Hausner albo śmierć? Ludzie są zbyt mądrzy, by dać się nabierać na takie wybory Co nam chce zaoferować wicepremier Hausner? Od kilku tygodni jesteśmy poddawani presji, że rząd musi przyjąć program cięć, bo budżet ma zbyt duży deficyt. Te cięcia mają dotyczyć sfery socjalnej. Czyli rząd chce zabierać ludziom, których dochody i tak są skromne. Kilkanaście dni temu plan cięć Hausnera krążył po Kancelarii Premiera, ministrowie mogli wpisywać do niego swoje zastrzeżenia. To było opasłe dzieło, zawarte w nim zostały propozycje regulowania kolejnych sfer. Oszczędności były różne – tu 200 mln zł, tam 300 mln zł. „A czy wicepremier przewidział, jaką społeczną atmosferę wywołają jego pomysły?”, skomentował te propozycje jeden z czytających. Sprawa jest poważna, zresztą zdaje sobie z tego sprawę sam Hausner, który nie omieszkał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedzieć, że „znacznie mniejsze zmiany (w redukowaniu wydatków) wywołują zakłócenia w tak zamożnych krajach jak Niemcy czy Francja”. „Hausner idzie na wojnę”, zatytułowała swój komentarz do działań wicepremiera „Polityka”, która nie ukrywa sympatii do jego zamierzeń. I apodyktycznie grozi, że ich niezrealizowanie przyniesie katastrofę. Zastanówmy się więc, czy Hausner musiał iść na tę wojnę. Dlaczego na nią poszedł? I czy rzeczywiście stoimy wobec alternatywy Hausner albo śmierć? Czy ma on to dobrze policzone? Mit zabierania W to akurat można wątpić – Hausner jest przecież autorem programów, które miały być wizytówką rządu – „Absolwent”, „Pierwsza praca”. Furory nie zrobiły, Hausner sam przyznawał, że strategia gospodarcza rządu nie przyniosła spodziewanych efektów. Dlaczego więc mamy wierzyć, że uda mu się tym razem? Pomysły oszczędności w wydatkach socjalnych nie są nowe, od lat kolejni szefowie finansów alarmują, że tak dalej być nie może i coś trzeba z tym zrobić. To nie jest bynajmniej wysokość wydatków ponoszonych na cele socjalne. Bo w Polsce wydatki budżetowe i ponoszone na cele społeczne nie są wyższe niż przeciętna państw OECD. Rzecz jednak w tym, że w Polsce owe wydatki źle trafiają. Nie do tych najbardziej potrzebujących. Klasycznym przykładem są renty. Jesteśmy w tej kategorii europejskim rekordzistą. Średnia OECD wynosi 5,7%, czyli taką część ludności stanowią renciści w wieku produkcyjnym. Tymczasem w Polsce ta średnia wynosi 13,1%! Zatem skoro mamy 3,5 mln rencistów, a od 1945 r. nie dotknęła nas wojna, śmiało można zakładać, że połowa naszych rencistów to zwykli naciągacze. W dodatku bardzo skuteczni – bo jeżeli wypłaty dla rencistów pochłaniają 34 mld zł, to znaczy, że ci naciągacze wyłudzają rocznie 17 mld. Gdyby tę grupę udało się zdyscyplinować, dziura budżetowa byłaby o ponad jedną trzecią mniejsza! Ale to mrzonki, bo samo dobieranie się do rent, weryfikacja orzeczeń o ich przyznaniu, będzie dziełem wymagającym lat i ponadpartyjnej współpracy wszystkich posłów. Skutecznie można obcinać inne świadczenia. Likwidować świadczenia przedemerytalne, ograniczać dostęp do wcześniejszych emerytur, uszczelniać system rentowy, oszczędzać na pieniądzach służących niepełnosprawnym. Można też likwidować kolejne ulgi podatkowe. Tylko trzeba mieć świadomość skutków takich działań. Oto drobny przykład – wchodzimy do Unii i w związku z tym około 300 tys. małych firm musi dostosować się do norm europejskich. Jeśli tego nie zrobią, zostaną zamknięte. Bez wydatków inwestycyjnych – na nowe maszyny, nowe pomieszczenia – tego nie dokonają. A za co przeprowadzić inwestycje, skoro mamy najdroższy kredyt w Europie? Hausner zapowiada debatę publiczną nad propozycjami cięć. „Rząd skieruje propozycje konkretnych rozwiązań do debaty nie po to, aby odłożyć podejmowanie decyzji i uniknąć odpowiedzialności – czytamy w jednej z broszur wydanych przez jego ministerstwo – lecz po to, by przyjąć decyzje, które będą społecznie zrozumiałe i wyważone. (…) Zapewniając gospodarce pięcioprocentowe i wyższe tempo wzrostu gospodarczego, musimy w 2005 r. ograniczyć deficyt budżetowy o blisko 7 mld zł, zaś w roku 2006 o 6 mld zł”. To wszystko pięknie brzmi. Tylko że tak naprawdę jest już po debacie. Bo jednym grupom dano (jakim – o tym za chwilę), a drugim dano wybór – niech sobie wybiorą, co mają oddać. Jedni już wzięli Jak wylicza wicepremier, proponowane przez niego cięcia teraz dadzą budżetowi około 3,5 mld zł oszczędności. Czy można wierzyć
Tagi:
Robert Walenciak









