Jedziemy zabić Beksińskiego

Jedziemy zabić Beksińskiego

Jest 21 lutego 2005 r., poniedziałek. Paweł jeszcze nie wie, że wieczorem zostanie mordercą znanego malarza Kazimierz Handler W lutym 2005 r. Kazimierz Handler powie przesłuchującemu go policjantowi: „Pana Beksińskiego znam od ponad dziesięciu lat. Wykonywałem u niego różne prace wykończeniowe. Poznałem go przez członka jego rodziny, pana Emila Kuca”. Emil Kuc: „Myśmy z Bożenką prowadzili mały handelek na ulicy Bartyckiej w Warszawie – kamienie i detale budowy. A mieszkaliśmy na Włościańskiej. I tam sąsiad robił kraty na pierwszym piętrze i zapytałem go, kto mu to wykonuje, bo mi się to podobało. Dał mi adres. Nawiązałem kontakt z Handlerem i zbudował mi przegrodę w korytarzu. Później była przerwa, domek sobie wybudowałem w Emowie. Któregoś roku było osiem włamań. Postanowiłem się okratować. Zaangażowałem Handlera. Przypadł Beksińskiemu do gustu, różne robótki mu robił, złota rączka, fachowiec”. (…) Drobniaki – Gdyby pan potrzebował sprzątaczki – mówi któregoś dnia Kazimierz Handler do Zdzisława Beksińskiego – to Jola, moja żona, jest chętna. Artysta się zgadza. Wprawdzie sam pierze sobie ubrania, ale nie lubi sprzątać, nie umie prasować, nudzi go ścieranie kurzu. Jolanta Handler zaczyna u niego pracę. Na co dzień składa zamki samochodowe w podwarszawskim zakładzie i raz w tygodniu jeździ do Warszawy na Sonaty 6. Handlerowie podają Beksińskiemu stawkę – 150 zł za jeden dzień pracy Jolanty. Zgadza się. Kiedy żądają podwyżki do 250 zł, bo doszła do sprzątania kawalerka, nie odmawia. Jolanta bierze od artysty tylko 50 zł za dzień (na taksówkę do domu), bo resztę Beksiński, na prośbę Handlerów, zalicza im na poczet spłaty pożyczki za auto. Stawka w Warszawie za godzinę sprzątania wynosi 10 zł. Jolanta Handler musiałaby sprzątać ponad dobę, żeby zarobić 250 zł. A zajmuje jej to cztery godziny w tygodniu. Znajomi mówią Beksińskiemu, że jest naciągany. „Zapewne jest to drożej niż standard, ale nie będę zmieniać układu, który się uklepał i funkcjonuje. Nie cierpię żadnych zmian. Nie znam się na rynku pracy i obowiązujących cenach, o ile w ogóle są jakieś obowiązujące ceny. Na obrazy na przykład nie ma. Moją zapewne największą wadą jest brak asertywności i nieumiejętność targowania się, bo targowanie się jawi mi się jako mało eleganckie, podobnie jak dłubanie w nosie” – tłumaczy. (…) Jolancie Handlerowej w sprzątaniu pomagają nieraz dzieci. Beksiński (…) wolałby jednak, żeby dzieci Handlerów nie przychodziły. Nie umie tego jednak powiedzieć ich rodzicom. (…) Emil Kuc: „Młody Handler rozsiadał się w pokoju z telewizorem i kanały przestawiał”. (…) Na segmencie w przedpokoju stoi czarka z drobniakami na gazetę i na napiwki dla dostarczycieli pizzy. Lidia Puchalska: „Mówi kiedyś do mnie: »Pani Puchalska, co jest z tymi drobniakami? Miseczka coraz lżejsza. Niech pani zobaczy«”. Duże pieniądze Zdzisław Beksiński trzyma w szufladzie biurka, w pracowni. Bogusław Wiśniewski: „W tej szufladzie trochę kasy leżało, często była otwarta. Ale w końcu był u siebie w domu. Kiedyś mi powiedział, że od pewnego czasu ma wrażenie, że ciągle mu brakuje. Zaczął liczyć. Ginęło 100, 200, 300 zł. Zwrócił uwagę, że zdarza się to, jak przychodzi syn Handlera”. (…) We wrześniu 2004 r. artysta pisze: „Mam podejrzenia (…) jeśli idzie o latorośle pp. Handlerów, które pomagają teraz matce na zmianę w sprzątaniu mieszkania – no ale trudno to udowadniać i byłoby przykro, więc po prostu chowam rzeczy takie jak forsa. W końcu łatwo jest pociągnąć banknot z kupki lub bateryjki do discmana, bo mam zawsze spory ich zapas, ale niemożliwe jest zakoszenie aparatu cyfrowego, zaś inne rzeczy są dla szczeniaków nieinteresujące. Może w ogóle warto byłoby nabyć coś takiego jak kasa na hasło, co do tej pory raczej mnie rozbawiało, bo na myśli miałem tylko napad i to, że ktoś przypieka mnie żelazkiem do prasowania, więc w takiej sytuacji i tak podam hasło do kasy”. Mały sejf elektroniczny otwierany na kod cyfrowy Zdzisław Beksiński kupuje jesienią 2004 r. Kazimierz Handler przykręca go do ściany w pracowni. Cztery ostatnie miesiące Pawła Handlera Listopad 2004. Potem powie, że właściwie nie wie, czemu pożyczył pieniądze. Nigdy nie wydawał tyle na dyskotece, nie były mu potrzebne. Chłopak trochę starszy od niego, który wciskał mu 200

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2014, 2014

Kategorie: Książki