Czy masakra na Bali zapowiada nową ofensywę Al Kaidy? „Nowy 11 września”, pisze angielski dziennik „The Sun”. Terroryści znów zadali straszliwy cios. W masakrze na indonezyjskiej wyspie Bali zginęło co najmniej 190 osób, a ponad 300 zostało rannych. Eksperci ostrzegają, że fanatyczni bojownicy Al Kaidy gotują się do nowych uderzeń. Istnieją obawy, że islamscy radykałowie pragną rozpalić dżihad, wykorzystując eksplozję nienawiści wśród muzułmanów, którą z pewnością wywoła amerykańska inwazja na Irak. Bali cieszy się sławą raju na ziemi, wyspy bogów, ojczyzny wiecznego szczęścia. Co roku przybywa tu prawie 1,5 mln turystów, żeglarzy, miłośników tańca i surfingu, których kuszą plaże ze śnieżnobiałym piaskiem, egzotyczna roślinność i turkusowe wody oceanu. Wyspa należąca do Indonezji – najludniejszego islamskiego kraju świata – zamieszkana jest przez tolerancyjnych wyznawców hinduizmu, których nie oburzają turystki w stroju topless. Do tej pory omijały ją wstrząsające Indonezją zamieszki, konflikty polityczne i etniczne. Nieszczęście spadło jak grom z jasnego nieba. Amerykańskie służby specjalne ostrzegały wprawdzie, że Al Kaida zagnieździła się w Indonezji i przygotowuje zamachy, nikt jednak się nie spodziewał, że bomby wybuchną właśnie na Bali. Wybuchły w sobotę, 12 października, 30 minut przed północą. Popularna miejscowość wypoczynkowa Kuta pełna była bawiących się ludzi. Przeważali Brytyjczycy i Australijczycy, którzy przybyli, aby jako kibice lub gracze uczestniczyć w turnieju rugby. W nocnym klubie Sari, uważanym za ekskluzywny, gdyż nie miała tam wstępu miejscowa młodzież, whisky i piwo Bintang lały się strumieniami, tańczono do upadłego przy dźwiękach muzyki Eminema. Nagle przed położonym naprzeciwko irlandzkim pubem Paddy rozległ się huk niewielkiej eksplozji. Podmuch zbił z nóg gości Paddy’ego, lecz w Sari tańczono dalej. Kilka sekund później masywna toyota kijang, zaparkowana w wąskiej uliczce 30 m od klubu, zmieniła się w ognistą kulę. Tym razem eksplozja była potężna. Fala uderzeniowa przyniosła śmierć wielu przechodniom. Natychmiast zawaliły się cienkie bambusowe ściany klubu, na głowy tańczących runął dach, wybuchły butle z gazem. Śmiertelnie przerażeni ludzie tratowali się nawzajem, usiłując wydostać się z matni. Tych, którym się to udało, zatrzymała bariera płonących motocykli i samochodów. 18-letnia Australijka Rachel Hughes widziała te sceny ze swego pokoju w hotelu Bounty: „Krzyczeli ludzie ociekający krwią, pokaleczeni, poparzeni, ubranie schodziło z nich ze skórą”. Nowozelandzki reżyser Richard Poore w pobliżu klubu kręcił film: „Ujrzałem procesję zakrwawionych, naszpikowanych odłamkami szkła ludzi. Pochód kobiet, których włosy i ciała płonęły. To było potworne”. Z klubu Sari zostały zgliszcza i czterometrowy krater, eksplozja obróciła w perzynę 20 sąsiednich budynków, restauracji, dyskotek i hoteli. Minęły dwie godziny, zanim przybył pierwszy samochód strażacki. Ci, którzy ocaleli, usiłowali chłodzić poparzonych wodą mineralną z plastikowych butelek, lecz najczęściej polewali już martwych. Niektórzy ciężko ranni wykrwawili się na śmierć w zatłoczonym szpitaliku, gdyż zabrakło dla nich bandaży. Trudno o ostateczny bilans tragedii, ponieważ tożsamość części ofiar będzie można ustalić tylko za pomocą analiz genetycznych. Australia poniosła tej nocy największe straty w ludziach od czasów II wojny światowej. Co najmniej 33 Australijczyków straciło życie, zaś 140 uznaje się nadal za zaginionych. Wstrząśnięty premier John Howard mówił o „barbarzyńskim, brutalnym, masowym morderstwie bez żadnego usprawiedliwienia” i ogłosił dzień żałoby narodowej. W zamachu straciło też życie ponad 30 Brytyjczyków; wśród zabitych są Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Holendrzy i mieszkańcy Bali. Władze indonezyjskie wszczęły śledztwo, na pomoc pospieszyły im ekipy dochodzeniowe FBI, Federalnego Urzędu Kryminalnego z Niemiec, brytyjskiego Scotland Yardu i policji japońskiej. Zatrzymano dwóch podejrzanych. Minister obrony Indonezji, Matori Abdul Dżalil, twierdzi, że tego zamachu, najbardziej krwawego od ataku na Amerykę 11 września, dokonali ludzie Osamy bin Ladena we współpracy z miejscowymi ekstremistami islamskimi. Eksperci podkreślają, że Baza, która po klęskach doznanych w Afganistanie przypuszczalnie przegrupowała siły, zazwyczaj podejmuje akcje jesienią. Do krwawej łaźni na Bali doszło w drugą rocznicę zamachu na amerykański superniszczyciel „Cole” w jemeńskim porcie Aden. W wyniku eksplozji straciło wówczas życie 17
Tagi:
Krzysztof Kęciek









