Nie mówmy o honorze

Nie mówmy o honorze

W Nangar Khel, biednej afgańskiej wiosce, Polacy zawsze będą się kojarzyć z grobami ośmiorga mieszkańców, kobiet i dzieci, którzy mieli nieszczęście trafić na oddział polskich komandosów. Zginęli, bo w trwającej od dziewięciu lat wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem giną głównie cywile. A najgłośniejszy terrorysta świata, którego ścigano jako symbol wszystkiego, co najgorsze, żył sobie przez kilka lat z rodziną pod bokiem pakistańskich wojskowych. Hipokryzja i obłuda tej wojny są równie wielkie jak skala cierpień ludzi i zniszczeń kraju, który bez ich woli zamieniono w gigantyczny poligon. Bierzemy udział w realnej wojnie, a mówimy o jakichś dziwolągach w rodzaju misja pokojowa czy stabilizacyjna. Załgany język polityków przyjęły media i mamy fałszywe opisy kamuflujące grozę tej wojny. Język opisujący to, co się dzieje w Afganistanie, niewiele ma wspólnego z prawdą, jest kreacją na użytek wewnętrzny. Mówi się więc o wojnie z terroryzmem, o służbie i misji, i o żołnierskim honorze. Bo gdyby się mówiło o ofiarach, przemocy, gigantycznej korupcji i złodziejstwie uprawianym przez afgańską administrację, nie dałoby się odpowiedzieć na najprostsze pytanie: w co się wpakowaliśmy? I jaki sens ma dla Polski ta okropna wojna? Mówienie o żołnierskim honorze w kontekście Nangar Khel, tak jak to zrobił minister obrony Bogdan Klich, który po wyroku sądu ogłosił, że honor polskiego żołnierza został obroniony

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański