków o przysłanie całego pułku komandosów SAS. Ale Londyn nie zamierza narażać swych żołnierzy w akcjach w ciemno, bez rozpoznania. Na razie bin Laden może więc czuć się bezpieczny. Amerykanie twierdzą, że zidentyfikowali rejon o powierzchni 32 km kw., w którym „prawie na pewno” ukrywa się szef Bazy. To niewielkie góry w graniczącej z Pakistanem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 46/2001

Kategorie: Świat