Jaką lewicą chce być SLD? – rozmowa z dr Anną Materską-Sosnowską

Jaką lewicą chce być SLD? – rozmowa z dr Anną Materską-Sosnowską

SLD może się odciąć od starych elit w partii, ale nie może się odciąć od starzejącego się społeczeństwa, dużych grup żyjących w biedzie, pozbawionych pracy i pomocy państwa Z dr Anną Materską-Sosnowską rozmawia Krzysztof Pilawski „Jestem tak taktowny wobec pana Roberta Biedronia, że aż się obawiam, żebym nie stał się obiektem adoracji z jego strony”. Czy wie pani, kto to powiedział? – Niestety tak. To słowa Marka Wikińskiego po oświadczeniu przewodniczącego Kampanii Przeciw Homofobii o rezygnacji z udziału w wyborach do Sejmu z list SLD. Marek Wikiński zasiada od czterech kadencji na Wiejskiej, jest członkiem władz krajowych SLD, wiceprzewodniczącym klubu poselskiego Sojuszu. Homofobiczna wypowiedź tak doświadczonego polityka to wypadek przy pracy czy ilustracja jego stosunku do środowisk homoseksualnych? – Taka wypowiedź, nawet jeśli pada z ust „mało znaczącego członka partii”, nie mówiąc już o osobie publicznej, jaką jest poseł Marek Wikiński, jest naganna i absolutnie nie powinna mieć miejsca. Gdyby to była wypowiedź jednego człowieka, można by jeszcze jakoś ją wytłumaczyć, ale ona wpisuje się w całe postępowanie Sojuszu. Dlatego obawiam się, że to nie „wypadek przy pracy”, lecz skutek braku całościowej wizji lewicowej u wielu polityków SLD: czego chcemy, do kogo powinniśmy się zwrócić. Gdyby politycy lewicy mieli wizję albo głębokie przekonania wynikające z lewicowych wartości, nie obrażaliby środowisk, na które powinni być – ze względu na wrażliwość lewicową – otwarci. Gdy usłyszałam, że SLD porozumiewa się z obrońcami praw kobiet, homoseksualistów, z zielonymi, pomyślałam: to jest to, w tym kierunku trzeba iść, bo to są środowiska, o które powinna zabiegać lewica i które powinna reprezentować. Jednak wkrótce potem pojawiły się sygnały świadczące, że SLD wycofuje się z tego – myślę o przypadkach Wandy Nowickiej i Roberta Biedronia. Słowa Wikińskiego można także odczytać jako sygnał wysłany do bardziej zachowawczego elektoratu SLD: spokojnie, nie jesteśmy aż tak postępowi. W końcu, jak pokazują badania, jedna trzecia działaczy SLD uważa homoseksualizm za niezgodny z naturą człowieka, a prawie połowa sprzeciwia się małżeństwom homoseksualnym. Z drugiej strony Grzegorz Napieralski bardzo chętnie odwoływał się do hiszpańskich socjalistów, którzy przeprowadzili wręcz rewolucję obyczajową w swoim kraju. Stąd moje pytanie, w którą stronę zmierza SLD. Wanda Nowicka trzasnęła drzwiami, bo nie otrzymała trójki na liście warszawskiej, ale to miejsce zajmuje inna kobieta – młoda warszawska radna. – Nie mam nic przeciwko jej kandydaturze, bo to działaczka SLD, osoba związana ze strukturami partyjnymi. Natomiast Wanda Nowicka zbudowała swój autorytet poza SLD, jej nazwisko jest rozpoznawalną marką w środowiskach kobiecych w całym kraju. Moim zdaniem na liście wyborczej miejsca wystarczyłoby dla obydwu pań. Nie wystarczyło. – Układając listy wyborcze, SLD musiał rozstrzygnąć problem, w jakim stopniu otwieramy się na osoby spoza partii, a w jakim na swoich. To był dylemat. Przypomnijmy, że Grzegorz Napieralski wypłynął na buncie przeciwko koalicji Lewica i Demokraci, został liderem, gdy pomysł szerokiego sojuszu lewicy, jakim miał być LiD, upadł. Swój wybór zawdzięcza partyjnym „patriotom”, obrońcom szyldu SLD, zwolennikom ścisłego reglamentowania dostępu do list wyborczych Sojuszu osobom spoza tej partii. Grzegorz Napieralski musi trzymać się tej linii – wie, że został przywódcą SLD dzięki układom w partii, a nie dzięki sojuszowi dookoła partii. Dlatego zaczął się wycofywać z projektu szerokiego porozumienia wyborczego. Przewodniczący SLD stał się zakładnikiem własnej koncepcji? – Na to wygląda. Próba otwarcia, budowy szerokiego, demokratycznego porozumienia wyborczego, przypominającego koalicję SLD budowaną w latach 90. wokół ówczesnej Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, mogła stanowić zagrożenie dla jego pozycji wewnątrz partii, bo wymagałaby podzielenia się wysokimi miejscami na listach z przedstawicielami innych środowisk. Ponadto wejście do parlamentu z list SLD grupy posłów spoza partii stanowiłoby zagrożenie dla jednoosobowego przywództwa Grzegorza Napieralskiego w sytuacji, gdy centrum decyzyjne przeniosło się faktycznie z siedziby partii do siedziby parlamentu. Sprzedany gmach SLD przy Rozbrat od dawna straszył pustkami, przedstawiciele tej partii nieprzypadkowo zapowiedzieli, że wynajmą nową, niewielką siedzibę blisko Sejmu. Gdzie kobiety na listach Stale jednak słyszymy, że SLD

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 35/2011

Kategorie: Wywiady